Czy słyszałeś o facecie, który w dziesiątą rocznicę ślubu zaskoczył swoją żonę, „zdeklarowanego nerda”, i urządził przyjęcie weselne dla geeków? Przez osiemnaście miesięcy przygotowywał imprezę pełną nawiązań do ulubionych zjawisk popkulturowych żony. Drużbowie mieli pod garniturami symbole superbohaterów. Każdy poziom tortu weselnego był poświęcony jednemu z ich ulubionych motywów lub seriali telewizyjnych (Superman, Gwiezdne wojny, Firefly i Doktor Who) i odpowiednio udekorowany. Obrączki niósł ich czteroletni syn w stroju Supermana. Ten człowiek zdołał utrzymać sprawę w tajemnicy przed żoną, choć wiedzieli o niej wszyscy znajomi i cała rodzina.

Był też inny gość, który w pierwszą rocznicę ślubu wydrukował ulotki z historią miłości do swojej dziewczyny i rozrzucił je po całym Nowym Jorku. Poprosił, by ludzie robili ulotkom zdjęcia i wrzucali je na Instagram albo Twitter z odpowiednim hasztagiem. W ciągu kilku godzin akcja zaczęła się rozprzestrzeniać. Dostali łącznie ponad tysiąc zdjęć, także od znanych ludzi (na przykład od dziennikarza Matta Lauera).

A może słyszałeś o człowieku, który w szóstą rocznicę ślubu przygotował dla swojej żony książkę? Przez cały rok spisywał 365 rzeczy, za które kocha swoją żonę, a potem połączył to w całość i dodał zdjęcia zrobione w ciągu lat spędzonych razem.

Takie historie zazwyczaj spotykają się z dwiema reakcjami innych mężów. Albo chylimy czoła przed tymi ludźmi i oddajemy im cześć za kreatywność (nie mówiąc już o kilku minutach sławy, które ich spotykają), albo przeklinamy ich za zawyżanie poziomu i stawianie wszystkich innych mężów w złym świetle. Ale uwaga: gdyby wszystkie te plany były ułożone bez uwzględnienia języków miłości żon, to wspomniani mężczyźni osiągnęliby sukces na miarę kupionej w sklepie kartki z wydrukowanymi życzeniami i chińszczyzny na wynos.

Nie chodzi o to, co mówisz, ale o język, jakiego używasz

Nie mam zamiaru obrażać kantońskiej kuchni (a pierożki dim sum to zawsze dobry pomysł) ani wyżywać się na mężczyznach, którzy chcą zaimponować swoim żonom. Chciałem natomiast podkreślić konieczność zrozumienia języków miłości. Każdy ma swój podstawowy język miłości – sposób wyrażania oddania i uczuć, który na niego działa, czasem wywołuje szeroki uśmiech na naszych twarzach i nie pozostawia nam żadnych wątpliwości, że ktoś prawdziwie i mocno nas kocha.

Jak już pewnie wydedukowałeś z tytułu tej książki, istnieje pięć podstawowych języków miłości:

1. Wyrażenia afirmatywne
2. Dobry czas
3. Podarunki
4. Drobne przysługi
5. Dotyk

Jeden z nich jest autostradą wiodącą do serca twojej żony. Co nie oznacza, że twoja małżonka nie zareaguje na inne języki, zwłaszcza jeśli dostrzeże, iż bardzo się starasz. Ostatecznie jednak pozostałe cztery języki miłości będą jej tak obce, jak większości osób anglojęzycznych obcy jest język kantoński. Jeśli natomiast będziesz okazywał swojej żonie miłość, używając jej głównego języka miłości, to będzie tak, jakbyś idealnie złożył się do uderzenia w baseballu albo golfie. Po prostu czuje się, że jest dobrze – a skutki są niezwykłe.

