W artykule „„Kler” nadciąga. Obywatelu, idź na ten film!” opublikowanym na blogu na stronie lewicowego tygodnika „Polityka” lider ateistów w naszym kraju i były aktywista żydowskiej loży masońskiej Bnai Brith Jan Hartman zaapelował o oglądanie filmu „Kler”. Podobnie przed laty z entuzjazmem Lenin głosił, że „kino to najważniejsza ze sztuk”.

 

Jan Hartma nazwał film Wojtka Smarzowskiego „Kler” dawno wyczekiwanym, i zaapelował by demonstracyjnie w dniu premiery iść do kina. Taka demonstracja jest zdaniem byłego aktywisty żydowskiej loży potrzebna, bo w Polsce „panoszy się zdeprawowana i niebezpieczna organizacja, która w dodatku uzurpuje sobie prawo do moralnego pouczania społeczeństwa, a samą siebie ośmiela się nazywać świętą”.

Dla Jana Hartmana wizyta w kinie na filmie „Kler” to deklaracja polityczna i „akt moralnie znaczący”. Zdaniem czołowego ateisty w naszym kraju każdy katolik „płacąc na Kościół, bierze współodpowiedzialność za jego tragiczne patologie i nadużycia, których początki giną w pomroce dziejów”. Według byłego aktywisty żydowskiej loży morale Kościoła i duchowieństwa katolickiego dramatycznie odstaje od średniej.

W swoim artykule Jan Hartman deklaruje „nie widziałem jeszcze filmu”, i jednocześnie zapewnia „film jest prawdziwy”. Zdaniem lidera ateistów w naszym kraju „ważne, aby godne napiętnowania zjawiska zostały pokazane w swej istocie, a niekoniecznie w całkiem realistycznych proporcjach”. Jan Hartman, który jeszcze nie widział filmu, zapewnia, że „film „Kler” został nakręcony z wielką dbałością o szczegóły” i nie ma w nim „ściemy”, jest oparty na prawdziwych historiach.

Zdaniem byłego aktywisty żydowskiej loży „Kościół katolicki znajduje się w szalonym kryzysie. Skandal goni skandal” i tak jak w innych krajach, tak i Polskę czeka szybka laicyzacja. Według Jana Hartmana „tylko patrzeć, jak ofiary księży dokonają zbiorowego coming outu i zaczną mówić chórem, a nie każda z osobna, opowiadając reportażystom swoje historie. Tylko patrzeć, a partnerki i dzieci księży powiedzą Polakom: „tak, istniejemy, i są nas tysiące – nie byliśmy traktowani fair przez naszych partnerów i ojców”. Tylko patrzeć, a Polacy zadadzą sobie pytanie, czy Polska jest wolnym krajem, czy kościelnym folwarkiem. Tylko patrzeć, aż połowę narodu zacznie mierzić kościelny bałwochwalczy kult jednostki”.

W opinii Jana Hartmana antyklerykalną rewolucje w Polsce zainicjuje „film Smarzowskiego”. Z tekstu lidera ateistów w naszym kraju dowiadujemy się, że „filmowi będzie towarzyszyć książka i inne publikacje – ma się dziać”, i to też w kontekście wyborów samorządowych. Były aktywista żydowskiej loży obawia się, „że biskupi będą próbowali film przemilczeć i zbagatelizować”.

Komentując opinie Jana Hartmana o filmie „Kler” (którego zresztą nie widział ale już mu się on podoba) nie mogę pominąć milczeniem tego jak, niektórzy z polskich patriotów tak bardzo byli zaślepiani nienawiścią do Ukraińców, że za cenę pokazania zbrodni UPA w filmie „Wołyń”, nie dostrzegli i przemilczali antypolskie i antynacjonalistyczne przesłanie tego obrazu. Od jakiegoś czasu na You Tube można zobaczyć zwiastun nowego filmu Wojtka Smarzowskiego „Kler”, który zagości na ekranach polskich kin od 28 września. Ciekawe więc co powiedzą na ten antyklerykalny, i zapewne antypolski oraz antykatolicki film Smarzowskiego, fani reżysera zauroczeni jego „Wołyniem”?

W filmie „Kler” Wojtka Smarzowskiego, jak wynika z zwiastuny zobaczymy klasykę antyklerykalnych motywów, nie mających często potwierdzenia w rzeczywistości, znanych z lewicowej propagandy (też tej komunistycznej i nazistowskiej): chlanie wódy przez duchownych parafialnych i hierarchie, zalanych w trupa księży, niewyobrażalną chciwość i obłudę kleru i hierarchii, wymuszanie przez kler haraczu za sakramenty, przeznaczanie zebranej na cele charytatywne kasy na luksusowe życie kleru, bluźnierstwa popełniane przez bezideowy kler, rozpustę kleru, pasożytowanie kleru na wiernych, władze kleru w Polsce, pedofilie i znieczulice duchownych. Nienawiść do kleru katolickiego twórców filmu widać nawet w kompozycji scen w spocie, w jednym z ostaniach kadrów księża chleją wódę upozowani na ewangelistów z „Ostatniej wieczerzy”.

