Bassam Tibi

Czy wolno nam swobodnie rozmawiać o konsekwencjach islamskiej imigracji w Europie, bez cenzury i autocenzury?

Czy jest możliwe i dopuszczalne wyrażanie sprzeciwu – w kontekście opinii trojga światowej sławy ekspertów, Bernarda Lewisa, Bat Ye’or i Waltera Laqueura – przeciwko narracji rządzącej dziś w merytorycznej debacie? Ta trójka myślicieli uważa bowiem, że w przyszłości Europa stanie się Eurabią. Wreszcie, czy można wyciągnąć wnioski ze statystyk przewidujących wzrost arabsko-islamskiej części populacji europejskiej?

Wśród ograniczeń wynikających z dominującej narracji o wolności słowa, w odniesieniu do tych zagadnień, znajduje się oskarżenie o „islamofobię”. Termin ten został ukuty w Iranie we wczesnych latach 80. XX w., aby stłumić wszelkie krytyczne dyskusje na temat islamu i islamizmu; został wykorzystany jako zarzut i przejęty przez lewicę. Francuski pisarz Pascal Bruckner sprzeciwia się temu trendowi. Mówi o fikcyjnej islamofobii, której głównymi ofiarami są ci, którzy nie przyłączają się do rozpaczliwej próby uczynienia tematu „islamskiej imigracji i jej konsekwencji” tematem tabu.

Znaczenie demografii

Opublikowałem książkę pod tytułem “Islamic immigration and its consequences” („Imigracja muzułmańska i jej konsekwencje”), o której milczą wszystkie niemieckojęzyczne media. Należę do ofiar. Argumenty można zawsze obalić – ale skuteczniej jest je uciszyć za pośrednictwem mediów. A co ze statystykami?

Na początku tego stulecia, w 2004 r. wspomniane ograniczenie wolności słowa (i badań naukowych) w odniesieniu do naszego tematu nie było jeszcze tak silne, jak obecnie. 28 lipca 2004 r. „Die Welt” opublikował wywiad z historykiem z Princeton, Bernardem Lewisem, zatytułowany „Europa będzie islamska pod koniec XXI wieku”. W tym samym roku, w artykule w „Weekly Standard”, autorstwa redaktora „Financial Timesa”, Christophera Caldwella, padł termin „Islamska Europa”.

Rok później urodzona w Egipcie żydowska pisarka Bat Ye’or opublikowała w Stanach Zjednoczonych wysoko cenioną książkę „Eurabia”. Mówi ona o ogromnym trendzie demograficznym i kulturowym, zmierzającym do przekształcenia Europy w twór islamsko-arabski. W dobie kryzysu imigracyjnego w 2015/2016 książka ta okazała się prorocza.

Zawsze przypominam sobie o tej książce, kiedy słyszę imigrantów, tzw. „nowych Niemców” (Herfried Münkler, politolog), którzy w transporcie miejskim czy innych miejscach publicznych, mówią bardzo głośno w prymitywnym dialekcie języka arabskiego. Jest to niepokojące nawet dla mnie, Syryjczyka, dla którego to właśnie arabski jest językiem ojczystym. Język arabski jest pięknym i wysoce cywilizowanym językiem, ale tylko wtedy, gdy opanuje się go poprzez edukację. Wykształceni Arabowie mówią po arabsku inaczej, niż słyszy się zbyt często na ulicach w Niemczech od 2015 roku, mając wręcz wrażenie, że jest się w kraju arabskim.

„Arabscy uchodźcy zmieniają Europę - nie na odwrót.”
Gazeta „Welt am Sonntag” donosi w artykule „Karalne, ale tolerowane” (28.01.2018 r.) o sprowadzaniu poligamii przez wielu syryjskich uchodźców, takich jak ten, który w ramach łączenia rodzin przywiózł do Niemiec cztery żony i 23 dzieci. Wszystko to na koszt podatnika. Gazeta dodaje: „To nie jest odosobniony przypadek”.

