OŚRODEK ANALIZ STRATEGICZNYCH

Modernizacja Sił Zbrojnych RP. Część 4 - Siły Powietrzne

Maciej Kucharczyk

  • Lotnictwo znajduje się w stosunkowo najlepszej sytuacji ze wszystkich trzech głównych rodzajów polskich sił zbrojnych. Posiada dość duży odsetek nowoczesnego sprzętu.
  • Nie oznacza to jednak, że nie ma problemów. Znaczna część maszyn jest przestarzała i należy poważnie się zastanowić co zrobić z nimi dalej. Na razie są prowadzone dość proste modernizacje.
  • Zakup zupełnie nowych samolotów jest obecnie mało prawdopodobny ze względu na koszt i szereg bardziej palących potrzeb w siłach zbrojnych. Należy się zastanowić nad zainwestowaniem w używane maszyny, które mogłyby zastąpić najstarsze Su-22.
  • Plany MON nie przewidują jednak żadnych zakupów samolotów do 2022 roku. Siły Powietrzne realistycznie mogą jedynie liczyć na dokończenie procesu pozyskania samolotów szkoleniowych i amunicji w postaci między innymi rakiet manewrujących JASSM.

Polskie Siły Powietrzne znajdują się obecnie w skomplikowanej, choć nie beznadziejnej sytuacji. Z jednej strony jako jedyny rodzaj sił zbrojnych otrzymały znaczną ilość nowoczesnego sprzętu – z drugiej strony niemal dokładnie połowa ich samolotów jest już w średnim wieku lub wręcz przestarzała. W efekcie Siły Powietrzne mają dwie twarze: jedną w postaci często pokazywanych nowoczesnych F-16 Block 52+ i zmodernizowanych MiG-29 a drugą w postaci przestarzałych Su-22 i wyeksploatowanych MiG-29 w spadku po NRD.

W obecnej sytuacji budżetowej MON i rozbudowanych planach modernizacji innych rodzajów sił zbrojnych, nie ma sensu zastanawianie się nad zakupem nowych samolotów bojowych w najbliższych latach, gdyż nie ma na to żadnych perspektyw. Można jedynie zastanowić się nad długofalową perspektywą dalszej modernizacji Sił Powietrznych i ich ewentualnym doraźnym wzmocnieniem przez zakup używanych maszyn. Może być to konieczne w pierwszej połowie przyszłej dekady, kiedy skończy się przewidywany czas służby wszystkich Su-22 i części MiG-29, których resurs i tak jest już przedłużany na siłę.

Warto zaznaczyć, że formalnie w skład Sił Powietrznych wchodzą nie tylko wojska lotnicze, czyli ogólnie rzecz biorąc samoloty, ale też wojska obrony przeciwlotniczej i wojska radiotechniczne. Niniejszy tekst pominie jednak te drugie, gdyż ich sytuacja została opisana we wcześniejszym materiale poświęconym modernizacji polskiej obrony przeciwlotniczej. Wojska radiotechniczne są natomiast w stosunkowo dobrej sytuacji. Znaczna cześć ich sprzętu jest nowoczesna i ciągle trwają dostawy nowych radarów produkcji krajowej.

Ważna rola lotnictwa

Znaczenie lotnictwa na współczesnym polu walki trudno przecenić. Dzięki znacznemu postępowi technologicznemu, który dokonał się od lat 80., samoloty gwałtownie zyskały na skuteczności za sprawą systemów precyzyjnego naprowadzania uzbrojenia. Pojedynczy współczesny myśliwiec wielozadaniowy ma potencjał większy niż formacja ciężkich bombowców z okresu II wojny światowej. Posiadanie dominacji w powietrzu jest więc niezwykle ważne dla przebiegu działań zbrojnych na lądzie, choć jak wskazują doświadczenia różnych interwencji państw Zachodu przeprowadzanych od zakończenia zimnej wojny, tylko z powietrza nie da się wygrać ze zdeterminowanym przeciwnikiem.

