Jak wygrać wybory, żeby większość była przekonana, że wybory zostały przegrane? Jak wywołać powszechne rozczarowanie po największym sukcesie w wyborach samorządowych po ’89 roku nawet u najbardziej oddanych zwolenników zwycięskiej partii? Czy była taka druga formacja polityczna w III RP, która zrobiła tak dużo dobrego dla Polski i Polaków, i wywoływała przy tym tak bardzo negatywne społeczne reakcje, a przez rodaków była tak bardzo nieszanowana? Nawet w teorii wydaje się to nie do pomyślenia, jednak w naszym kraju dzieje się naprawdę.
 
Wyniku uzyskanego przez Prawo i Sprawiedliwość w ostatnich wyborach samorządowych mogą pozazdrościć wszystkie inne środowiska polityczne. Ani AWS zza czasów swojej świetności, ani Platforzjema Obywatelska pod wodzą „słońca Peru” w 2010 roku, ani PSL ze swoim zbójeckim know-how, zaprezentowanym w pełnej krasie w 2014 roku nie zbliżyły się nawet do rezultatu PiS.
 
Fakty mówią same za siebie:  zwycięstwo w 162 powiatach (w 2014 r. w zaledwie 104), uzyskanie 236 stanowisk wójtów, burmistrzów i prezydentów miast (w 2014 r. tylko 124), wybór 8 294 radnych w skali kraju (5 358 radnych w 2014 r.), wreszcie uzyskanie 34,13% ogólnej liczby głosów w sejmikach wojewódzkich w skali kraju i 254 mandatów w tychże sejmikach (w 2014 roku odpowiednio 26,89% i 171 mandaty). Prawo i Sprawiedliwość wygrało w 9 na 16 województw. Korki od szampana powinny strzelać, a kolorowe konfetti powinno radośnie wirować pośród biało-czerwonych baloników. Dlaczego zatem jest tak źle, skoro było aż tak dobrze?
 
Żadne z mediów głównego nurtu nie jest zainteresowane dystrybucją informacji o sukcesie partii rządzącej. Nawet jeśli PR-owcy PiS przygotują najbardziej kolorowe i ciekawe materiały promocyjne, to nikt poza telewizją publiczną i kilkoma portalami prawicowymi nie będzie zainteresowany w przekazaniu tych informacji społeczeństwu. Ani TVN, ani Polsat, ani Gazeta Wyborcza, Onet, RMF czy Interia. Problem nie leży w tym, w jaki sposób sprzedać wyborczy sukces, ale w tym, że nie ma chętnych na to, żeby te informacje dystrybuować. Ani w Polsce ani za granicą. Nikt z wyborców nie będzie dociekliwie analizował powyższych zależności: jeśli nie ma informacji o danym wydarzeniu, oznacza to, że nie było ono wystarczająco ważne, żeby je zaprezentować. Brak pozytywnych komunikatów oznacza, w odbiorze społecznym, brak wyborczego sukcesu.
 
Przykład? Proszę bardzo. Po pierwszej turze wyborów niemiecko-szwajcarski Onet utrzymywał przez 48 godzin na stronie głównej wyeksponowaną na czerwono informację o tym, że Rafał Trzaskowski wygrał w Warszawie w pierwszej turze. Informacja uzupełniona byłą mapka, opisem, wypowiedziami ekspertów. Za podobną reklamę Platforma Obywatelska musiałaby zapłacić setki tysięcy złotych.
 
Wyobraźmy sobie teraz, że na stronie głównej Onetu przez 2 dni prezentowana jest informacja o tym, że „PiS odniósł największy sukces w historii wyborów samorządowych od 1989 roku! Że żadnej innej partii nie udało się zdobyć tak wysokiego, społecznego poparcia!” Sytuacja nie do wyobrażenia? Dokładnie tak.
 
Platforma Obywatelska, PSL, wcześniej Nowoczesna z Ryszardem Petru na czele mogły i mogą liczyć na potężne wsparcie promocyjne ze strony mediów elektronicznych mętnego nurtu i prasy lokalnej. Jednak nikt nie daje takiej PR-owej osłony wartej wiele milionów złotych, nie oczekując niczego w zamian. Być może o tym właśnie rozmawiali liderzy totalnej opozycji z kanclerz Merkel podczas jej ostatnich wizyt w Polsce.
 
