Za jedyneczkę np. w Tunezji, gdzie panuje prawdopodobnie kult prezydenta Georga Washingtona, można wszystko załatwić. Pokój w hotelu z lepszym widokiem, dodatkowe leżaki i ręczniki, pierwszeństwo w obsłudze podczas posiłków w hotelowej restauracji. U nas z tym znacznie gorzej. Choćby w sopockim Grand Hotelu. Towarzystwo jest tam tak rozwydrzone, że nawet portier nie bierze niżej Abrahama Lincolna. O innej obsłudze nie wspominam.

Dlatego w Grandzie nie jadam częściej niż raz w tygodniu. Już cena samego samolotu wyraźnie podskoczyła, odkąd splajtował OLT Ekspress , a jego właściciel powędrował do aresztu... Mimo wszystko lubię Salę Kryształową. Ile razy tam jestem, wypatruję prezydenta gdańska – Pawła Adamowicza. Jak głosi fama, jest człowiekiem kryształowej uczciwości, więc to miejsce jest wprost dla niego. Ma on przecież także swój wkład w uruchomienie linii OLT. Chciałbym mu podziękować za te kilka miesięcy latania tanią taryfą. Niestety, dotychczas nie widziałem go tam ani razu. I pewnie już nie spotkam. Będę musiał zrezygnować z obiadków w Grandzie. Wszystko przez ziemniaki, które okropnie podrożały. Zrobiła się z tego polityczna draka. Winą za wzrastającą z szybkością światła cenę kartofli obarczono ministra rolnictwa, Stanisława Kalembę, choć sam w Grandzie nie bywa.

Opozycja stwierdziła, że ceny pójdą w dół, jak go odwoła. Trzeba było tylko przekonać kilkunastu posłów z Platformy, którzy też bywają w Grandzie i ceny kartofli im nie w smak - zakładano. Do odpowiedzialnego zadania przeciągnięcia części osób z wrażych okopów na swoją stronę, opozycja wydelegowała posła Krzysztofa Jurgiela. Trafiło na fenomena. Obecni w Sejmie byli świadkami narodzin Demostenesa XXI wieku. Wniosek o odwołanie ministra uzasadniał bite sześć godzin. Trwało to dwukrotnie dłużej niż expose premiera. Jakby tego było mało, mówca przeprosił wszystkich za konieczne skróty. Wyjaśnił, że to nie jego wina, lecz regulaminu pracy Straży Marszałkowskiej, która po sześciu godzinach czuwania, musi sobie zrobić higieniczną przerwę. W czasie takiej pauzy nie wolno przemawiać, bo jak na tle przemówienia dojdzie do konfliktu, nie będzie miał kto rozdzielić debatujących stron i wyrzucić dziennikarzy, żeby widok gorszących scen, nie odbił się negatywnie na ich wrażliwości społecznej i politycznej.

Sześć godzin przemawiał, ale się nie udało. Dla posłów Platformy ceny kartofli w Grandzie nie mają znaczenia, bo i tak za wszystko płacą z kasy partyjnej. Nie wiadomo tylko, jak jest z Lincolnami. Ich własne, czy również partyjne, tyle tylko, że nie księgowane, bo pożyczone od kolegów biznesmenów.

Wynik głosowania poszedł w świat i nic go już nie odwróci. Mam jednak do swego ulubionego środka żal, że nie przeprowadziła pełnej sześciogodzinnej transmisji na żywo, zakończonej widokiem wychodzącej Straży Marszałkowskiej i słaniających się na nogach z wycieńczenia słuchaczy.

Co by nie mówić, było to epokowe zdarzenie. 

Jerzy Jachowicz/Sdp.pl