Cudownie odnaleziony świadek, po sześciu latach od tragicznych wydarzeń, postanowił odkryć przed sądem pewna tajemnicę, obciążająca winą za katastrofę pod Smoleńskiem śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Co ciekawe, świadek ten odnalazł się podczas procesu przeciwko Tomaszowi Arabskiemu, jaki rodziny kilkunastu ofiar smoleńskich wytoczyły najbliższemu w tamtym czasie współpracownikowi premiera Donalda Tuska.

Przed tragicznym lotem do Katynia w kwietniu 2010 roku toczyła się gra przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu - twierdzi szef MSZ Witold Waszczykowski. Dziś po sześciu latach od tragicznej śmierci prezydenta pojawiają się przesłanki do tego, by móc zasadnie mówić, że ta gra przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu toczy się nadal.

Obecny minister spraw zagranicznych opiera swoją opinię na wiedzy zaczerpniętej z odtajnionych niedawno dokumentów, związanych z przygotowaniem wizyty polskiego prezydenta do Katynia w dniu 10 kwietnia 2010 roku.

Treść tych dokumentów jest sprzeczna z wersją podawana przez rząd Tuska i jego służby, m.in. Tomasza Arabskiego. Wedle dokumentów Rosjanie robili wszystko, by do uroczystości w Katyniu z udziałem premiera Tuska i ówczesnego premiera Putina, nie dopuścić prezydenta Kaczyńskiego. Te naciski Rosjan spowodowały, że polska strona zdecydowała się na zorganizowanie odrębnych uroczystości z udziałem Tuska i Lecha Kaczyńskiego. Sprzeczne z dokumentami zdanie forsuje Tomasz Arabski. Twierdzi, że nie było rozdzielenia wizyt prezydenta Lecha Kaczyńskiego i premiera Donalda Tuska.

Dziś na powrót, choć już bez udziału strony rosyjskiej, próbuje się jakąś część winy za katastrofę przerzucić na samego tragicznie zmarłego prezydenta. Rolę taka pełnią zeznania byłego pracownika Kancelarii Prezydenta Kaczyńskiego Macieja P. Jego zeznania są pełne niedomówień, tak aby w jakiejkolwiek konfrontacji nie można mu było zarzucić kłamstwa lub złej woli. Maj one tylko wytworzyć coś w rodzaju niedobrego zapachu, rzucić cień, na prezydenta Kaczyńskiego o jego braku odpowiedzialności.

Ten dziwny świadek „prawdopodobnie usłyszał plotkę” – nie jest pewien gdzie – „prawdopodobnie rozmowie z kimś w Warszawie z MSZ albo z kimś z ambasady w Moskwie, że mogą być problemy z lotniskiem. I przekazałem to”.

Można powiedzieć, że świadek świadomie wytwarza kolejną „mgłę smoleńską”. A tyle jednak skutecznie, że pozwala ona „Gazecie wyborczej” na wybicie tytułu mówiącego wprost, że kancelaria Lecha Kaczyńskiego wiedziała o kłopotach z lotniskiem w Smoleńsk. Z procesowej ostrożności postawiono na końcu tytułu znak zapytania, ale nie on wbija się czytelnikowi w pamięć i nie on zapada w nią głęboko.

Nowe ziarno zostało posiane. Komu na tym zależało. Czy Maciej P. był świadkiem oskarżenia? Raczej nie. A więc świadkiem pana Arabskiego. Nie ma innej możliwości. To ciekawe, że urzędnik Kancelarii Prezydenta, aby bronić prawdy pogrąża własną instytucję. Może jego zeznania to wynik komitywy w jaką wszedł z Tomaszem Arabskim podczas uzgadniania w marcu 2010 roku szczegółów wizyty Lecha Kaczyńskiego?

Jerzy Jachowicz/sdp.pl