Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: 4 czerwca kojarzy się Polakom z dwoma wydarzeniami: pierwszymi, częściowo wolnymi wyborami w 1989 roku, jednak ostatnio coraz bardziej również z obaleniem rządu Jana Olszewskiego w 1992 roku. Odkąd rządzi Prawo i Sprawiedliwość, TVP przypomina wydarzenia z 4 czerwca roku 1992, wyświetlając film „Nocna Zmiana”. Jakie światło rzucają wydarzenia przedstawione w filmie Jacka Kurskiego i Michała Balcerzaka na przemiany, jakie dokonały się w Polsce na przestrzeni ostatnich dwudziestu kilku lat?

Piotr Semka, Do Rzeczy: Ewidentnie widać, że 4 czerwca 1992 jest uważany jednak za pewną cezurę między rozpoczęciem nadziei na zmianę Polski przez elity solidarnościowe i bardzo głębokim podziałem w obrębie tych elit, który nastąpił właśnie między 4 czerwca 1989 roku a 4 czerwca roku 1992. Część elit solidarnościowych uznała porozumienie okrągłostołowe za rozwiązanie ostateczne, jednak część z nich,czyli takie osoby, jak Jan Olszewski czy Jarosław Kaczyński, idęę rewolucji solidarnościowej potraktowała serio. Elementem, który zaważył na tym, że ten plan się nie powiódł, było opowiedzenie się Lecha Wałęsy przeciwko zmianom. Ta nierównowaga sił musiała doprowadzić do wydarzeń, które obserwowaliśmy w filmie „Nocna zmiana”.

Po tym, jak „Nocną Zmianę” pokazano w TVP, Lech Wałęsa napisał na Facebooku, że właściwie wszystko było filmowane na jego polecenie, przez Kurskiego zaś zostało „zmontowane pod urojenia popaprańców”. Były prezydent uważa, że w 1992 roku zapobiegł szykowanemu przez Antoniego Macierewicza i Piotra Naimskiego zamachowi stanu

Zdumiony jestem, że takie gazety, jak „Rzeczpospolita” bez żadnej refleksji powtarzają tak oczywiste bzdury. Lech Wałęsa bronił się przed ujawnieniem faktu, że współpracował z SB. Nie miał odwagi, aby wyplątać się z tego, przeprosić ludzi „Solidarności” za to, że ukrywał tę współpracę. Jego niezdolność do rozliczenia się z własną przeszłością wykorzystywali tacy ludzie, jak Mieczysław Wachowski, ale też cała grupa generałów wywodzących się z dawnej SB, którzy później otrzymali funkcje szefów UOP, tacy jak np. Gromosław Czempiński. Z kolei politycy np. Unii Demokratycznej nie mieli ochoty na przyznanie się, a część ludzi z ich partii również było uwikłanych w służbę. Zwyciężyła koalicja strachu, która chciała zabetonować wszystkie archiwa, jednak na szczęście jej się to nie udało.

W ostatnim czasie politycy PiS oraz dziennikarze czy historycy zastanawiali się, jak wyglądałaby Polska, gdyby nie doszło do obalenia rządu Jana Olszewskiego. Jak mogłaby wyglądać Pana zdaniem?

Oczywiście, jest to dla PiS bardzo kusząca wizja. Możemy dzisiaj gdybać, jakby to było. Na pewno elementarne zmiany, które wprowadza obecny rząd, pojawiłyby się już wcześniej. Mam tu na myśli chociażby ten typ wrażliwości społecznej, który stał się fundamentem programu 500 Plus. Gdyby 4 czerwca 1992 roku nie obalono rządu Jana Olszewskiego, doszłoby do powstrzymania absolutnego rozpadu wielu gałęzi przemysłu. Gdyby również nie było tego zwycięstwa SLD w roku 1993, obóz solidarnościowy być może zmagałby się z wewnętrznymi konfliktami, jednak pewien typ wrażliwości, który można by nazwać wrażliwością solidarnościową, byłby o wiele silniejszy, niż po okresie rządów Hanny Suchockiej, Waldemara Pawlaka, Józefa Oleksego czy Włodzimierza Cimowszewicza...

Niedawno Jarosław Kaczyński powiedział, że przed laty pomylił się, popierając Lecha Wałęsę. W rozmowach z osobami, które pamiętają czasy PRL i świadomie odbierają przemiany, które dokonały się po 1989 roku, zwykłymi obywatelami, nie politykami, często słyszę podobne opinie. Z czego wynika ta tendencja?

Lech Wałęsa był człowiekiem, którego działalność po 1989 roku ocenia się w dwojaki sposób. Ci, którym się powiodło, chcą utrzymywać jak najlepszy wizerunek Wałęsy i przymykają oczy na to, że jako polityk porzucił dużą część wyborców „Solidarności” na rzecz egoizmu. Ci, którzy po roku 1990 stracili pracę, którzy mieli problemy z utrzymaniem się, mają prawo patrzeć na Wałęsę jako człowieka, który zawiódł ich nadzieje.

Bardzo dziękuję za rozmowę.