Podniesienie stopnia skomplikowania maszyn i ich możliwości miało jednak negatywny efekt w postaci znacznego podniesienia ich ceny. Co więcej, przenoszone przez nie uzbrojenie naprowadzane jest zazwyczaj kilkadziesiąt razy droższe od swoich prostych poprzedników. Doprowadziło to do znacznego skurczenia się liczebności sił powietrznych większości państw, których po prostu nie stać na utrzymywanie podobnej liczby samolotów jak w przeszłości. Oznacza to też znaczny wzrost znaczenia wyszkolenia pojedynczego pilota i konieczność przykładania adekwatnie dużej wagi do jego treningu. Czasy masowego lotnictwa odeszły bezpowrotnie w przeszłość. Na dodatek większość państw zdolnych do produkcji samolotów stawia na ich jeszcze większe skomplikowanie, więc trend redukcji liczebności będzie kontynuowany.

W przypadku Polski oznacza to konieczność pogodzenia się z faktem, że czasy gdy Siły Powietrzne liczyły kilkaset samolotów bojowych już nie wrócą. Co więcej, nawet utrzymywanie liczebności na obecnym poziomie niecałych stu będzie trudne. Należy się spodziewać, że stare samoloty nie będą zastępowane na poziomie jeden do jednego. Kluczowe będzie więc zadbanie o to, aby posiadane maszyny mogły być wykorzystywane jak najefektywniej. Oznacza to położenie dużego nacisku na szkolenie pilotów, stworzenie odpowiednich zapasów nowoczesnej amunicji, przygotowanie zapasowych baz na czas wojny i zadbanie o dobre współdziałanie z innymi rodzajami sił zbrojnych (głównie z obroną przeciwlotniczą i wojskami lądowymi) oraz z sojusznikami.

Trudna sytuacja Sił Powietrznych

Wszystkie powyższe działania muszą dążyć do takiego przygotowania Sił Powietrznych, aby były w stanie jak najlepiej wykonać swoje podstawowe zadanie: obronę polskiej przestrzeni powietrznej. To trudne, biorąc pod uwagę siły jedynego potencjalnego agresora, czyli Rosji. Choć rosyjskie Wojenno-Wozdusznyje Siły nie są ani najnowocześniejsze ani najliczniejsze na świecie, to dysponują znaczną liczbą bardzo przyzwoitych maszyn. Dominujące w ich szeregach myśliwce z rodziny Su-27 oraz mniej liczne MiG-29 oraz MiG-31 należą do tej samej czwartej generacji co polskie F-16 i MiG-29, ale ich najnowsze odmiany przewyższają je możliwościami. Na dodatek wspierają je liczne bombowce i maszyny szturmowe. Ogólnie rzecz biorąc, stosunek sił wypada drastycznie źle na niekorzyść Polski, zwłaszcza, że większa część lotnictwa rosyjskiego jest skupiona w europejskiej części FR.

Bardzo niekorzystny stosunek sił w powietrzu nie może być zaskoczeniem biorąc pod uwagę różnicę potencjału obu państw. Nie ma więc wątpliwości, że samotnie Siły Powietrzne RP mogą jedynie prowadzić działania defensywne mające na celu maksymalne utrudnienie operowania sił rosyjskich na polskim niebie oraz przeprowadzać ograniczone uderzenia na cele lądowe. Szanse na przetrwanie i nawiązanie równorzędnej walki dałoby tylko współdziałanie z państwami NATO, które razem posiadają przewagę liczebną i technologiczną nad Rosją. Nie zmienia to faktu, że w wypadku wybuchu wojny Siły Powietrzne we wczesnej fazie konfliktu muszą być zdane głównie na siebie i to one będą musiały przyjąć na siebie znaczną część pierwszego uderzenia ze wschodu.

Sama walka o panowanie w powietrzu, czyli klasyczne zadanie w postaci zestrzeliwania wrogich samolotów, to tylko część zadań Sił Powietrznych. Muszą być też gotowe do przeprowadzania nalotów, tak w celu wsparcia własnych wojsk lądowych, jak i wykonywania uderzeń na cele za linią frontu. Mogłyby też odpowiadać za ataki na wrogie cele morskie, ale polskie Siły Powietrzne nie posiadają wyspecjalizowanych do tego zadania maszyn i uzbrojenia. Ważnym zadaniem lotnictwa jest też prowadzenie rozpoznania. Bardzo istotne z punktu widzenia całych sił zbrojnych jest też wykonywanie zadań transportowych.

