Jagiellonia.org

Nie, nie chodzi o wspaniały I Koncert Fortepianowy Piotra Czajkowskiego, ale o dzieło innego rosyjskiego autora, również wzbudzające zachwyty na całym świecie. Kompozytor skromnie ukrywa się pod zmienianymi od czasu do czasu pseudonimami – a to „Lenin”, a to „Stalin”, ostatnio „Putin”, lecz sens i brzmienie jego utworu jest zawsze takie samo: optymistyczna, zapowiadająca świetlaną przyszłość uwertura, wspaniała rewolucyjna kulminacja z hukiem dział i crescendo kulomiotów, potem marche funèbre dla wrogów postępu, wreszcie rozbrzmiewa porywający finał zwycięstwa, swoista Oda do Radości, po której na przerzedzonej salwami widowni zapada martwa cisza pod oklaski tych, co już w trakcie koncertu przyłączyli się do „ansambla” i dlatego przeżyli… 

To muzyczne skojarzenie nasuwa się nieprzypadkowo, wszak o polityce Kremla od lat powiada się, że mistrzowsko uprawia „grę na wielu fortepianach”, co ostatnio zyskało miano wojny hybrydowej. Nie zawsze musi ona być prowadzona z użyciem czołgów, rakiet i „zielonych ludzików”, jak teraz na Ukrainie, równie dobrze mogą ją niezauważalnie prowadzić w całej Europie – a i na świecie – rosyjscy agenci wpływu z użyciem „pożytecznych idiotów”, n.p. zdebilałych rusofilów-pacyfistów, kórych lęk i obrzydzenie wzbudza mundur US Army w Polsce, ale całkiem go nie brzydzą, wręcz przeciwnie, zachwyt wzbudzają, mundiry Krasnoj Armii w tejże Polsce – na razie tylko na estradzie…

Oto znów zaszczycił nas swymi występami tzw. „Chór Aleksandrowa”, od powstania w 1928 r. noszący oficjalnie nazwę Zespół Pieśni i Tańca Armii Czerwonej (od 1946 – Armii Sowieckiej), dwukrotnie odznaczony przez ukochanego patrona – Stalina – Orderem Czerwonego Sztandaru. Jego pierwszym kierownikiem muzycznym był kompozytor Aleksandr Aleksandrow, twórca muzyki do stalinowskiego hymnu Kraju Rad z 1944 – jego tekst był dwukrotnie zmieniany, ale muzyka pozostała wciąż ta sama i pompatyczne dźwięki początkowe po dziś dzień robią wrażenie – mnie osobiście mrożąc krew w żyłach. Moja wypowiedź na ten temat w tym duchu zmroziła najwidoczniej krew w żyłach „inżynierom dusz” z polskiego nadzoru Facebooka, bo natychmiast dostałem 30-dniowe karne wykluczenie z jego stron. A poszło o awanturę w Bydgoszczy, gdzie koncert „Chóru Aleksandrowa” został zakłócony w szczególny sposób, o czym za chwilę dokładniej.

Wkleiłem informację o tym incydencie z dopiskiem od siebie, że „salonowi” obrońcy sowieckiego/rosyjskiego narzędzia indoktrynacji obłudnie zapewniający, że to przecie „tylko muzyka”, w dodatku piękna i „po co do tego mieszać politykę” powinni w takim razie zaprosić na występy w Polsce jakiś chór neonazistów z Niemiec. Dlaczego bowiem „kulturalna” publiczność zapełniająca sale podczas koncertów chóru jednej armii okupacyjnej nie miałaby dostać szansy na zachwycanie się produkcjami muzycznymi drugiej? Czymże gorszy Wehrmacht i SS od Armii Czerwonej i NKWD, patronów „Chóru Aleksandrowa”? Wszak facynujące marsze Luftwaffe, Kriegsmarine czy Waffen SS w niczym nie ustępują muzycznie analogicznym produkcjom sowieckim? Pewną pociechą było dla mnie – a sądząc z szerokiego odzewu internautów, dla wielu Polaków i Ukraińców – że jednak występy tuby propagandowej Putina wzbudziły w naszym kraju jakiś protest.

Oto koncert chóru w Bydgoszczy został na chwilę zakłócony przez dwóch panów, którzy wbiegli na scenę i zanim ich usunęli ochroniarze machali polską i ukraińską flagą z okrzykami „Łapy precz od Ukrainy”, nieudolnie próbując też rozwinąć transparenty o treści: „Kremlowski raszyzm won za Don” i „Chwała Ukraińcom walczącym za wolność waszą i naszą”. No i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie moja – nie przyrodzona, a nabyta na studiach w Moskwie – paskudna podejrzliwość, każąca mi się obsesyjnie we wszystkich nie do końca jasnych zdarzeniach doszukiwać „długiej ręki Kremla”. Nie zdziwiła mnie więc obecność osobników z flagą „Donieckiej Republiki” na manifestacjach „żółtych kamizelek” w Paryżu, a gdy poskrobałem sprawę manifestacji patriotycznej z ukraińskim akcentem, która miała miejsce w Bydgoszczy, spod biało-czerwonego i błękitno-żółtego decorum wylazła znana moskiewska morda. Pierwszym sygnałem, który wzbudził moje podejrzenia, było uporczywe określanie w internecie dwóch demonstrantów mianem „aktywistów”.