Jak informuje dystrybutor filmu „Wojtek Smarzowski, twórca wielokrotnie nagradzanych dzieł: „Wołyń”, „Pod Mocnym Aniołem”, „Drogówka”, „Róża”, „Dom zły” i „Wesele”, wraca z nowym filmem. „Kler” to obraz kościoła katolickiego jako instytucji oglądanej „od strony zakrystii”, rzucający światło na tematy niewygodne, trudne, często przemilczane, ale też poruszające. Wszystko to ukazane zostało przez pryzmat losów trójki duchownych, których wzloty i upadki udowadniają, że księżom, podobnie jak społeczności wiernych, nic co ludzkie nie jest specjalnie obce. W rolach głównych popis wielkiego aktorstwa dają Arkadiusz Jakubik, Robert Więckiewicz, Jacek Braciak oraz – po raz pierwszy u Smarzowskiego – Janusz Gajos. W doskonałej, pełnej gwiazd obsadzie znaleźli się także m.in.: Joanna Kulig, Katarzyna Herman, Rafał Mohr, Robert Wabich, Henryk Talar i Izabela Kuna. „Kler” został nominowany do Złotych Lwów 43. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni”.

Film opowiada o ty, według informacji rozsyłanych przez dystrybutora filmu, jak to „przed kilkoma laty tragiczne wydarzenia połączyły losy trzech księży katolickich. Teraz, w każdą rocznicę katastrofy, z której cudem uszli z życiem, duchowni spotykają się, by uczcić fakt swojego ocalenia. Na co dzień układa im się bardzo różnie. Lisowski (Jacek Braciak) jest pracownikiem kurii w wielkim mieście i robi karierę, marząc o Watykanie. Problem w tym, że na jego drodze staje arcybiskup Mordowicz (Janusz Gajos), pławiący się w luksusach dostojnik kościelny, używający politycznych wpływów przy budowie największego sanktuarium w Polsce... Drugi z księży – Trybus (Robert Więckiewicz) w odróżnieniu od Lisowskiego jest wiejskim proboszczem. Sprawując posługę w miejscu pełnym ubóstwa, coraz częściej ulega ludzkim słabościom. Niezbyt dobrze wiedzie się też Kukule (Arkadiusz Jakubik), który – pomimo swojej żarliwej wiary – właściwie z dnia na dzień traci zaufanie parafian. Wkrótce historie trójki duchownych połączą się po raz kolejny, a wydarzenia, które będą mieć miejsce, nie pozostaną bez wpływu na życie każdego z nich”.

Twórcy filmu kpią z widzów twierdzą, że celem ich „filmu nie jest podejmowanie dyskusji na temat wiary czy krytyka osób wierzących. Wiarę uznajemy za jedną z najbardziej intymnych sfer każdego człowieka. Chcemy jednak mówić o ludzkich działaniach i postawach budzących nasz fundamentalny sprzeciw. Nasz film to wizja artystyczna oparta na wielu prawdziwych wydarzeniach, sytuacjach, które miały miejsce gdzieś i kiedyś. To niezwykle poruszająca, ale równocześnie prawdziwa historia”.

Twórcy filmu nie ukrywają „swego zafascynowania osobą papieża Franciszka, tak skrajnie niepasującego do dzisiejszego, zatraconego w konsumpcji świata. Oto papież, który przestronne, luksusowe apartamenty w Pałacu Apostolskim dobrowolnie zamienił na skromne mieszkanko w Domu św. Marty. Reformy, jakich się podjął, mają na celu przede wszystkim budowę Kościoła całkowicie misyjnego, rozumianego jako wspólnota, która zwróci się z pomocą zagubionym i służyć będzie ludziom na całym świecie. Franciszek to papież stawiający na pierwszym miejscu nie prawo, ale czyste miłosierdzie. Kościół według niego powinien być ubogi, służyć ubogim, opłakiwać tych, których nikt nie opłakuje. Franciszek krytykuje materializm, jednak duchowni udają, że tego nie słyszą. To aż prosiło się o refleksję filmową. Jak w całej tej sytuacji odnajdują się zwykli, przeciętni księża? Jak patrzą na to wszystko wierni? Na te pytania, oraz kilka innych, staramy się dać odpowiedź w swoim obrazie”.

Poprzedni film Smarzowskiego „Wołyń” spotkał się z entuzjazmem niektórych osób w środowiskach patriotycznych. Był to głupi entuzjazm, zwłaszcza gdy znało się poprzednie, lewicowe z ducha, obrazy tego reżysera. „Wołyń” był filmem o przesłaniu uniwersalnie anty-nacjonalistycznym i zawierającym wiele elementów kreujących negatywny wizerunek Polaków.

Jan Bodakowski