Mało jest w Polsce obiektów tak trwale i pięknie związanych z naszą najnowszą historią militarną, jak budynek poczty w centrum Gdańska, której pracownicy bohatersko odpierali przez kilka godzin 1 września 1939 roku atak przeważających sił niemieckich. Część z nich poległa, inni zostali skazani na karę śmierci albo osadzeni w obozach koncentracyjnych.

Ten chwalebny epizod trafił po 1945 roku do podręczników szkolnych, każdy Polak jednoznacznie kojarzy więc to miejsce z ofiarą krwi przelanej za ojczyznę.

Nic tedy dziwnego, że powszechne oburzenie wzbudziło pojawienie się napisu Postamt na innym budynku w Gdańsku, w którym również mieściła się przez długie lata polska poczta. Pomorski konserwator zabytków tłumaczy, że został on odkryty podczas prac remontowych.

Nikt nie neguje, że jest to oryginalna nazwa, ale czy koniecznie trzeba ją eksponować właśnie w mieście, w którym w czasach Wolnego Miasta Gdańska mieściła się sławna polska placówka pocztowa, a bojówki NSDAP urządzały pod nią antypolskie manifestacje?

Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz powiedział TVP Info, że należąca przed remontem do Polskich Kolei Państwowych nieruchomość została sprzedana prywatnemu właścicielowi i to właśnie on podjął decyzję o przywróceniu napisu.

Mam nadzieję, że władze samorządowe i państwowe szybko pójdą po rozum do głowy i wpłyną na nowego właściciela tego obiektu, aby kierował się bardziej polską niż niemiecką wersją historii.

Jerzy Bukowski