Prognozy statystyczne

Pomówmy o statystykach. Pod koniec listopada 2017 r. US Pew Research Center w Waszyngtonie i Nowym Jorku opublikowało prognozy statystyczne na rok 2050, które zostały potem przedstawione przez „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Według gazety, „odsetek muzułmanów w Republice Federalnej Niemiec wzrośnie z 6,1 procent w 2016 r. do 20 procent w 2050 r.”. Jako Syryjczyk i muzułmanin nie mam nic przeciwko temu, jeśli ci ludzie stają się Europejczykami i nie przenoszą konfliktów i przemocy z Bliskiego Wschodu do Niemiec. Faktem jest, że to arabscy uchodźcy zmieniają Niemcy, a nie odwrotnie. Na początku, aby uniknąć oskarżeń o uprzedzenia i sianie paniki, podkreślam stanowczo, że nie jestem przeciwko ludziom uciekającym przed zagrożeniem, ale przeciwko ewentualnym konsekwencjom, które będą mieć negatywny wpływ na Europę.

Bez względu na cytowane statystyki, ponad dekadę temu urodzona w Egipcie dziennikarka Bat Yeor, obecnie mieszkająca częściowo w Szwajcarii, a częściowo w Wielkiej Brytanii, opublikowała prowokacyjną książkę pt. „Eurabia”. Światowy autorytet Walter Laqueur swojej książce „Ostatnie dni Europy” wysuwa podobne argumenty. Pisze: „Upadek Europy jest żałosny” i dodaje, że islamska Europa „będzie się znacznie różnić od tego, co znamy i cenimy”. Laqueur, podobnie jak Bat Yeor, ma żydowskie korzenie i podkreśla swoją sympatię dla uchodźców, ponieważ on sam był trzy razy w życiu w ich położeniu. W przedmowie do swojej książki Laqueur broni się przed określaniem go mianem „prawicowca”, a właśnie taką etykietkę lewicowo-zielona narracja przylepia „odszczepieńcom”.

Niewidzialne zagrożenie

Omówmy teraz bliżej „Eurabię” Bat Ye’or. Autorka twierdzi, że wraz z islamską imigracją ma miejsce „przemiana Europy w Euro-Arabię”. Były historyk z Oksfordu i Harvardu, Niall Ferguson, chwali książkę Bat Ye’or następującym stwierdzeniem: „Późniejsi historycy pewnego dnia uznają, że słowo Eurabia było prorocze”.

Bat Ye’or zastanawia się, dlaczego europejskie media propagują przyjazną [imigrantom] kulturę. „Muzułmańscy migranci napływający do Europy są mile widziani jako twórcy Eurabii” – pisze. Tak więc zagrożenia w ogóle się nie zauważa. Czym różni się Eurabia od Europy Zachodniej? Jest mniej europejska – odpowiada Ye’or. Wydaje się, że jest to cel lewicujących europejskich zwolenników multi-kulti, którzy odrzucają europejską tożsamość, a nawet potępiają jej obronę, nazywając ją rasizmem.

Według Bat Ye’or, Eurabia byłaby rezultatem „islamizacji Europy”. Jako Żydówkę martwi ją fakt, że Eurabia łączy antyamerykanizm i nienawiść do Żydów. „Antysemityzm jest obliczem przyszłej muzułmańskiej Eurabii” – stwierdza. Zwraca też uwagę na metody propagandy zła stosowane przeciwko krytykom tego scenariusza. Każdy opór przeciwko rosnącemu napływowi muzułmańskich migrantów z krajów arabskich i muzułmańskich do Europy będzie piętnowany jako rasizm i okryty niesławą.

Dziesięć lat przed badaniami Pew, Bat Ye’or użyła danych demograficznych jako argumentu. Pomiędzy połową XX a początkiem XXI wieku całkowita liczba Arabów wzrosła z 80 do 320 milionów. Dziś możemy mówić o około 400 milionach Arabów, z których 50 procent ma mniej niż 20 lat. Ucieczka do Europy jest dla nich jedyną perspektywą na przyszłość. Właśnie dlatego Bernard Lewis w cytowanym wywiadzie zasugerował, że Europa będzie arabsko-islamska pod koniec XXI wieku. Również Ye’or stwierdza: „Integracja ogólnie się nie powiodła”. Zamiast tego ma miejsce islamizacja.

