Wielkich zmian w rządzie nie będzie, o ile będą w ogóle jakiekolwiek - deklaruje wicepremier Jarosław Gowin, szef Polski Razem. W rozmowie z "Rzeczpospolitą" powiedział, że premier Beata Szydło nie straci stanowsika.

"Głęboka rekonstrukcja wymagałby uzgodnień z koalicjantami z Solidarnej Polski i Polski Razem, a do takich rozmów nie doszło. Zmiany w rządzie – jeśli w ogóle do nich dojdzie, w co wątpię – będą niewielkie. Na pewno nie dotkną premier Szydło" - stwierdził dosłownie Gowin.

Pytany, czy Szydło nie zostanie zastąpiona przez Mateusza Morawieckiego, kategorycznie zaprzeczył. "Na pewno nie. Nie ma takiej potrzeby. Premier Szydło jest w dobrej formie, należy do ścisłej czołówki polityków cieszących się największym zaufaniem, a nasze notowania w sondażach zbliżają się do 40 procent" - odparł Gowin.

Gowin zapewnił też, że bardzo dobrze czuje się na stanowisko szefa ministerstwa nauki i szkolnictwa wyższego. Jak powiedział, najchętniej pozostałby nim do emerytury...

Minister podkreślił też, że dawno porzucił już idealistyczne wyobrażenia o polityce. "Wiem, że polityka od podszewki daleko odbiega od arystotelesowskiego ideału rozumnej troski o dobro wspólne. Wiem też, że i po naszych rządach będzie wiele do poprawy. Ale jednocześnie jestem pewien, że jako członek rządu premier Szydło przykładam rękę do dobrych spraw i że na scenie politycznej nie ma dziś obozu, który mógłby dla Polski zdziałać więcej niż my" - powiedział Gowin.

Gowin był pytany o ocenę pracy Zbigniewa Ziobry. Przyznał, że przygląda mu się z zazdrością, bo gdy sam był ministrem sprawiedliwości w rządzie Tuska, to nie mógł przeprowadzić żadnych głębokich reform. Teraz większość tego, co robi Ziobro, Gowin "ocenia pozytywnie".

Wicepremier zadeklarował też, że osobiście jest zwolennikiem zmiany polskiego ustroju na model kanclerski. "Jestem zwolennikiem modelu kanclerskiego, wyboru prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe i przekazania mu uprawnień symbolicznych. Cała władza powinna być w rękach premiera" - powiedział, dodając, że Polaków byłoby raczej trudno przekonać do rezygnacji z wyborów prezydenckich.

mod/rzeczpospolita.pl