Strefa bez logiki

Logika sugerowałaby, że mężczyzn w naturalny sposób pociągają kobiety posługujące się tym samym ojczystym językiem miłości, że osoby ceniące dobrze spędzony czas łączą się z takimi samymi osobami, a ludzie potrzebujący dotyku szukają swoich odpowiedników. Logika kazałaby też założyć, że jeśli posługują się tym samym językiem, to zawsze i wszędzie będą potrafili łatwo i bez problemów okazywać swoją miłość. Amen!

Tylko od kiedy logika ma cokolwiek wspólnego z miłością?

Tak naprawdę ludzie rzadko wiążą się z osobami, które posługują się tym samym językiem miłości. W rzeczywistości mężczyźni reagujący najbardziej na wyrażenia afirmatywne zakochują się w kobietach, które najmocniej doświadczają drobnych przysług (albo dobrego czasu czy podarunków). A kobietom, które miłość odczuwają przede wszystkim przez podarunki, podobają się mężczyźni najbardziej ceniący dobry czas (albo dotyk lub drobne przysługi). I tak powstaje bariera językowa.

Na początku związku, kiedy ludzie są jeszcze w sobie zadurzeni, bariera językowa może pozostać niezauważona. Tak bardzo chcą sprawić sobie nawzajem przyjemność, że robią coś, co nie jest zgodne z ich charakterem, czyli mówią językiem miłości, którego nie rozumieją. Spędzają całe noce na rozmowach o swoich marzeniach i planach. Chodzą na długie spacery, trzymają się za ręce i obejmują. Wymieniają się drobnymi, ale znaczącymi podarunkami. Wszelkie obawy związane z różnicami między nimi zmiata tsunami uczuć i ekscytacji. Skutki? Małżeństwo, w którym małżonkowie posługują się różnymi ojczystymi językami miłości.

Nawet w tych rzadkich przypadkach, gdy para mówi tym samym językiem miłości, okazuje się, że w ramach każdego języka istnieje niezliczona liczba „dialektów”. Nie ma dwóch osób, które mówiłyby tym samym językiem i tym samym dialektem. Nie ma dwóch osób, które wyrażałyby i odczuwałyby miłość dokładnie tak samo.

Jeśli wydaje ci się, że właśnie przedstawiliśmy plan na gwarantowaną katastrofę, pomyśl o tym: w szatni wszystkich najlepszych drużyn NHL, Major League Baseball czy angielskiej Premier League można usłyszeć przynajmniej trzy (a prawdopodobnie jeszcze więcej) różne języki. Zawodnikom tych drużyn udaje się znaleźć sposób komunikacji. Ludzie, którym zależy na osiągnięciu doskonałości i sukcesu, nie pozwolą, by na drodze stanęła im bariera językowa.

Gdy kończy się miesiąc miodowy

Istnieją jednak pewne trudności. Gdy dany związek przestaje być czymś nowym i po zakończeniu miesiąca miodowego namiętność słabnie, dwujęzyczna para popada w rutynę, wraca do starych nawyków.

Mąż posługujący się językiem drobnych przysług chce okazywać swojej żonie miłość w swoim „języku ojczystym”: naprawia i czyści jej samochód, zmienia uszczelki w cieknącym kranie, maluje sypialnię i wybiera nowe dodatki na wzór tych z pokoju, który spodobał się jej w telewizji. Jego żona mówi językiem dobrego czasu i choć docenia wszystko, co robi dla niej mąż, to pragnie też długich rozmów, jakie prowadzili w trakcie randek – potrzebuje skupienia, czasu i uwagi, bo tym karmi się jej dusza. Chciałaby, żeby mąż przemówił do niej w jej ojczystym języku miłości. Tymczasem jej „zbiornik na miłość” – rezerwuar odczuć uwielbienia, docenienia, bycia dobrze znaną – zaczyna się opróżniać.