Posiadane siły

Do spełnienia tak licznych zadań Siły Powietrzne posiadają nieco ponad 200 samolotów i śmigłowców oraz około 120 różnych systemów radarowych. Obsługuje je około 16 tysięcy żołnierzy. Nieco mniej niż połowa maszyn, dokładnie 98 sztuk, to samoloty bojowe.

– 48 F-16 Block 52+ – Samoloty wielozadaniowe. Najnowocześniejsze maszyny na stanie Sił Powietrznych. Dostarczone w latach 2006-2008 z zapasem uzbrojenia, części i sprzętu do szkoleń za 3,8 mld dolarów. Stacjonują w bazach Krzesiny i Łask. Zakupione uzbrojenie pozwala im przeprowadzać misje z zakresu walki powietrznej, nalotów precyzyjnych i rozpoznania.

Zakupowi F-16 towarzyszyły wielkie kontrowersje. Krytycy twierdzili głównie, że to maszyny stare a warunki ich zakupu są złe. Pierwszy zarzut jest absolutnie błędny. Na pewno nie jest to szczyt obecnej technologii lotniczej, ale F-16 w nowej wersji Block 52+ jest nowoczesną, niedrogą i bardzo uniwersalną platformą. Co do warunków sprzedaży, to jest to zarzut częściowo zasadny. Dla przykładu przy podpisaniu kontraktu zapowiadano offset na poziomie 12 mld USD, podczas gdy ostatecznie w 2015 roku zamknięto go kwotą 6 mld USD.

– 32 MiG-29A – Drugi najliczniejszy typ samolotu w Siłach Powietrznych. 12 nowych dostarczonych z ZSRR w latach 1989-90, 10 używanych z Czech w 1995 roku (nabytych w zamian za śmigłowce W-3 Sokół) oraz 23 używane kupione od Niemiec za symboliczne 1 euro w 2003 roku. Te ostatnie były spadkiem po lotnictwie NRD i ze względu na zużycie tylko 14 przyjęto do służby, resztę przeznaczono na części zamienne.

Polskie MiG-29 nigdy nie przeszły głębszych modernizacji, przez co nie można ich nazywać nowoczesnymi. 16 najmniej zużytych maszyn poddano pewnym ulepszeniom w zakładach WZL 2, ale ograniczyły się one wyłącznie do elektroniki. Wszystkie stacjonują w bazie Mińsk Mazowiecki. Pozostałe 16 maszyn z bazy w Malborku nie zostało poddanych modernizacji i ma zostać wycofanych w pierwszej połowie przyszłej dekady. Ulepszone maszyny mają posłużyć do jej końca.

MiG-29 to rasowy myśliwiec służący do wywalczania przewagi w powietrzu. Ma stosunkowo mały zasięg (w standardowej konfiguracji promień działania to niecałe 400 km) i nie nadaje się do praktycznie niczego innego. Ewentualne ataki na cele lądowe byłyby ich marnotrawstwem, choć można je przeprowadzać w ograniczonym zakresie.

– 18 Su-22 – Samoloty szturmowe, lekkie bombowce. To najstarsze maszyny bojowe w Siłach Powietrznych. 110 sztuk zakupiono w drugiej połowie lat 80. Już wtedy były to maszyny przestarzałe a podczas całej służby w Polsce nie poddano ich praktycznie żadnym modernizacjom. Wycofanie ostatnich i zastąpienie ich dronami planowano na 2014 r., ale postanowiono 18 poddać symbolicznej modernizacji i zostawić w służbie do połowy przyszłej dekady.

Su-22 są już absolutnie przestarzałe i posiadają bardzo ograniczone możliwości bojowe. Realnie rzecz biorąc służą głównie do podtrzymywania nawyków pilotów z bazy w Świdwinie i utrzymanie ich w służbie do czasu ewentualnego zakupu nowych maszyn. W wypadku wojny teoretycznie mają wykonywać ataki z małej wysokości na wrogie wojska przy pomocy rakiet, bomb i działek.

