Pochodzę z rodziny katolickiej... ale tak naprawdę tak jest tylko w teori.

Nie pamiętam, abym kiedykolwiek modliła się wspólnie z rodzicami, nigdy nie przestrzegaliśmy postów. Podstawowych modlitw uczyła mnie babcia, lub katechetka w szkole. Nigdy nie rozmawiałam z moimi rodzicami o Bogu. Nigdy nie tłumaczyli mi oni kto to jest, dlaczego chodzimy do Kościoła, co Pan Jezus uczynił dla wszystkich ludzi. Nie winię moich rodziców za to, że tego wszystkiego nie robili. To jasne, że jest mi przykro, gdy patrzę na roześmiane dziecięce twarze wtulające się w swoich rodziców w Kościele. Mam łzy w oczach, gdy widzę rodziców ze swymi dziećmi przychodzącymi wspólnie na Eucharystię i wspólnie klęczących i modlących się do Boga. Ale to co się stało już się nie odstanie i pozostaje mi jedynie radość z tego, że chociaż teraz poznaję bliskość Pana Boga.

Mam na imię Agnieszka, chodzę do III klasy gimnazjum. Z wiekiem coraz bardziej oddalałam się od Jezusa... coraz bardziej odpychało mnie od Kościoła, aż w końcu zaczęłam omijać to Święte Miejsce szerokim łukiem. Wszystko się zmieniło, gdy zaczęły się przygotowania do Bierzmowania.

Musiałam co jakiś czas pojawiać się w Kościele, aby Ksiądz dopuścił mnie do tego Sakramentu. Jako córka tak "wierzących" rodziców nie mogłam nie przyjąć Bierzmowania. Na początku we wrześniu razem z moją przyjaciółką, która także za bardzo nie wierzyła w Boga poznałyśmy Księdza, który zaproponował nam przyjście na Grupę Młodzieżową. Zjawiłyśmy się na tym spotkaniu, było całkiem miło, młodzież przywitała nas z otwartymi ramionami, nikt o nic nie pytał...

Z początku wciągnęlo mnie to.. zaczęłam częściej pojawiać się w Kościele, czerpać z tego radość, w pewnym momencie byłam autentycznie szczęśliwa z życia w zgodzie z Bogiem... moja przyjaciółka tak samo. Ale okazało się, że szatan tak łatwo nie daje za wygraną. Spowrotem oddaliłam się od Jezusa i zeszłam na złą drogę, byłam wściekła, gdy codziennie słyszałam relacje mojej przyjaciółki ze spotkań na Grupie. Naigrywałam się z niej i wogle nie myślałam o Bogu, wchodziłam coraz głębiej na ściężkę grzechu i zła. To moje "niby" życie trwało przeszło ok trzech miesięcy. Co prawda moje relacje z przyjaciółką uległy poprawie, akceptowałam jej głęboką wiarę w Boga, ale dalej sama byłam daleko od Niego.

Chciałam coś zmienić w moim życiu, wiedziałam, że droga, którą krocze nie jest tą dobrą drogą. Chciałam uwolnić się od szatana i grzechu, chciałam uwierzyć... Pewnego dnia aż namacalnie czułam obecność szatana obok mnie. Powiedziałam wtedy do koleżanki: Czuję jak szatan siedzi koło mnie i obejmuje mnie ramieniem... Wtedy po raz pierwszy chciałam naprawdę zmienić moje życie. I tak się stało w czasie marcowych rekolekcji.

Pierwszy dzień rekolekcji minął zwyczajnie. Nie wsłuchiwałam się zbytnio w słowa Księdza, czułam sie nieswojo w Kościele. Po południu pierwszy raz tak naprawdę zrobiłam sobie porządny rachunek sumienia, bo na drugi dzień miałam przystąpić do Sakramentu Pokuty. W czasie spowiedzi strasznie się denerwowałam, gdy Ksiądz dawał mi już pokutę wybuchnęłam płaczem... Płakałam i płakałam z żalu i wstydu za moje grzeszne życie... Cały Kościół zdąrzył opustoszeć. Modliłam się do Boga, przepraszałam Go za moje życie i prosiłam o pomoc. W pewnej chwili podszedł do mnie Kapłan, rozmawiał ze mną, pytał się co mnie boli... Ale co ja mogłam mu odpowiedzieć? Bolało mnie serce, bolało mnie to, że byłam tak grzeszna i zła, bolało mnie to, że byłam tak daleko Chrystusa, który kochał mnie przez cały czas... Było mi wstyd za to, że On umarł za mnie i kochał mnie nawet gdy ja robiłam wszystko aby Go zranić. Rozmowa z Księdzem pomogła mi, ale najbardziej pomogło mi to, że przyjaciółki, które kiedyś tak bardzo zraniłam, teraz nie odwróciły się ode mnie, nie wypominały mi nic, tylko podały mi pomocną dłoń... za co im teraz z całego serca dziękuje!

Ostatni dzień rekolekcji.. przez cały ranek byłam taka szczęśliwa, nie mogłam się doczekać chwili kiedy przyjmę Jezusa do swojego serca, kiedy przyjmę Komunię Świętą. Trzęsłam się cała, ale były to najpiękniejsze chwile w moim życie... A te rekolekcje będę wspominała do końca życia, bo odmieniły one moje życie całkowicie...

"Gdyby człowiek wiedział jak Bóg go kocha, umarłby ze szczęscia" - umieram...

Agnieszka 

dam/adonai.pl