Właśnie wróciłem z tzw. amerykańskiej Częstochowy (Doylestown, stan Pensylwania). Mieści się tam Narodowe Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej, miejsce kultu maryjnego Polonii amerykańskiej, w którym znajduje się replika obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Złożono tam również serce pierwszego premiera II RP Ignacego Jana Paderewskiego.

Założony w 1953r. klasztor (przekształcony na 1000-lecie chrztu Polski na sanktuarium) miał na celu utrzymanie Polonii przy swych katolickich korzeniach. Na poświęceniu nie mógł być prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński. Władze PRL nie wydały mu paszportu, stąd jego nieobecność zaznaczona była pustym fotelem, udekorowanym biało-czerwonymi kwiatami i cierniową koroną. To miejsce miało przypominać naszym rodakom za granicą o męczeństwie Polski.

Dopisał za to ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych – Lyndon Johnson. Witało go 140 tys. Amerykanów polskiego pochodzenia przybyłych na uroczystości. Kolejnym prezydentem obecnym na uroczystościach w amerykańskiej Częstochowie był Ronald Reagan.

Pierwszym polskim prezydentem, który odwiedził cmentarz przy sanktuarium, na którym spoczywają polscy generałowie, żołnierze pierwszej i drugiej wojny światowej i byli więźniowie obozów koncentracyjnych był Andrzej Duda. Powód: odsłonięcie pomnika Żołnierzy Wyklętych, który stanął obok wcześniejszych monumentów, poświęconych ofiarom Katynia, katastrofy smoleńskiej, Ignacemu Janowi Paderewskiemu, gen. Andersowi, że o najbardziej rozpoznawalnym, charakterystycznym, przepięknym pomniku „Huzara” nie wspomnę.

Na uroczystości pojawiło się tysiące Polonusów z całych Stanów Zjednoczonych. Po mszy św. w ogromnej sali parafialnej stłoczyli się przed czasem wszyscy chętni na spotkanie z prezydentem Andrzejem Dudą. Było duszno, gorąco, wzniośle. Chcąc wypełnić pielgrzymom kilkadziesiąt minut oczekiwania organizatorzy poprosili nas o zaśpiewanie paru patriotycznych ballad. Zamiast profesjonalnej aparatury nagłaśniającej dysponowaliśmy tylko typową megafonizacją kościelną służącą raczej do głoszenia kazań, niż nagłaśniania koncertów masowych... Ale przypomnieliśmy sobie stare, dobre czasy studenckiego muzykowania przy ognisku i … dach uniósł się nad zebranymi...

Na cmentarzu, podczas odsłonięcia pomnika wyobrażającego „Inkę”, „Łupaszkę” i rotmistrza Pileckiego – wyłaniających się z kamiennego zapomnienia symbolizowanego przez ciosany dłutem rzeźbiarza głaz – wszyscy zebrani przeżywali ogromne wzruszenia. Świadomość, że właśnie w tej chwili dokonuje się sprawiedliwość dziejowa i odkłamywana jest najnowsza historia Polski – zwłaszcza w patriotycznym środowisku Polonii amerykańskiej dawała o sobie znać niezwykle mocno. Miałem zaszczyt wykonać w tym świętym miejscu „Balladę o rotmistrzu Pileckim”. I przyznam szczerze, że mimo wieloletniej rutyny estradowej na początku emocje odbierały mi głos...

PS Kiedy następnego dnia oglądałem w telewizji żałosną „demonstrację” kilku przedstawicieli amerykańskiego KOD-u, obrzucających wyzwiskami prezydenta Andrzeja Dudę – szczerze im współczułem. Ich „obowiązki służbowe” – to syzyfowa praca. A przy okazji obciach i wstyd. Dlatego rozsądnie wybrali moment, gdy prezydencka para – bez świadków, tylko w otoczeniu BOR-u – wsiadała do samochodu. Gdyby pojawili się na cmentarzu, przy Narodowym Sanktuarium amerykańskiej Częstochowy – nie śmieliby nawet pisnąć; USA to wolny kraj. Widziałem to na niejednym westernie...

PS Poniżej – filmowe sprawozdanie z uroczystości...

Lech Makowiecki/naszeblogi.pl