Na marginesie sporu o to, kto ma zarządzać miejscem pamięci na półwyspie Westerplatte (władze państwowe czy samorządowe?), chcę zabrać głos w bardziej generalnej sprawie.

Uważam, że najważniejsze dla polskiej historii obiekty i tereny powinny być własnością państwa, co nie oznacza, że samorząd miałby zostać z nich całkowicie wyeliminowany. Optymalnym rozwiązaniem jest zgodna współpraca obu władz, ale w sytuacji konfliktowej pierwszeństwo musi należeć do państwa. Grunwald, Oleandry, Westerplatte, sala BHP Stoczni Gdańskiej i wiele podobnych miejsc symbolizują przecież wysiłek całego narodu w walce o niepodległość Polski lub jej odzyskanie, a nie tylko jakiegoś regionu.

Skoro przywołałem Oleandry, to właśnie one stają się obecnie znakomitym przykładem twórczego porozumienia Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z prezydentem Krakowa. Dom im. Józefa Piłsudskiego przy alei 3 Maja 7 jest własnością gminy miejskiej, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby - po usunięciu stamtąd wreszcie dzikiego lokatora - jego część została zagospodarowana przez działające w imieniu MKiDN Muzeum Narodowe w Krakowie, które chce tam utworzyć jako swój kolejny oddział Muzeum Czynu Niepodległościowego z prawdziwego zdarzenia (obecnie działające zostało poddane druzgocącej krytyce przez ministerialnych kontrolerów, którzy zażądali jego zamknięcia).

Nie po raz pierwszy i z pewnością nie ostatni Kraków udowadnia, że można dla dobra wspólnej dla wszystkich Polaków sprawy dogadać się oraz owocnie współpracować. Byłoby dobrze, gdyby za jego przykładem podążyły inne samorządy, ponieważ spory i kłótnie o to, kto ma większe prawo do kultywowania przeszłości, są żenujące. Jeżeli któryś z nich jest jednak nazbyt uparty i nie chce iść na żadne ustępstwa, musi wkroczyć państwo, bo to jego obowiązkiem jest dbałość o narodowe imponderabilia.

Jerzy Bukowski