Poza maszynami bojowymi Siły Powietrzne dysponują 21 samolotami transportowymi. 16 z nich to nowoczesne średnie transportowce CASA C-295M zdolne przewieźć do 9,2 ton ładunku lub około 70 żołnierzy. Uzupełnia je pięć C-130E Hercules, otrzymanych od USA w ramach programu pomocy wojskowej FMF. To maszyny większe, zdolne przewieźć do 20 ton ładunku, ale polskie egzemplarze są stare, mają po około 40 lat. Siły Powietrzne posiadają też 28 maszyn M28 czyli lekkich maszyn transportowych/wielozadaniowych z PZL Mielec. Ich zakup był kontrowersyjny, gdyż nie jest jasne, jaką funkcję mają pełnić w wojsku. Krytycy twierdzili, że to forma pomocy publicznej dla upadających zakładów w Mielcu

Dodatkowo Siły Powietrzne posiadają 37 przestarzałych samolotów szkolono-treningowych TS-11 Iskra. W nauce pilotów uzupełniają je znacznie nowsze PZL-130 Orlik z zakładów PZL Okęcie, które są jednak maszynami turbośmigłowymi i służą jedynie do wstępnego szkolenia. Piloci śmigłowców uczą się na nowych SW-4 produkcji PZL Świdnik.

Siły Powietrzne posiadają też 49 różnych śmigłowców. Od małych i zupełnie przestarzałych Mi-2 służących jako maszyny łącznikowe, przez wielozadaniowe W-3 Sokół z PZL Świdniki po duże Mi-18. Drugi i trzeci typ śmigłowców ma za zadanie głównie przeprowadzania misji CSAR czyli poszukiwania i ratowania zestrzelonych pilotów oraz zapewnianie transportu siłom specjalnym, choć są do tego przystosowane jedynie w ograniczonym stopniu.

Ograniczone zakupy bieżące

Z całej listy wyposażenia Sił Powietrznych widać wyraźnie podział na maszyny nowoczesne, takie jak F-16, C-295 i SW-4, po zupełnie przestarzałe jak Su-22 czy Mi-2 i TS-11. Jednych i drugich jest niemal dokładnie tyle samo. Jak na warunki polskich sił zbrojnych połowa sprzętu, który można uznać za nowoczesny, to świetny wynik. Tu rodzi się problem, który obecnie decyduje o faktycznym zahamowaniu dalszej modernizacji Sił Powietrznych. Po prostu gdzie indziej jest gorzej i są większe potrzeby. Lotnicy otrzymali stosunkowo dużo nowego sprzętu, więc na kolejne duże zakupy na razie nie mogą liczyć.

Nie oznacza to jednak, że w zakresie  modernizacji lotnictwa nie dzieje się absolutnie nic. Do finału zbliża się niezwykle ważny zakup nowych włoskich samolotów szkolno-treningowych Aermacchi M-346. Pierwsze dwa egzemplarze jeszcze w tym roku mają przylecieć do Polski. Łącznie do szkoły „Orląt” w Dęblinie ma ich trafić osiem. Pozwoli to wreszcie wycofać kompletnie przestarzałe Iskry i podnieść warunki szkolenia polskich pilotów na zupełnie nowy poziom, choć za cenę wzrostu kosztów.

Realizowany jest również kontrakt na dostawę 40 pocisków manewrujących JASSM przeznaczonych dla F-16. Stosowną umowę z koncernem Lockheed Martin podpisano w 2015 roku. Za cenę 250 mln dolarów Polska zyska nowoczesny pocisk zdolny precyzyjnie razić cele odległe o prawie 300 kilometrów. Będzie to zupełnie nowość dla polskich sił zbrojnych, które obecnie nie posiadają zdolności do ataku obiektów na dalszym zapleczu frontu. Pod koniec grudnia pojawiały się informacje o kupnie 70 pocisków w wariancie JASSM-ER, czyli o zasięgu wydłużonym do 900 km.

Rozpoczęto też znacznie mniej medialne postępowanie, ale bardzo ważne. Polska chce kupić nowoczesny sprzęt dla kontrolerów wsparcia powietrznego, czyli żołnierzy wskazujących cele do precyzyjnych nalotów. To niezwykle ważny zakup, zasadniczo podnoszący skuteczność samolotów w zakresie wspierania własnych wojsk z powietrza. Nowy sprzęt ma też pozwalać na otrzymywanie danych z systemów rozpoznawczych F-16, dając żołnierzom na ziemi bardzo cenne informacje na temat ich otoczenia. Niestety postępowanie mające na celu nabycie 80 zestawów wyposażenia dla kontrolerów jest dopiero we wstępnej fazie.

