Justyna Walczak z Trójmiasta byłaby całkiem zwykłą matką, gdyby nie fakt, że grono jej pociech to już okrągła dziesiątka. Właściwie, autorka książki „Dom pełen kosmitów. Jak nie zwariować z dziewiątką dzieci w dziesiątej ciąży?” jest kobietą zwykłą-niezwykłą. Jest niesamowita, bo urodzić dziesiątkę dzieciaków, kiedy standardową polską normą jest model dwa+dwa to nie lada wyczyn. Jest tym bardziej niezwykła, że ze swojego wielokrotnego macierzyństwa nie robi histerii – nie obnosi się triumfalnie z brzuchem, w którym właśnie rośnie dziesiąta pociecha, nie spogląda pogardliwie na małżeństwa z jedynakami, nie nawołuje do płodzenia dzieci. Jest też niezwykła z tak prozaicznego, a być może często niedocenianego względu, że potrafi zapanować nad tą gromadą – nie robi z siebie męczennicy, która musi ugotować sześć kilogramów ziemniaków na obiad albo zrobić piąte tego dnia pranie. I być może właśnie dlatego, że traktuje tą swoją „ponadnormową” rodzinę jako coś całkiem oczywistego i jak najbardziej normalnego, jest taka zwykła?

Ile razy dziennie wstawia pralkę Karolina Elbanowska, matka sześciorga dzieci? - pomyślała nad którymś z rzędu praniem Dorota Łosiewicz, dziennikarka i mama trójki pociech. Wyszło jej, że dwa razy częściej niż ona. Potem pojawiły się pytania o takie całkiem przyziemne sprawy – ile bochenków chleba dziennie zjadają wielodzietni, ile kilogramów marchewki do zupy trzeba obrać, ile zgrzewek mąki i wody pochłania całe to towarzystwo. Łosiewicz chwyciła za telefon do Elbanowskiej i tak powstał artykuł o wielodzietnych, który jakiś czas temu ukazał się na łamach tygodnika „W sieci”. Bohaterami tekstu byli także Walczakowie z Trójmiasta, którzy właśnie dowiedzieli się, że oczekują narodzin dziesiątego dziecka. Tak zawiązała się nić sympatii pomiędzy rodziną a Dorotą Łosiewicz, owocująca niemal codzienną korespondencją. A że elektroniczne listy były na tyle zabawne, a jednocześnie ciepłe i mądre, że szkoda było, aby tak po prostu przepadły. Łosiewicz pokazała próbkę korespondencji Igorowi Zalewskiemu z The Facto, a efekt właśnie trafił do księgarń w postaci „Domu pełnego kosmitów”.

Książkę Walczak czyta się właściwie jednym tchem. To taki jakby pamiętnik wielodzietnej mamy, która z niezwykłą lekkością i humorem opisuje perypetie swojej rodziny. A tych, jak to przy dziesiątce indywidualistów, jest co niemiara. Jest więc nieco o łamaniu nóg i rąk (i Bóg wie, czego jeszcze!), wizytach na pogotowiu, szkolnych dylematach i nieudolnościach systemu oświaty, o logistycznych wyzwaniach, jakimi są codzienne transporty do szkoły i wyjazdy na wakacje, o górach prania i stertach do prasowania, gotowaniu porcji dla zastępu wojska (a i tak wiecznie ktoś narzeka, że mu mało!). Jest o pierwszych miłościach, rozbitych kolanach, młodzieńczych frustracjach, ale i cała masa o radości, jaką daje taka gromadka (bo przecież radości pomnożonej przez dziesięć!). Walczak bawi do łez, ale i wzrusza (na przykład kiedy pisze o pomysłach dzieciaków na koszulkę dla taty). Pokazuje taką piękną normalność w nienormalności (bo tak postrzegane są wciąż rodziny wielodzietne. Niestety, w naszym kraju jest takie spojrzenie - duża rodzina to na pewno patologia. Rodzice są pewnie niewykształceni, więc nie wiedzą jak się zabezpieczyć przed ciążą. Kolejne ciąże to pewnie wpadka. Kto normalny świadomie zdecyduje się na tyle dzieci?” - mówiła w rozmowie z portalem wsumie.pl autorka książki.

W tym samym wywiadzie zdradziła, po co w ogóle zabrała się do pisania. „Chciałam pokazać, że nie jestem kobietą udręczona i nieszczęśliwą. Przez większość czasu jestem kobietą bardzo zadowoloną. Oczywiście są chwile gdy mam „muchy w nosie” i myślę o tym w co się wpakowałam, ale przede wszystkim jestem spełniona i zadowolona. Chciałam dać mamom znać, żeby się nie bały mieć więcej dzieci” - mówiła Walczak. I to chyba najważniejsze przesłanie, jakie płynie z „Domu pełnego kosmitów” - być może życie w wielodzietnej rodzinie wymaga większego nakładu wysiłków i starań, być może jest jedną, wielką, nieprzestającą się kręcić karuzelą, ale jest naprawdę fajne!

Walczak unika autorytarnego tonu, połajanek, nachalnego moralizowania i nakazującego tonu, by Polki rodziły dzieci, bo nie będzie komu płacić na nasze emerytury. Owszem, wspomina, że dziś wielodzietnych traktuje się jak siedliska patologii a obowiązujący społecznie model jest zgoła inny, ale robi to z humorem i lekkością. Warto przeczytać a później podsunąć małżonkowi. Zwłaszcza polecam tym wszystkim, którzy mają jedno albo dwójkę dzieci i uważają, że rozsypane klocki w przedpokoju i ściana pomazana w kwiatki to koniec świata.

Marta Brzezińska-Waleszczyk

Justyna Walczak, „Dom pełen kosmitów. Jak nie zwariować z dziewiątką dzieci w dziesiątej ciąży?”
Wydawnictwo The Facto,
Warszawa 2013