Janusz Świtaj mówi o sobie: - Jestem żywym przykładem na to, że zawsze trzeba sobie stawiać cele i konsekwentnie dążyć do ich realizacji.

Właśnie rozpoczyna studia z psychologii na Uniwersytecie Śląskim. Jak sam mówi, wybrał ten kierunek studiów, gdyż dzięki zdobytej wiedzy z psychologii, będzie mógł lepiej pomagać podopiecznym fundacji Anny Dymnej. W codziennej nauce panu Januszowi pomagać będzie jego asystentka, która będzie nagrywała dla niego wykłady: - Jestem jego uszami, oczami i rękami - tłumaczy w TVN24.

"Janusz Świtaj uległ wypadkowi motocyklowemu w 1993 r., na dwa tygodnie przed osiemnastymi urodzinami. W jego wyniku doszło do zmiażdżenia rdzenia kręgowego i złamania kręgów szyjnych. Jest sparaliżowany, oddycha za pomocą respiratora. W 2007 r. jako pierwszy w Polsce złożył do sądu wniosek o zaprzestanie terapii utrzymującej go przy życiu. - Gdybym był przytomny i wiedział i zdawał sobie sprawę, jaki mam uraz, nie pozwoliłbym się podłączyć do respiratora - mówił wtedy - przypomina TVN24.

Panu Januszowi pomogła Anna Dymna i jej fundacji. Trzeba powiedzieć, że dzięki tej aktorce i jej pracy charytatywnej, w Janusza na nowo wstąpiła wola życia. Anna Dymna: - Czasami, jak człowiek jest załamany i czuje się niepotrzebny, to wystarczy się do niego uśmiechnąć. Czasami wystarczy go kopnąć. A czasami wystarczy go o coś poprosić.

Wola życia zwyciężyła, a optymizm pana Janusza jest zaraźliwy. - Gdy wstaję rano i mamy słońce, piękny dzień, to już jest ogromny powód do radości - mówi świeżo upieczony student.

Pan Janusz jest żywym dowodem na to, że eutanazja nie może być prawnie usankcjonowana, gdyż jest antyludzkim, chwilowym wyborem!

sm/TVN24