Na tym wyczerpuje się jednak lista większych zakupów dla Sił Powietrznych. W Programie Modernizacji Technicznej obejmującym okres do 2022 roku nie ma żadnych innych przedsięwzięć mających na celu zakup samolotów czy uzbrojenia do nich. Siły Powietrzne zyskają jednak na szeregu programów zakładających nabycie nowego uzbrojenia przeciwlotniczego, ponieważ wiele jego typów wejdzie na stan Wojsk Obrony Przeciwlotniczej stanowiących formalnie część SP. Proces ten został opisany we wcześniejszej analizie.

Realistyczna ocena możliwości

Choć MON oficjalnie nie mówi o żadnych planach w zakresie większych zakupów dla Sił Powietrznych, to powinien je czynić. W pierwszej połowie przyszłej dekady trzeba będzie podjąć decyzje co dalej wobec nieuchronnego wycofania ze służby pozostałych Su-22 i niezmodernizowanych MiG-29. Opcje są trzy: zakup zupełnie nowych samolotów, zakup maszyn używanych lub dalsza redukcja liczebności klasycznego lotnictwa i zainwestowanie np. w drony.

Pierwsza opcja, czyli zakup nowych maszyn, jest na pewno najbardziej atrakcyjna z punktu widzenia bezpieczeństwa kraju. Jednak jest również zdecydowanie najdroższa. Kupując nowe maszyny byłoby możliwe zainwestować w zupełnie nowe możliwości, czyli samoloty piątej generacji – amerykańskie myśliwce wielozadaniowe F-35A Lightning II. Ta konstrukcja dałaby polskiemu lotnictwu rewolucyjnie nowe możliwości i włączyła je w rozpoczynający się właśnie proces powolnego przezbrajania lotnictw większości państw NATO na maszynę, która w perspektywie kilkudziesięciu lat stanie się odpowiednikiem F-16.

F-35A mają jednak poważną wadę – są bardzo drogie. Dla przykładu Izrael za 14 egzemplarzy z pakietem szkoleniowym, serwisowym i zgodą na pewne modyfikacje, zapłaci 2,8 miliarda dolarów. Pojedynczy F-35A ma kosztować około 110 mln dolarów, czyli niemal trzy razy więcej od F-16 w wersji zakupionej przez Polskę. Można przy tym przypuszczać, że Izrael korzystający z hojnej pomocy finansowej USA otrzymał dobre warunki sprzedaży. Gdyby chcieć zastąpić w relacji 1:1 wycofywane Su-22 i MiG-29 nowymi F-35A to trzeba by ich kupić 34, czyli biorąc za miarę zamówienie izraelskie, wydać około 6,8 miliarda dolarów. To bardzo przybliżony szacunek, bo wycena kontraktu zbrojeniowego zależy od wielu rzeczy. Np. dodanie offsetu na pewno podniosłoby cenę.

Znacznie tańsza inwestycją byłoby dokupienie nowych F-16, do których mamy już zbudowany system logistyczny oraz szkoleniowy. Nie będziemy mieli jednak raczej możliwości zakupu fabrycznie nowych maszyn tego typu. Koncern Lockheed Martin nie ma już zamówień na F-16 i według wstępnych zapowiedzi ich linia montażowa w zakładach Fort Worth zostanie wygaszona w 2017 roku. Jedyną opcją byłoby więc zakupienie maszyn używanych i przeprowadzenie ich remontu oraz modernizacji do standardu już posiadanych maszyn Block 52+. Cena nie byłaby zapewne znacząco niższa niż za nowe F-16, które kosztują około 40 mln dolarów za sztukę. Tak więc gdyby chcieć zastąpić wszystkie Su-22 i stare MiG-29 to koszt takiego przedsięwzięcia zamknął by się w kwocie około 1,5 miliarda dolarów.