Bat Ye’or broni swojego stanowiska, podkreślając, że nie ma zastrzeżeń wobec muzułmanów, lecz jedynie do ustępstw wobec religijnych i politycznych norm imigrantów muzułmańskich. Jest także przeciwna tym muzułmańskim imigrantom, którzy odmawiają integracji z kulturą europejską. W takim rozwoju imigranci nie stają się Europejczykami, ale Europa staje się mniej europejska poprzez kulturową arabizację.

Wyspa wolności

Teraz dochodzę do postawionego na wstępie pytania – dlaczego ja, jako imigrant z Syrii, będę walczył o świecką Europę, a nie o Eurabię i przyjmę takie samo stanowisko jak Bernard Lewis i Bat Yeor? Już w 1998 roku odpowiedziałem na to pytanie w dedykacji mojej opublikowanej wówczas książki „Europa bez tożsamości?”. Dedykacja była przeznaczona dla mojego żydowskiego nauczyciela Maxa Horkheimera. To od niego usłyszałem, że Europa jest „wyspą wolności” w „oceanie tyranii”. I to jest ta dedykacja.

W związku z kryzysem związanym z uchodźcami w latach 2015/2016 opublikowałem nowe wydanie tej książki z nowym podtytułem: „Europeizacja lub islamizacja”. Syria, skąd pochodzę, jest ilustracją tego „oceanu tyranii”. Tam rządzący szyici, alawici i sunnici zabijają się wzajemnie od siedmiu lat. Będzie to trwało w nadchodzących latach i dekadach. Szwedzko-włoski dyplomata z ONZ Staffan de Mistura uważa, że rozwiązanie konfliktu syryjskiego jest trudniejsze niż zakończenie wojny trzydziestoletniej.

Nie chodzi tylko o Syrię, ale także o Irak, Liban, Jemen i Afganistan. Problem rozprzestrzenia się na wszystkie kraje Bliskiego Wschodu. Europa nie może powstrzymać demograficznej eksplozji w tych krajach poprzez przyjmowanie milionów uchodźców, bo to doprowadzi ją do upadku. „Ocean tyranii” z Bliskiego Wschodu dociera do Europy jako Eurabia.

Jakie wnioski można wyciągnąć z powyższej dyskusji o Eurabii? Faktem jest, że udział islamistów w populacji europejskiej będzie nadal wzrastał, bez integracji. Faktem jest, że UE nie ma polityki radzenia sobie z tym zjawiskiem, które zagraża przecież jej istnieniu. Faktem jest również, że nie mamy do czynienia z azylantami politycznymi, lecz z migracją narodów.

Moralizatorstwo nie ma racji bytu

Pierwszy wniosek jest taki, że moralizowanie nie rozwiązuje tego problemu; jest równie szkodliwe jak polaryzacja przeciwieństw i islamofobia. Europa potrzebuje polityki, która spełni dwa zadania: z jednej strony przekształci nielegalną migrację w uporządkowaną imigrację. Taka regulacja obejmuje kwoty i ograniczenia liczbowe krajów przyjmujących, zależnie od ich możliwości. Ponadto każdej imigracji musi towarzyszyć polityka integracjyjna. W przeciwnym razie pojawią się równoległe społeczeństwa, które w dłuższej perspektywie pomogą przekształcić Europę w Eurabię.

Z tego powodu w kilku artykułach w „Basler Zeitung” pisałem już o integracji muzułmanów jako obywateli, jako jednostek, a także przeciwko tworzeniu mniejszości, którym przysługują prawa mniejszości, lecz które zmienią swoje zachowania, gdy tylko staną się większością.

Tłumaczenie GB na podstawie: https://m.bazonline.ch

Bassam Tibi, politolog, muzułmanin i czołowy propagator reformy islamu; twórca idei „euroislamu” oraz terminu „Leitkultur”. Urodzony w Syrii, spędził wiele lat pracując na uniwersytetach w Niemczech (m.in. w Getyndze), a następnie wykładał na Harvardzie, Princeton i Berkeley. W Polsce ukazał się jego „Fundamentalizm religijny” (PIW, Warszawa 2004. Był doradcą rządu Niemiec; obecnie został odcięty przez rząd Merkel od debaty publicznej.

Opinie autorów publikowanych tekstów nie zawsze odzwierciedlają stanowisko redakcji Euroislamu.

yenn/euroislam.pl