Wiem, że jest lato, że do Krakowa znowu przyjechało mnóstwo turystów, że panuje upał i chce się pić, a alkohol spożywany w wysokich temperaturach nie wszystkim służy, podobnie jak przedawkowywanie narkotyków.

Mimo powyższych zastrzeżeń jestem jednak przerażony tym, co dzieje się w duchowej stolicy Polski, zwłaszcza w godzinach późno wieczornych i nocnych, kiedy podwawelski gród - jak to się eufemistycznie określa - „tętni życiem”. Nie bardzo pasuje mi to określenie, ponieważ idąc rano przez centrum miasta mam wrażenie, że jestem na polu bitwy, gdzie ciężko ranni wzywają pomocy, a zabici śpią snem może nie tyle wiecznym, co bardzo mocnym.

Rozumiem, że dla wielu ludzi dobra zabawa jest równoznaczna z upiciem się do nieprzytomności lub zażyciem sporej ilości narkotyków, ale nie mogę zaakceptować krajobrazu mojego ukochanego miasta znaczonego głównie pijakami i narkomanami.

Co robi policja, gdzie jest Straż Miejska? Czyżby jej funkcjonariusze całkiem błędnie interpretowali pojęcie tolerancji, które najwidoczniej oznacza dla nich pełną akceptację dla zachowań, które powinny być ścigane i karane z mocy prawa?

Jest mi kompletnie obojętne, czy Kraków zamieniają w pijacką i narkomańską melinę Brytyjczycy, Skandynawowie, Amerykanie, czy przedstawiciele jakiejkolwiek innej nacji. Domagam się od jego władz oraz od stróżów porządku publicznego zdecydowanej reakcji na te obrzydliwości.

Jerzy Bukowski