Co stanie się potem, zależy wyłącznie od konkretnej pary. Niektórzy będą winić naturalny bieg miłości i namiętności i zadowolą się tym, co zostało. Inni zrzucą winę na zapracowanie i troski dnia codziennego. Jeszcze inni pozwolą, by ich frustracje i niezaspokojone potrzeby stały się punktem zapalnym konfliktów i przyczyną oskarżeń. Niektórzy mogą cierpieć w milczeniu – wtedy każde z partnerów myśli, że coś z nim jest nie tak. Będą też i tacy, którzy przekonają siebie, iż błędem było już samo małżeństwo. Nie wiadomo, co może się stać, gdy zbiornik na miłość danej osoby opustoszeje.

Jeśli pojawia się wyzwanie, pojawiają się możliwości

Ktoś powiedział kiedyś, że szaleństwem jest powtarzanie tych samych kroków i oczekiwanie odmiennych rezultatów. Jeśli to prawda, podejście wielu małżonków próbujących przełamać barierę językową jest czystym szaleń stwem. Zwiększają wysiłki wyrażone w ich własnym języku miłości i próbują przemówić do swojego małżonka w jedyny znany sobie sposób. Innymi słowy, pracują ciężej, ale nie mądrzej. Na barki małżonka składają ciężar tłumaczenia podejmowanych działań na język, który ich partner może zrozumieć.

Dobre zamiary nie rozwiążą problemu.

Nie liczy się to, że masz dobre intencje, że starasz się tak bardzo, jak to możliwe, że inne kobiety byłyby szczęśliwe, gdyby miały takiego męża jak ty. Nie będziesz w stanie napełnić zbiornika miłości swojej żony, jeśli nie przemówisz w jej ojczystym języku miłości.

Jedynym sposobem na zbudowanie


- trwałego,
- ekscytującego,
- nieprzewidywalnego,
- zachwycającego,
- zmieniającego wasze życie

związku z twoją żoną jest opanowanie jej ojczystego języka miłości – pogodzenie się z trudami dwujęzyczności. Dobra informacja jest taka, że w tym przypadku proces nie jest nawet w połowie tak skomplikowany jak nauka zwykłego języka. Nie musisz martwić się o koniugację czasowników czy użycie odpowiednich czasów.

Wyzwanie płynnego opanowania nowego języka miłości można porównać raczej do doskonalenia uderzenia w golfie. Jeśli kiedykolwiek uczyłeś się od profesjonalistów, wiesz, że pierwszy krok polega na wyzbyciu się złych nawyków rozwijanych przez lata. W wielu przypadkach oznacza to konieczność nauki od początku. Proces ten najpierw wydaje się niezręczny – po prostu nic nie wydaje się dobre, wszystko jest nienaturalne. Jednak z czasem to zaczyna się zmieniać. Dzięki odpowiedniej liczbie po-wtórzeń zaczynasz dostrzegać pozytywne rezultaty. Podobnie jest z nauką nowego języka miłości. Jeśli posługujesz się językiem drobnych przysług, to zapewne nie będziesz czuł się komfortowo, spędzając z żoną dobry czas, w każdym razie nie na początku. Swoje pierwsze wysiłki najpewniej odczujesz jako nienaturalne i wymuszone.

Jeśli jednak utrzymasz odpowiednie nastawienie (i skorzystasz z rad oraz strategii opisanych na dalszych stronach), opanujesz drugi język miłości. Uda ci się napełnić zbiornik miłości twojej żony i sprawić, by jego stan się nie zmieniał. Uda ci się sprawić, że będzie się czuła wyjątkowo, niezwykle kochana. Doświadczysz, jak to jest być najlepszym – nie tylko jako kochający mąż swojej żony, ale też jako przykład dla dzieci, dla innych młodych ludzi, którzy takich zachowań nie doświadczają we własnych rodzinach. Dla innych mężów, którzy szukają rozwiązania swoich problemów.

Dwujęzyczność w językach miłości zmienia życie innych ludzi.

Jest to fragment książki: Gary Chapman, "5 języków miłości dla mężczyzn", Wydawnictwo Esprit, 2016.

za: opoka.org.pl