Jestem rozczarowany. Zakładałem, mimo różnych wątpliwości, że Prezydent jednak dogada się z prezesem, ale po przemowie pana Prezydenta i lakonicznej wypowiedzi Marszałka Sejmu z ramienia PiS tuż po spotkaniu klubów z Prezydentem moje nadzieje ostatecznie się rozwiały.

Tym bardziej, że Prezydent ostrzegł dodatkowo w swojej przemowie, że gdyby Sejm nie dał rady przyjąć projektów jego ustaw trzeba będzie poszukać innego rozwiązania - i to - przyznam zabrzmiało dość groźnie (skrócenie kadencji Sejmu?).

Co na to PiS, partia która pozwoliła Prezydentowi w dużej polityce zaistnieć, co na to prezes Jarosław Kaczyński, który mało znanego prawnika wylansował na prezydenta RP? Odnoszę wrażenie, że po rozmowach ostatniej szansy prezes dostrzegł, iż dalszy dialog z głową państwa nie ma sensu, że Prezydent jest po prostu pod "wplywem", więc jakakolwiek dyskusja z nim to albo bicie piany, lub walenie głową w mur, bo jak inaczej określić upór Prezydenta, który zamiast zburzyć chorą sądową rzeczywistość będącą zrębem PRL-u postanowił ją remontować? Dobrze, niech remontuje. Ma ku temu wszelkie prawo i plenipotencje - jest Prezydentem, ale niech pamięta też i o tym, że może być to jego ostatnie prawo, bo w nastepnej kadencji Rzeczpospolitą będzie reprezentował już kto inny. I nie ma znaczenia że swoimi pomysłami Prezydent zagonił przy okazji w ciemny kąt opozycję. Tę, gdybym to ja był na jego miejscu, gnałbym bez wytchnienia rowem aż do samej de...

No, ale cóż pan Prezydent pokazał, że tego nie zrobi, bo w imię fałszywie pojmowanej jedności państwa i bycia ponad podziałami partyjnymi wolał on zakonserwować to co było, niż śmiało pójść do przodu.

Z tego wszystkiego wynika więc jedno konkretne przesłanie, że komunizm wżarł się bardzo głęboko w polskie głowy, głębiej niż sądziłem ja, oraz wielu innych podobnych mnie, którzy z przerażeniem patrzyli przez ostatni czas jak z twarzy prezydenckiej powoli opada maska patriotyzmu, jak opadają też maski z twarzy osób, które deklarowały wcześniej swoje przywiązanie do PiS-u i pro polskiej polityki prezesa.

Może to patetycznie zabrzmiało ale taka jest prawda.

Co teraz? Ano, według mnie pewnie będzie trwała dość długa cisza przed intensywną burzą, chociaż różnych wcześniejszych zawirowań wykluczyć się też nie da. Nie sądzę bowiem aby prezes spoczął na laurach i wypił kawę, bo uznał projekty prezydenckie o SN i KRS za właściwie oraz ukończone.

Zdaje mi się, że to co wypisują ostatnio brukowce, czyli o spodziewanej w listopadzie rekonstrukcji rządu, mogą być także daleką zapowiedzią końca politycznego pana Andrzeja Dudy jako Prezydenta RP. Wcale bym się więc nie zdziwił gdyby ze swojego stanowiska w rządzie wraz z kilkoma niefortunnymi ministrami odeszła nieoczekiwanie premier Szydło, szykowana przez JK na... następcę Dudy. Ma ku temu zresztą pani Beata wszelkie predyspozycje, i co ważne również ogromne szanse. Pani prezydent RP? Dlaczego nie?

A co się stanie z panem Prezydentem? Gdyby tak sobie pogrzebać w politycznych fusach to wyjdzie że albo pójdzie do kogo na służbę albo założy on własną partię. Kolejną kanapkę, kolejną kometkę, która przemknie z błyskiem po polskim politycznym niebie i szybko zgaśnie jak wiele innych przed wraz z samym złożycielem i towarzyszami broni (wyborcami).

Pogodny/salon24