Pozostaje jeszcze trzecia opcja, czyli dalsza redukcja liczby klasycznych samolotów bojowych, co byłoby jednak najmniej korzystne z punktu widzenia polskiego bezpieczeństwa. W przeszłości MON lansował pomysł zastąpienia Su-22 maszynami bezzałogowymi, które miałyby służyć w ich miejsce do lotów rozpoznawczych oraz uderzeniowych. Obecnie pomysł jednak przycichł i to dobra wiadomość. Standardowe obecnie drony rozpoznawczo/uderzeniowe pokroju MQ-9 Reaper nie nadają się bowiem do wojny z takim przeciwnikiem jak Rosja. Owszem sprawdzają się w konfliktach asymetrycznych, gdzie przeciwnicy nie dysponują rozwiniętym systemem obrony przeciwlotniczej. Rosja posiada natomiast prawdopodobnie najlepszy na świecie system OPL i na dodatek liczne myśliwce dla których dron jest łatwym celem. Sytuację mogłyby zmienić dopiero bezzałogowce nowej generacji, takie jak wersje rozwojowe amerykańskiego X-47B czy europejskiego Taranisa lub nEUROn. To jednak wizja przeszłości, która zmaterializuje się być może pod koniec przyszłej dekady i zapewne nie będzie tania.

Pojawiają się również pomysły, aby częściowo zapełnić lukę po Su-22 przy pomocy szkolnych M-346. Koncern Aermacchi proponuje ich wersję szkolno-bojową, zdolną do ograniczonych nalotów i walki powietrznej, o oznaczeniu LCA. Problem byłaby jednak relacja koszt-efekt. Cena M-346 LCA nie jest znana, ale biorąc pod uwagę koszt zakupu szkolnych wersji ze zubożonym wyposażeniem, może oscylować na poziomie nawet 30 mln dolarów za sztukę. Oznaczałoby to koszt nie tak odległy od F-16, które są jednak rasowymi samolotami bojowymi o znacznie większych możliwościach.

Wydłużanie resursu i modernizacja ma sens w wypadku MiG-29, ale już nie Su-22. Kluczowe jest więc szukanie możliwości kupna platform, które mogłyby zastąpić stare tzw. „suki”. Najbardziej racjonalne wydaje się kupno kolejnych – tym razem używanych – F-16 i ich modernizacja.

Plan na najbliższe lata

Biorąc pod uwagę powyższe zestawienie, wielkie potrzeby reszty Sił Zbrojnych RP (kompletnie przestarzała OPL i Marynarka Wojenna, brygady zmechanizowane wykorzystujące archaiczne transportery BWP-1 itp.) i ograniczony budżet MON, zwolennicy szybkiego kupowania zupełnie nowych samolotów muszą mocno pohamować swoje oczekiwania.

W najbliższych latach nie ma wyboru i trzeba koncentrować się na tym, aby jak najlepiej wykorzystywać już posiadane środki. Tu wielkie znaczenie ma utrzymywanie odpowiedniej częstotliwości szkoleń, udziału w międzynarodowych ćwiczeniach i najlepiej ograniczonej aktywności w misjach bojowych, czyli tego, co robią obecnie polskie F-16 skierowane do Kuwejtu, a operujące wg niektórych informacji w Iraku. Piloci maszyn bojowych Sił Powietrznych od 1945 roku nie mieli możliwości funkcjonowania w realiach prawdziwego konfliktu. Nawet bez przeprowadzania nalotów czy walk powietrznych, samo szlifowanie kooperacji z sojusznikami jest bezcenne. Bardzo ważne jest też sprawne doprowadzenie do finału zakupu sprzętu dla kontrolerów wsparcia powietrznego, który stosunkowo małym kosztem pozwoli znacząco podnieść skuteczność polskich F-16 w przeprowadzaniu nalotów i pomoże w korzystaniu ze wsparcia sojuszników.

Warto byłoby też zainwestować w amunicję. W USA trwa już produkcja istotnie zmodernizowanych rakiet powietrze-powietrze średniego zasięgu AIM-120 D. Polskie F-16 dysponują starszą wersją C. Zakup nowych rakiet nie byłby bardzo kosztowny (w porównaniu do zakupu samolotów) a podniósłby potencjał już posiadanych sił. Co więcej, AIM-120 D mogą w przyszłości zostać wykorzystane przez nowsze maszyny, na przykład F-35. Na pewno nie byłby to więc zakup zmarnowany. Cennym wzmocnieniem dla lotnictwa byłyby też rakiety przeciwradiolokacyjne AARGM, które służą głównie do atakowania wrogich systemów przeciwlotniczych. Amerykański koncern Orbital ATK stara się zainteresować tym pociskiem polskie wojsko od kilku lat, ale bez efektu.