No, aktywni byli – ale w czyim imieniu? Swoim, wszystkich Polaków, a może Ukraińców? Na ogół jednak mianem aktywistów określa się osoby działające w jakiejś partii czy stowarzyszeniu i po wykonaniu elementarnej pracy dziennikarskiej ustaliłem o jaką tu organizację chodzi – otóż obaj aktwiści, których nazwisk nie przytoczę, by im nie robić niezasłużonej reklamy, należą do ruchu Obywatele RP! Zaś ich „niespodziewane” wtargnięcie na scenę dziwnym trafem sfilmowała jedyna obecna tam ekipa zdjęciowa, należąca do portalu, który sam przedstawia się następująco: „OKO.press to portal sprawdzający fakty i prowadzący dziennikarskie śledztwa, medium społecznościowe i archiwum życia publicznego. Chcemy stać się obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Zwłaszcza obecnej. Populizmowi, prawicowym fundamentalizmom i nacjonalizmowi towarzyszy dziś zalew półprawd, przekłamań, słów wypowiadanych bez odpowiedzialności i sensu. Jak w wielu miejscach na świecie, grozi nam paraliż demokracji.”

Dla mnie określa to wystarczająco ideowy format tego portalu, a zatem i jego wiarygodność, choć moi znajomi zajmujący się tematyką wschodnią twierdzą, że mimo lewicowości publikuje on również wartościowe teksty na tematy ukraińskie, czy o rosyjskiej wojnie informacyjnej przeciw Polsce. Ponieważ szanuję zdanie tych moich rozmówców, ocenie Czytelników pozostawiam, czy wziąć za dobrą monetę przypadkowość i bewiedność udziału dziennikarzy OKO.press w tym incydencie, wedle mnie noszącego jednak wszelkie znamiona prowokacji… No, dobrze, ale co to wszystko ma wspólnego z projektem Międzymorza, którym się w moich tekstach publicystycnych najczęściej zajmuję? Trzeba być naiwnym, by nie widzieć związku – Rosjanie zgodnie z naukami sztuki wojennej chińskiego klasyka Sun Zi z VI w. przed Chrystusem, zanim dokonają agresji zbrojnej, starają się zniweczyć siły moralne przyszłej ofiary, co poważnie ogranicza jej zdolność do obrony.

We wszystkich krajach Trójmorza intensywnie działa rosyjska agentura wpływu, podkopując nasze związki sojusznicze. Zresztą dotyczy to praktycznie wszystkich naszych natowskich sojuszników – Zespół koncertował w 74 krajach, wszędzie budząc podziw i pozytywne emocje, m.in. w USA i Wielkiej Brytanii, a już szczególnym powodzeniem cieszył się zawsze we Francji. To w tym kraju odbył się pierwszy zagraniczny koncert Chóru Aleksandrowa w roku 1937, tym samym, w którym Stalin rozpętał w Kraju Rad kolejną, największą falę masowych prześladowań i zbrodni.

Nie przeszkodziło to zlewaczałym Francuzom zaprosić reprezentantów było nie było Armii Czerwonej w celu uświetnienia Wystawy Światowej w Paryżu i… nagrodzenie go Grand Prix tej Wystawy! Jak skutecznie używają Rosjanie sztuki muzycznej do mącenia w głowach niezbyt lotnych obywateli Zachodu (a niestety, okazuje się, że i Polaków!) opisał celnie już w 1963 na przykładzie reakcji Anglików Marian Hemar w „Koncercie Armii Czerwonej”, z którego przytoczę końcowy fragment ku przestrodze:

Ten zespół Czerwonej Armii –
Szlagier! Szlagier sezonu!
Potem przed Albert Hallem
Spytali mnie na ulicy
Rozentuzjazmowani
Znajomi moi, Anglicy –
Jak pan się bawił? Pytali
Rozgrzani i pochwalni:
Ci żołnierze sowieccy,
Nad wyraz muzykalni,
Prawda? „Tak jest”, odrzekłem
„To notorycznie przecie
Najbardziej muzykalne
Wojsko na całym świecie
To jeszcze nic, co w Londynie,
To mało, co w Albert Hallu,
Trzeba ich było w Brodach
Posłuchać… w Tarnopolu…
Trzeba to było słyszeć
Jak ich śpiew rósł w oddali
We Lwowie, na ulicy
Żółkiewskiej, gdy jechali
Od rogatki w kadłubach
Swych pancernych kolosów –
Śpiewali „Wołga, Wołga…”
Śpiewali na osiem głosów
Od cudownej harmonii
Dreszcz przenikał do kości,
Nie można było się oprzeć
Takiej muzykalności,
To muzykalna armia, z
Londynem jej nie mierzcie,
Trzeba wam było słyszeć
Ich koncert w Budapeszcie!
Z czołgów – trach! z cekaemów
Po oknach – trach! po roletach,
Po widzach, po słuchaczach,
Po dzieciach, po kobietach…
I śpiewali! Z zachwytu
Ludzie jak muchy marli.
Nie można się było oprzeć.
Węgrzy się nie oparli.
To muzykalne wojsko.
Kto słyszał w brzozowym lasku,
W Katyniu jak śpiewali,
Wśród kul bzyku i trzasku –
„Razłuka moja, razłuka…”
I „Ałławerdy…” – to wiecie,
Najbardziej muzykalna
Armia na całym świecie.
Co ja tego śpiewania
Posłucham, wiecie – to mi
Po grzbiecie biegną ciarki
Z zachwytu”. – moi znajomi,
Anglicy, z wielkim dla mnie
Uznaniem zawołali:
„To ładnie, że pan, choć Polak,
Lecz tak bezstronnie chwali
Zespół Czerwonej Armii…
To aż brzmi niemal dziwnie…
Oby każdy z was umiał
Sądzić tak obiektywnie…”

13 grudnia 2018 jakoś tak mi się skojarzyło… 

Jerzy Lubach

Jagiellonia.org