Moja sąsiadka, kobieta samotna w średnim wieku, wykształcona, jeżdżąca po świecie jako badaczka archeolog, wpadła do mnie wczoraj zdenerwowana, pytając, czy Polsce grozi katastrofa, czy może zbliża się wojna? – Skąd takie myśli przychodzą pani do głowy? – Oglądam telewizję, bo dopiero za dwa tygodnie jadę na kolejne poszukiwania do Peru. Chodzę po mieszkaniu, wypatrując potrzebnych rzeczy na wyjazd. Tak to mnie męczy, że często siadam i włączam telewizor. Kiedyś w ten sposób odpoczywałam. A teraz jeszcze bardziej się męczę. Daję słowo, nigdy czegoś podobnego nie widziałam. Ani u nas, ani na świecie. Szczególnie to słychać w głosie dziennikarek.  Wie pan, czasami mam wrażenie jakby nadawały relacje z Pompei w momencie, gdy popiół wulkaniczny wydobywający się z Wezuwiusza zaatakował miasto i jego mieszkańców. U nas ten popiół wraz z lawą wylewa się chyba z Trybunału Konstytucyjnego. Ile razy słyszę „Trybunał” to wyłącznie razem z „bezprawiem”, „łamaniem konstytucji”, „końcem demokracji”, „prezydentem Dudą wdeptującym prawo w ziemię” , „psuciem prawa” , „zamachem na konstytucję”.

Dziennikarki wypowiadają to wszystko łamiącym się głosem. Są przerażone, jakby informowały o zbliżającej się apokalipsie. Widząc to, z jednej strony współczuję im, bo wyobrażam sobie, jakie przechodzą tortury, kiedy muszą te okropieństwa oglądać z bliska, a później jeszcze mówić o nich, a z drugiej, ja się naprawdę o nie boję. Taka blondynka z Polsatu - chyba Miller, tak jak ten komunista - na moich oczach umierała kilka razy. To samo jakaś Tadla. Ale i mężczyźni – może pan sprawdzić,   Morozowski, Kraśko, Szeląg. Mówię poważnie, ja się zastanawiam, czy oni nie potrzebują jakiegoś psychologicznego wsparcia, żeby nie doszło do tragedii. Wiem, że w Ameryce, dziennikarze którzy przeżywają wstrząsy mają redakcyjnych psychoterapeutów. Przy niektórych redakcjach telewizyjnych są gabinety i stałe dyżury. Dlatego tak rzadko obserwujemy tam załamania na wizji. Odwrotnie niż u nas. Po skończeniu przekazywania informacji ta Miller czy inna Gozdyra wychodzi ze studia i szlocha na całą stację. Ekspedientki z pobliskiego supermarketu mówiły mi, że słyszą, jak te obydwie dziennikarki po „Wydarzeniach” płaczą. A dostawca pizzy tego dnia, kiedy Beta Kempa z Kancelarii nie wydrukowała w Monitorze postanowienia Trybunału, po słowach Gozdyry „możliwe, że Kempa popełniła przestępstwo, za które grozi trzy lata więzienia”, widział jak na nieprzytomną z rozpaczy dziennikarkę, czekali koledzy z noszami i po schodach wnosili ją na piąte piętro do bufetu. Już w bufecie wyznała, że to, co sama mówiła, zniosła dzielnie. Załamała się dopiero na materiale przygotowanym przez jej koleżankę, na którym jedna z posłanek Nowoczesnej (Kamila Gasiuk-Pihowicz – dopisek korekty) dodała: „Dzisiaj minister Beata Kempa dokonała przestępstwa na oczach wszystkich obywateli”.

- A ja znowu przegapiłem – pomyślałem.  

Jerzy Jachowicz

Źródło: www.sdp.pl