Powoli nabrzmiewa sprawa repolonizacji mediów, odsunięta w czasie z powodu przedłużającego się ostatecznego wykluwania reformy sądownictwa. Ze zrozumiałych powodów fundamentalnej, bo otwierającej drzwi do innych ważnych zmian w państwie. Mając nadzieję, że - choć nie bez kłopotów - do końca tego roku uda się przeprowadzić reformę Krajowej Rady Sądownictwa i Sądu Najwyższego, prawdopodobnie szczyt debaty o zmianie struktury mediów przypadnie na wiosnę przyszłego roku.

Nikt nie jest aż tak naiwny, by wierzyć, że kolejna wielka zmiana, można rzec o znaczeniu ustrojowym, przebiegnie bez konfliktów i oporów równie silnych, jak podczas procesu reformowania sądownictwa. I znowu należy liczyć się zarówno z głośnym i zmasowanym sprzeciwem zainteresowanych ośrodków medialnych, zatrudnionych w nich osób jak i całej politycznej opozycji. To jest przesądzone niemal z definicji. Tak się bowiem ukształtowała rzeczywistość III RP, że najważniejsze instytucje w państwie były ostoją establishmentu politycznego ukształtowanego umowami okrągłego stołu, zaś politycy byli gwarantami trwania i rozwoju tych instytucji w możliwie najbardziej korzystnych dla nich warunkach.

Już jednak dziś dochodzi do pierwszych starć między obrońcami starego zakonserwowanego układu a zwolennikami reform. Świadkami takiej spontanicznie zrodzonego sporu byliśmy w tym tygodniu w Sejmie. Kiedy ktoś z opozycji zaczął kwestionować finansowe zwiększenie nakładów z budżetu na media publiczne, znany z polemicznego temperamentu i krewkości lingwistycznej poseł PiS Dominik Tarczyński. Przypomniał jak to wczasach rządów koalicji Platforma Obywatelska – Polskie Stronnictwo Ludowe kwitł nagminny proceder karmienia potężnymi pieniędzmi mediów prywatnych. Premiowane były szczególnie te, które wykazywały ogromną gorliwość w popieraniu tamtej władzy. Były jej tubami propagandowymi. Dzisiejsze kąśliwe uwagi, że pieniądze trafiają do mediów publicznych, zdaniem posła Tarczyńskiego, są hipokryzją.

To rozsierdziło opozycję, z ław której zaczęły dobiegać mało przychylne okrzyki. Wśród nich jakiś głos kobiecy. To z kolei stało się wodą na młyn dla posła Tarczyńskiego: - A ty nie krzycz moja droga, bo krzyk niczego nie zmieni. Ani krzyk, ani jęczenie, ani wycie niczego nie zmieni. Jest wycie? Znakomicie! – odparował gorący polemista.

To przedsmak tego, co nas czeka wkrótce. Aby do wiosny!

Jerzy Jachowicz

ZA: SDP.PL