Ciekawy estetycznie, nieźle zagrany, z dobrym pomysłem, ale przy tym niespójny, chaotyczny i w ostatecznym rozrachunku prowadzący do nikąd. A na dokładkę z może nie bardzo nachalnym, ale jednak wyraźnym wątkiem antypolskim.

Marcin Wrona - jeden z najbardziej utalentowanych polskich reżyserów - zginął tragicznie podczas ostatniego festiwalu w Gdyni, wieszając się w pokoju hotelowym. Ta tragedia położyła się cieniem na największej polskiej imprezie filmowej, podobnie jak kładzie się cieniem na premierze ostatniego filmu Wrony. Powiadają, że o zmarłych można mówić dobrze, albo wcale. W przypadku kina przede wszystkim trzeba mówić prawdę. A prawda jest taka, że "Demon" filmem wybitnym nie jest, a w warstwie ideowej kłuje w oczy zbędnym zakorzenieniem historii w antypolskim wątku.

Wesele w bliżej nieokreślonej polskiej wsi. Nowożeńcy to Żaneta i Piotr, a właściwie Peter, bo grany przez izraelskiego aktora Itaya Tirana główny bohater to Anglik z polskimi korzeniami. Przygotowania do ślubu trwają, wesele ma się odbyć w domu należącym niegdyś do dziadka Żanety, wszystko idzie zgodnie z planem, aż do chwili, kiedy Peter (zwany przez przyjaciół Pytonem) odnajduje na posesji ludzki szkielet. A potem zaczynają dziać się rzeczy dziwne i straszne.

"Demon" odznacza się posępną atmosferą, przedstawia nam mroczny i niepokojący świat skadrowany w piękny sposób przez Pawła Flisa. Gdzieś do połowy filmu jest to horror z niejasnym wątkiem ezoterycznym, a napięcie jest sprawnie budowane. Potem historia o dziwo jednocześnie staje się coraz bardziej makabryczna i śmieszna zarazem. Na ekranie zaczynają coraz bardziej przeważać wątki... komediowe. Opętanie? Duchy? Morderstwo? Na pewno wódka, zezwierzęcenie i grzech roznoszące się wkoło zanurzone w ordynarnym śmiechu biesadników. Wręcz komediowe role pośród ogólnego horroru odgrywają tu Andrzej Grabowski w roli ojca, czy Adam Woronowicz w roli lekarza-pijaka. Im bliżej końca, tym bardziej całość staje się niespójna i coraz mniej przekonująca. Miejscami zabawna, a i owszem, ale to za mało.

No dobrze, dobrze, ale gdzie tu antypolskość? Na razie wygląda to po prostu na średni film. Pomniejszym powodem przemawiającym za tym stwierdzeniem jest fakt ukazania zbiorowości naszych rodaków jako warchołów i pijaków (któryż to już raz w polskim kinie), choć z tym aspektem akurat można się zgadzać, albo i nie. O wiele istotniejszy jest główny wątek. Niestety trudno go dokładnie opisać, nie zdradzając całej fabuły filmu. Ale jeżeli ktoś jeszcze raz dokładnie przeczyta powyższe akapity, nie będzie mu trudno zgadnąć, gdzie dokładnie została wbita antypolska szpila i czemu Polacy są źli. A już na pewno nie będzie miał z tym problemu gdzieś w połowie seansu, kiedy odpowiedź będzie aż nader oczywista. Olga Tokarczuk zorientuje się od razu.

Premiera filmu w polskich kinach 16 października

emde