Należy też przyłożyć większą wagę do zapewnienia możliwości przetrwania polskiego lotnictwa, którego bazy znajdują się w zasięgu rosyjskich pocisków balistycznych i manewrujących. Na pewno staną się priorytetowym celem w pierwszych godzinach konfliktu. Warto byłoby więc zadbać o odbudowanie sieci awaryjnych lądowisk na drogach, czyli tak zwanych DOL – Drogowych Odcinków Lotniskowych. Formalnie jest ich 21, ale tylko jeden jest czynny. Nie należy ich traktować jako stałych baz dla samolotów na czas wojny, ale raczej awaryjnych miejsc do lądowania w wypadku uszkodzeń lub celem tankowania i uzbrojenia. W wypadku wojny na pełną skalę i tak polskie lotnictwo zapewne będzie operować w oparciu o bazy np. w Niemczech.

Cennym wsparciem dla lotnictwa byłoby też wyklarowanie postawy MON wobec sojuszniczego programu MRTT, czyli wspólnego zakupu i użytkowania latających cystern/transportowców A330 MRTT. Tankowanie w powietrzu wydatnie zwiększa możliwości samolotów, znacznie zwiększając ich zasięg operacyjny. Umowa z Airbusem na dostawy pierwszych maszyn została podpisana w lipcu przez Holandię i Luksemburg. Polska miała też w tym uczestniczyć, jednak z jakiegoś powodu tak się nie stało. Na razie mają być „prowadzone rozmowy” w sprawie ewentualnego przystąpienia Polaków do programu. MON nie wyjaśnił motywów swojego postępowania. Nie ma przy tym wątpliwości, że Polska powinna zaangażować się w ten program.

Dalsza perspektywa

Równolegle należy jednak zacząć prowadzić głębsze analizy odnośnie zakupu nowych samolotów, co może nastąpić gdzieś po 2022 roku, czyli w ramach kolejnej odsłony Programu Modernizacji Technicznej. Optymalnym rozwiązaniem byłoby zakupienie w pierwszej kolejności używanych F-16 i ich zmodernizowanie. W tym okresie rynek używanych myśliwców tego typu powinien być bardzo bogaty ze względu na przezbrajanie wielu państw NATO na F-35. Byłoby to więc stosunkowo najtańsze rozwiązanie, wykorzystujące do maksimum już posiadaną bazę logistyczną i szkoleniową. F-16 są idealną platformą do przeprowadzania nalotów precyzyjnych w rejonie walk, swoistym koniem roboczym. Do czasu ich zakupu Polska powinna mieć już w linii przynajmniej część zestawów przeciwlotniczych Wisła i Narew, które pomogłyby w starciu z groźnymi rosyjskimi myśliwcami takimi jak np. Su-35. Nie ma przy tym wątpliwości, że używane F-16 nie będą cudem techniki, ale pozwolą stosunkowo tanim kosztem zwiększyć możliwości Sił Powietrznych i stworzą miejsce do służby dla pilotów wycofanych Su-22 i MiG-29.

W tym samym okresie, czyli około 2022-25, należy rozpocząć proces pozyskania samolotów nowej generacji. Ze względu na cenę F-35A w grę wchodzi zakup jedynie małej partii kilkunastu maszyn. Jest przy tym prawdopodobne, że za dekadę ich cena będzie niższa niż obecnie w związku ze zwiększeniem skali produkcji i jej zoptymalizowaniem. Powinny również zostać wykryte wszystkie niedoróbki, czyli tak zwane „choroby wieku dziecięcego”.

