Przedziwna maniera wdarła się przebojem do polskich stacji telewizyjnych, szczególnie widoczna w programach informacyjnych,  jak i specjalistycznych kanałach o tym profilu. I to zarówno do telewizji publicznej jak i wszystkich prywatnych. Skrzywienie to przez kilka lat było znakiem rozpoznawczym TVN. Nawet nie będę wymieniać nazwisk tych, którzy z zapałem i wytrwałością wyrąbywali drogę do tego sposobu podawania wiadomości. Do dziś zresztą są nadal wzorami, do których doszlusowują kolejne pokolenia reporterów oraz czytających informacje, zwanych kiedyś po prostu spikerami.  

Maniera ta sprowadza się do tego, że najbardziej banalnym informacjom, sposobem wypowiedzi, modulacją głosu i barwą tonu, nadaje się bez żadnych ku temu podstaw niebywałą rangę. – Ewa Kopacz oświadczyła, że pan prezydent jako pierwszy pozna skład rządu – podawano zapewnienie przyszłej premier. Kiedy słuchałem tego zdania,  powtarzanego wielokrotnie we wszystkich możliwych wariantach w wielu telewizjach,  brzmiało mi w uszach niesamowite nadęcie,  z jakim kolejni reporterzy na wizji oznajmiali tę banalną informację, z niemal takim przejęciem , jakby planeta ziemia została zaatakowana z kosmosu przez nieznane, straszne monstra, większe od Godzilli, które za chwilę zniszczą naszą cywilizację.

Wyglądało to jak groteska. Tym bardziej, że większość z tych reporterów doskonale wiedziała, iż w gruncie rzeczy jest to kłamstwo, które z lekkością motyla wyskoczyło – nie pierwsze, nie ostatnie - z ust Ewy Kopacz. Wiadomo, że pierwszym człowiekiem, który pozna zaproponowane prezydentowi przez Ewę Kopacz  nazwiska kandydatów do jej gabinetu,  będzie Donald Tusk, który przed prezydentem ten skład, znany sobie w całości na wylot, bo go z Ewą Kopacz układał, uściskiem dłoni, a może klepnięciem po plecach przyszłą premier,  musi zaakceptować. Poznają go też pewnie inni bliżsi współpracownicy Donalda Tuska i Ewy Kopacz. W rzeczywistości  Ewa Kopacz, chciała oświadczyć tylko tyle, że prezydent dowie się wcześniej niż media, kto będzie w jej rządzie. Ale to by dopiero była rzecz błaha, nie wywierająca żadnego wrażenia. Nie warta tak ważnego urzędu, jakim jest premier. A Ewa Kopacz wie, jak stanąć na wysokości swojego urzędu, posługując się małym szwindelkiem werbalnym.  

Z taką samą emfazą w głosie, jakby podawano wiadomość o odkryciu niezawodnej szczepionki przeciwko wirusowo Ebola albo o decyzji Putina, wedle której postanowił zwrócić Ukrainie Krym i zaprzestać walk w Donbasie, reporterzy podawali kalendarz, wedle którego będą podejmowane kolejne kroki, które doprowadzą do powstania rządu, a tym samym zamknięcia współczesnej polskiej epopei, mającej elektryzować przez kilka tygodni  opinię publiczną. Od spotkania z prezydentem i przekazaniem mu składu nowego rządu, poprzez jego zaprzysiężenie,  do wygłoszenia w Sejmie przez Ewę Kopacz ekspoze. W piątek dziennikarze telewizyjni przeżywali ekstazę, podając nazwiska przyszłych ministrów. 

Nienaturalne przekazywanie informacji podniosłym tonem przez telewizyjnych reporterów i spikerów, siłą rzeczy ma nadawać również im samym większe znaczenie. To oczywiste – wiadomości  o niezwykłym ciężarze gatunkowym, mające fundamentalny wpływ na losy całego państwa, nie mogą przekazywać nie wiele znaczące figury. To naturalna zachęta, aby podawali je z odpowiednią, ale niestety sztuczną - i jak się mówi w środowisku – „podkręcaną” intonacją, podobnie jak podkręca się – choć, co zrozumiałe innymi środkami – teksty przeznaczone do druku. 

Manierą przeciwną, o wiele rzadziej występującą, bo jest ona o wiele trudniejsza od wcześniej opisywanej, jest rzekoma swoboda, fałszywa naturalność. Niemal na pograniczu nonszalancji. Jej wyznawcy i praktycy są przekonani, że osiągnęli mistrzostwo świata w stworzeniu pozorów naturalności. W gruncie rzeczy to równie karykaturalna wersja przekazywania informacji jak pierwsza.   

Ciekawe, że większość dziennikarzy, o których tu piszę, wyszła z radia, gdzie zawsze dbano o kulturę języka włącznie do dziś. I niemal wszystkich tych ludzi, po kilku latach telewizja tak straszliwie pokiereszowała, bo nie chcę mówić – zniszczyła.  

Powiedzmy prawdę. Wspomniany terminarz  powstawania rządu czy jego skład można spokojnie podać takim samym głosem jak np. informację: „Dziś na bazarku przy ulicy Polnej świeże jajka są w cenie – w zależności od wielkości – od 50 do 70 groszy za sztukę”. Nawiasem, dla większości Polaków ta informacja ma większe znaczenie niż to, kto jest w rządzie.

Jerzy Jachowicz/Sdp.pl