Kapitał niemiecki finansuje przekaz informacyjny Newsweeka czy Onetu, natomiast Georg Soros wspomaga jak może wydawcę podupadającej Gazety Wyborczej. W 2016 r. utworzony przez niego fundusz zainwestował w podupadającą Wyborczą ponad 51 milionów złotych, pokazując przy tym kierunek, w którym strumień finansów powinien płynąć. Tymczasem instytucje wspierane przez tego miliardera są niemile widziane już nie tylko na Węgrzech ale i w Austrii.
 
Kluczowa zasada biznesowa mówi, że należy chronić swoje inwestycje i cenne aktywa. Do takich aktywów możemy zaliczyć wizerunek i reputację państwa i rządu, ale też wizerunki polityków, którzy podjęli się wprowadzania reform. Wyjątkowe dobre wyniki gospodarcze, sukcesy w walce z mafiami podatkowymi, wzrost poziomu życia Polaków, bezpieczeństwo na ulicach, to również są aktywa- istotne informacje, wpływające na decyzje inwestorów, szukających okazji do lokaty kapitału. Jednak inwestorzy dwa razy się zastanowią, czy lokować swoje pieniądze w kraju, gdzie „panuje dyktatura, łamana jest konstytucja i demokracja”.
 
Zamiast inwestować środki w polskie media, jak czynią to koncerny niemieckie oraz światowi spekulanci, rząd polski inwestuje w sztukę i niejasne, niesprecyzowane działania promocyjne polski. Nie twierdzę, że wydatek niemal 500 milionów złotych na kolekcję Czartoryskich był niepotrzebny. Być może uzasadniona była również deklaracja Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o przeznaczeniu 100 milionów złotych na renowacje Cmentarza Żydowskiego przy ul. Okopowej. Polska Fundacja Narodowa, dysponująca budżetem 300 milionów złotych zachowywała się jak ślepy pirat, chcąc wyłożyć 20 milionów złotych na używany jacht i rejs dookoła świata z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości.
 
Dlaczego władze nie pokusiły się, żeby odkupić wydawnictwo Rzeczpospolita, sprywatyzowane „pod śmietnikiem” przez koalicję PO- PSL za kwotę łączną ok. 140 milionów złotych? Dlaczego nie pokuszono się o wykupienie Wirtualnej Polski, choćby za 500 czy 600 milionów? Nie mówiąc już o stworzeniu anglojęzycznego portalu informacyjnego o światowym zasięgu, który byłby w stanie zneutralizować negatywne i nieprawdziwe informacje o Polsce, jak chociażby wpis żony Radosława Sikorskiego, byłego marszałka Sejmu, która napisała, że „11 listopada, w setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości neofaszyści z Polski i całej Europy ponownie przemaszerują przez Warszawę.”
 
Ani instytucje kultury, ani polskie media, ani rząd (gdzie jest MaBeNa?) nie dysponują odpowiednimi narzędziami mogącymi zneutralizować ataki na nasz kraj, jak chociażby ten spreparowany w lutym 2018 r. przez marginalną fundację rodziny Rudermanów. Jednym kłamliwym filmem rozpropagowanym w światowych mediach próbowano uczynić z Polaków współwinnych holokaustu. Na te kłamstwa polskie władze nie miały szansy ani możliwości skutecznie odpowiedzieć. 
 
Na dziś Zjednoczonej Prawicy nie udało się zbudować ani silnej, wiarygodnej pozycji Telewizji Polskiej czy Polskiego Radia. Nie stworzono również ogólnopolskiej platformy informacyjnej. Portal TVP.info to o wiele za mało w zderzeniu z negatywnie nastawionymi wobec rządu Wirtualną Polską, Onetem, Interią, czy NaTemat, skąd ataki na władze PiS nadawane są dzień po dniu. Jeśli agresja medialna płynąca z tych kanałów nie zostanie zneutralizowana, negatywny przekaz zdominuje świadomość Polaków. I to będzie koniec rządów dobrej zmiany.
 
SAD