Wydawanie dużych pieniędzy na F-35A będzie uzasadnione w długiej perspektywie. Maszyny piątej generacji są przyszłością. To one będą modernizowane i rozwijane nawet w drugiej połowie tego wieku. Czwarta generacja (F-16, Gripen czy Rafale) zbliża się powoli do kresu swoich możliwości. Tworzone są jeszcze bardzo zaawansowane modernizacje, ale po około 2030 roku ten proces będzie wygasał. Warto więc zainwestować stosunkowo wcześnie w piątą generację, aby Siły Powietrzne zaczęły się na nią stopniowo przestawiać w perspektywie kilku dekad. Zakup pierwszych kilkunastu sztuk z dostawami w drugiej połowie przyszłej dekady pozwoliłby zastąpić 16 zmodernizowanych MiG-29.

W efekcie Siły Powietrzne około 2030 roku składałyby się nie odstających znacząco od warunków pola walki F-16, uniwersalnych koni roboczych, oraz małego „elitarnego” komponentu kilkunastu F-35A. Później stosunek ten można by powoli zmieniać na korzyść tych drugich, zapewniając płynne przejście Sił Powietrznych w świat piątej  generacji. Wielką korzyścią takiego procesu byłyby oszczędności na logistyce i szkoleniach, ponieważ zarówno F-16 jak i F-35 to dzieła koncernu Lockheed Martin. Z drugiej strony oznacza to jednak uzależnienie się od jednego amerykańskiego giganta przemysłowego, co ma swoje wady. Nie ma jednak wielkiego wyboru, ponieważ na horyzoncie brak innego zachodniego myśliwca wielozadaniowego piątej generacji.

Alternatywą dla opcji amerykańskiej mogłoby być zastąpienie Su-22 i MiG-29 przez np. szwedzkie Gripeny. Francuskie Rafale i europejskie Eurofightery można raczej wykluczyć ze względu na ich wysoką cenę. Gripeny są natomiast stosunkowo tanie i być może udałoby się uzyskać od Szwedów dobrą ofertę. Problem w tym, że oznaczałoby to konieczność wprowadzenia do Sił Powietrznych zupełnie nowej maszyny, która przecież i tak miałaby być tymczasowym rozwiązaniem obliczonym na około dekadę, zanim byłaby możliwość zakupienia większej ilości maszyn nowej generacji. Warto przy tym pamiętać o niemerytorycznych czynnikach wpływających na decyzję podczas dużych kontraktów zbrojeniowych – czyli polityce. Związanie polskiego lotnictwa z amerykańskim może być pożądane, zwłaszcza biorąc pod uwagę silne proamerykańskie nastawienie znacznej części polskiej sceny politycznej. W tym kontekście opcja zakupu używanych F-16 wydaje się najbardziej realistyczna i najłatwiejsza do przeprowadzania.

Wnioski

  • W perspektywie najbliższych sześciu lat nie ma szans na zakup nowych samolotów dla Sił Powietrznych. Należy się skoncentrować na maksymalnym wykorzystaniu tych już posiadanych, czyli dbać o jak najlepsze wyszkolenie pilotów i prowadzić ograniczone zakupy amunicji oraz dodatkowego sprzętu. Warto też zadbać o przystosowanie kilku odcinków nowych autostrad i dróg ekspresowych do funkcji DOL, co nie jest bardzo drogą inwestycją.
  • Przed 2020 rokiem należy rozpocząć postępowanie mające na celu zakupienie używanych F-16, które do 2025 roku po generalnych remontach i modernizacjach zastąpiłyby Su-22 i najbardziej zużyte MiG-29. Ewentualną alternatywą mogą być szwedzkie Gripeny, które nie uzależniłyby całego polskiego lotnictwa od USA i Lockheed Martina. Byłaby to jednak alternatywa droższa więc i mniej prawdopodobna.
  • Po 2022 roku należy rozpocząć prace nad pozyskaniem zupełnie nowych maszyn piątej generacji, czyli F-35A. Termin dostawy w drugiej połowie przyszłej dekady pozwoliłby zastąpić zmodernizowane MiG-29. W przyszłości kolejne F-35A mogłyby płynnie zastępować najbardziej zużyte F-16.
  • W perspektywie do 2030 roku nie ma pilnej potrzeby dokupywać innych maszyn. Potrzeby lotnictwa transportowego są zaspokojone, podobnie jak szkolenia. Wymiany wymagają jedynie śmigłowce podlegające Siłom Powietrznym. Wobec obecnego zamieszania w programie śmigłowcowym trudno jednak cokolwiek planować i prognozować w tym zakresie.