Marta Brzezińska: Kilka dni temu do księgarń trafił wywiad – rzeka z Księdzem, gdzie dotyka Ksiądz bardzo bolesnej sprawy – problemu homoseksualizmu w polskim Kościele. Od tego momentu, w mainstreamowych mediach trwa jakiś festiwal ataków na Księdza. Spodziewał się Ksiądz aż tak ostrych reakcji?

 

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Muszę na początku powiedzieć, że spotykam się także z pozytywnymi opiniami po publikacji książki. Nie dziwię się natomiast atakom ze strony „Wyborczej”, bo dla tej redakcji tytuł „Chodzi mi tylko o prawdę” jest obrazą, bo w książce zawarta jest krytyka Adama Michnika i michnikowszczyzny. Jest to sprzeczne z kultem Adama Michnika, więc „Wyborcza” niejako z urzędu zaatakowała mnie za tę książkę.

 

A te pozytywne głosy, o których Ksiądz wspominał?

 

To przede wszystkim ogromna ilość listów, jaką dostałem ostatnio na moją skrzynkę mailową. Przeczytałem dopiero część z nich, ale bardzo cieszę się, że wiele z nich napisały osoby duchowne. W te listy zawierają różne wątki, nie zawsze ich autorzy zgadzają się z moimi poglądami, ale generalnie wynika z nich konkluzja, że wreszcie czas zacząć rozmawiać na pewne tematy, że sytuacja z abp Juliuszem Paetzem, obecnym na Konferencji Episkopatu na posiedzeniu w sprawie pedofilii to jest kompromitacja Kościoła – napisał to jeden z duchownych pod pełnym imieniem i nazwiskiem, co pozostawiam do swojej wiadomości. Przez dziesięć lat ta sprawa nie zostaje rozwiązana – to kompromitacja. W takim duchu otrzymuję korespondencję.

 

Księdza Książka już wywołała ogromne poruszenie. To chyba pierwsza taka publikacja, która otwarcie mówi o problemach. Czy liczy Ksiądz na to, że wywoła ona dyskusję, która będzie bodźcem do działania, by zmienić coś na lepsze w polskim Kościele?

 

Bardzo chciałbym, żeby tak właśnie się stało. Kościół miał już kilka takich sytuacji kryzysowych, jak wspomniana sprawa abp Paetza czy kilka innych, gdzie wszystko kończyło się przysłowiowym zamiataniu pod dywan. To pojawia się także w moich rozmowach z ludźmi. Ich razi nie tyle fakt, że w Kościele są jakieś problemy. Oni to rozumieją – jest 30 tysięcy księży w Polsce i zawsze jakieś trudne sprawy będą. Wierni się temu nie dziwią, a nawet nie gorszą. Ale dziwią się tym, że te problemy są zamiatane pod dywan. I to ich najbardziej bulwersuje. Myślę, że musi nastąpić jakiś przełom w Episkopacie w tej sprawie. Zwłaszcza, że Kościół jako całość naprawdę ma pozytywny obraz. Napisał do mnie ostatnio człowiek, który podawał się za ateistę i wyznał, że popiera Kościół, bo czyni dobrze w Polsce. Jest ważnym elementem życia społecznego. Czego ja się obawiam? Obawiam się, że władze kościelne każdą próbę krytyki odbierają jako atak na Kościół – to najgorsza metoda, jaka może być.

 

Spodziewa się Ksiądz jakichś negatywnych konsekwencji za tę publikację? Jakiś sankcji ze strony krakowskiej kurii na przykład?

 

Kuria w ogóle ze mną nie rozmawia. Najbardziej mnie dziwi, że rzecznik krakowskiej kurii, ks. Robert Nęcek, który na papieskiej uczelni wykłada dziennikarstwo, popełnia tak kardynalne błędy. Wypowiada się na mój temat, ale ze mną w ogóle nie rozmawia, a przecież zna mnie, ma mój numer telefonu, może w każdej chwili zadzwonić i zapytać o moje zdanie w pewnych sprawach. A on atakuje mnie na łamach „Wyborczej”. O czym to świadczy? O tym, że nie ma żadnego dialogu, tak jak w sprawie ks. Natanka – najpierw wali się kogoś po głowie, a dopiero potem próbuje się z nim rozmawiać. To nie jest zdrowe. Poza tym, dlaczego rzecznik kurii wypowiada się w tej sprawie akurat dla „Wyborczej”, a nie dla katolickich mediów? Tak, jakby „Gazeta Wyborcza” przejęła monopol na opiniowanie w sprawie Kościoła.

 

Skąd się bierze taki dysonans, że dziennikarze, tacy jak Monika Olejnik czy związani ze środowiskiem „Gazety Wyborczej” z reguły atakują Kościół, ale kiedy pojawia się na przykład sporna kwestia ks. Bonieckiego to przywdziewają zbroję, by go bronić. Z kolei teraz, kiedy pojawia się Księdza książka, która przecież ma na celu dobro Kościoła, to jest Ksiądz przez nich ostro atakowany. Skąd ta wybiórczość?

 

Trzeba odróżnić krytykę od krytykanctwa. Krytyka ludzi, którzy nie są związani z Kościołem, a nawet źle do niego nastawieni, zawsze będzie wybiórcza. Będzie się opierała na zasadzie, że pewne zjawiska się popiera, inne atakuje, wedle własnego uznania albo linii redakcyjnej. Dlaczego? Bo ci ludzie nie są ludźmi Kościoła. Natomiast krytyka, która płynie ze strony ludzi będących częścią Kościoła, tak duchownych, jak i świeckich, jest krytyką twórczą, nie ma zamiaru ośmieszyć Kościoła, opluć czy nawet zepsuć. Jedynym jej celem jest uzdrowienie tego, co jest chore. Dlatego przygotowując ten wywiad – rzekę świadomie wybrałem Tomasza Terlikowskiego (z resztą, to był jego pomysł), bo to człowiek, który jest aktywnie zaangażowany w życie Kościoła, wielokrotnie staje w obronie Kościoła i jest dla mnie osobą wiarygodną. Ta rozmowa jest dla niektórych szokująca dlatego, że to rozmowa bardzo trudna, szczera aż do bólu, ale prowadzona przez dwie osoby, które identyfikują się z Kościołem katolickim. To rozmowa o Kościele, ale wewnątrz Kościoła. Może właśnie to doprowadza do szału „Gazetę Wyborczą”. Bo został przełamany monopol na krytykę Kościoła. Monopol na próby dokonywania zmian w Kościele. Co więcej, można o tym dyskutować w gronie katolików i nie trzeba mieć żadnej zgody Adama Michnika.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska