Islamski kalifat jest terytorium ponadnarodowym. Na dzień dzisiejszy posiada struktury, które trudno jeszcze nazwać państwem. Jak wynika z dostępnych obecnie informacji, wzoruje się na ideałach struktur hierarchicznych, religijnych, zawierając w sobie socjalne elementy państwa opiekuńczego. Czy to wystarczy, aby zawojować cywilizowany świat? Absolutnie.

Północnoafrykański kalifat

Z informacji udostępnionych przez islamistów wynika, że na czele organizacji stoi kalif. Musi być nim praktykujący muzułmanin. Jest nim podobno sam potomek rodu Mahometa. Sekunduje mu zastępca – były irakijski oficer wywiadu w reżimie Saddama Husajna. Kolejnym ciałem decyzyjnym jest rada. Poszczególne jej gałęzie zajmują się kwestiami ustrojowymi, religijnymi, politycznymi, wojskowymi. Następnymi z kolei organami są komitety szariatu. Kierują one niższymi jednostkami administracyjnymi. Funkcję para-rządu sprawuje gabinet. W jego skład wchodzą przedstawiciele kalifa, szefowie rad i osoby odpowiedzialne za finanse, informacje, logistykę i zarządzanie projektem państwa islamskiego.

Kalifat jest podzielony na prowincje, a prowincje na powiaty. Obecnie funkcjonuje kilkanaście prowincji w Syrii i Iraku. Na czele każdej jednostki stoi urzędnik oraz wojskowy. Oprócz finansowania z zewnątrz, bez którego nie byłby możliwy zakup broni i organizowanie zaciągu do armii, głównym źródłem dochodów jest zajmowanie podbijanych fabryk, banków i rafinerii, wraz z konfiskowaniem zastanego mienia.

Muzułmanie płacą też 2,5 proc. podatek od dochodów. Z tego organizowana jest redystrybucja żywności i odzieży oraz organizacja opieki nad ubogimi. Zgodnie z wprowadzanym prawem, ISIS znosi wszelkie obce struktury państwowe, klanowe czy mafijne. Zakazana jest sprzedaż używek, słuchanie zachodniej muzyki. Kobiety mają ubierać się wyłącznie w tradycyjne stroje, nie mogą wychodzić bez mężów, ojców czy braci z domu, a nawet rozmawiać głośno na ulicy. Za nieprzestrzeganie tych nakazów może być ona ukamienowana.

ISIS a chrześcijanie

Teoretycznie ISIS ma pokojowy program dla chrześcijan, ale praktyka – medialne doniesienia o masakrach dokonywanych na wyznawcach Chrystusa, czy publiczne sceny egzekucji, świadczą o czymś zupełnie innym. Islamiści, zarówno chrześcijan jak i Żydów, mają obowiązek traktować z szacunkiem, jako „ludzi księgi”, którzy także wieżą w jedynego Boga i Dzień Sądu.

Teoretycznie chrześcijanie powinni mieć zapewnioną wolność wyznania, jeśli nie obnoszą się z krzyżem i praktykują swoje obrzędy dyskretnie. Mają do wyboru trzy drogi – ścięcie, konwersję na islam i wysoki podatek, który może ich wykupić od zguby. W praktyce muszą oni w pośpiechu opuszczać swoje domostwa w obawie przed mordercami, ich majątki są plądrowane, kościoły palone, a wierni – zabijani, bez szans powrotu do domu.

Eksperci zajmujący się sprawami regionu uważają, że według Koranu chrześcijanie mają być upokorzeni, ale podatek powinien ich wybawić. Muzułmanie uznają objawienie Chrystusa jako Mesjasza, lecz nie uznają jego Boskości. Dlatego zabraniają chrześcijanom budowania nowych świątyń, lecz zapewniają ciągłość kultu oraz godny pochówek. Jeśli wyznawcy Jezusa dostosują się do zasad państwa islamskiego, nie nawracają muzułmanów i nie przeciwstawiają się konwersji chrześcijan na islam, powinni, zgodnie z wiekową tradycją, żyć obok w pokoju. Niestety od dłuższego czasu tak się jednak nie dzieje.

Kto zwycięży terrorystów?

Najtrudniejsze jest pytanie, kto zwycięży terrorystów z ISIS, skoro mocarstwa podzielone są sprzecznymi interesami ekonomicznymi i politycznymi. Wiadomo, państwo islamskie jest zagrożeniem dla Zachodu i z pewnością Stany Zjednoczone wspomagane przez kraje Unii Europejskiej, a także Australię, będą tutaj odgrywały pierwsze skrzypce.

W przypadku mocarstw regionalnych nic nie jest już tak oczywiste. Arabia Saudyjska, mimo, że deklaruje chęć walki z ISIS sama od początku finansowała jego powstanie. Turcja wspiera syryjską opozycję i faktycznie jest zainteresowana powstrzymaniem isis-owskieje ekspansji. Jednak Turcy nie chcą współpracować z Arabią Saudyjską, jednocześnie wspierając palestyński Hamas. Katar sponsoruje z kolei Bractwo Muzułmańskie, mimo, że jest wiernym sojusznikiem USA w regionie.

Na czołowego wroga islamistów wyrasta więc Iran, ale ten z kolei nie chce współpracować z Amerykanami. Chętnie wspiera za to walczący z Izraelem libański Hezbollach. Z ISIS chcą walczyć także Kurdowie, mający wsparcie USA i UE. To z kolei konfliktuje USA z Turcją. Syria jest podzielona, na dodatek w stanie permanentnej wojny domowej, co tylko ułatwia dżihad. Podobnie dzieje się w Iraku, gdzie co prawda sunnici i szyici jakoś się dogadywali, ale szyici są obecnie w defensywie i desperacko domagają się międzynarodowej pomocy.

Bliskowschodnia układanka jest więc bardzo skomplikowana. Trudno się w niej poruszać tak, aby nie nadepnąć komuś na odcisk. Mimo, że nie ma jednomyślności, co do tego w jaki sposób walczyć z islamskim fanatyzmem, pocieszającym może być fakt, że powstanie nowego tworu jest nie na rękę wszystkim większym władcom z tamtego regionu.

Wszystko wskazuje więc na to, że religijny fanatyzm dżihadystów prawdopodobnie wkrótce uklęknie przed wszechmogącą… potęgą pieniądza.

Tomasz Teluk