Krótko trwała radość profesor Moniki Płatek. Kilka dni temu na pytanie dziennikarza Radia TOK FM, czy można już zwracać się do niej per „pani europoseł” zapewniała, że tak, ponieważ Robert Biedroń dotrzyma danego przed wyborami słowa i zrezygnuje na jej rzecz (jako drugiej na warszawskiej liście Wiosny) z mandatu w Parlamencie Europejskim, który uzyskał 26 maja obiecując, że wystartuje w jesieni do walki o miejsce w Sejmie.

W tej samej rozgłośni jej nadzieje mocno ostudził (a może nawet rozwiał) partner lidera Wiosny Krzysztof Śmiszek. Kto jak kto, ale on najlepiej wie, co zamierza zrobić jego ukochany, a zarazem partyjny przełożony. A jego zdaniem Biedroń nie zrzeknie się euromandatu.

- Robert Biedroń dzisiaj jest w Brukseli, jest szefem naszej krajowej delegacji trzyosobowej. Weszliśmy do frakcji socjaldemokratów i Robert Biedroń odebrał zaświadczenie i jest europarlamentarzystą Da się to połączyć z ciężką pracą w Polsce. Można poświęcić te kilka tygodni, żeby poprowadzić partię do jak najlepszego wyniku. Jestem zwolennikiem, żeby Robert Biedroń był w europarlamencie przez pięć lat. Decyzja, czy wystartuje do Sejmu, będzie podjęta w ciągu najbliższych tygodni - powiedział Śmiszek.

Wprawdzie ostatnie zdanie pozostawia cień nadziei dla prof. Płatek, ale nie sądzę, aby mogła być optymistką, zwłaszcza że Biedroń odebrał zaświadczenie i formalnie jest już europarlamentarzystą, szefem trzyosobowej reprezentacji Wiosny (są w niej także Sylwia Spurek i Łukasz Kohut), która weszła do frakcji socjaldemokratów.

To, że politycy kłamią i oszukują nie jest niczym dziwnym. Zachowanie Biedronia jest jednak wyjątkowo obrzydliwe. Nie musiał przecież składać żadnych deklaracji przed wyborami do PE, lecz jedynie zasugerować, że po ewentualnym zwycięstwie rozważy możliwość ustąpienia miejsca osobie drugiej na liście. Postąpił inaczej, czym z pewnością zraził do siebie sporo zwolenników, którzy do tej pory łudzili się, że jego słowo ma jakąś wartość.

Jerzy Bukowski