Po masakrze na Placu Niebiańskiego Spokoju w 1989 roku komunistyczne władze Chin Ludowych robiły wszystko, aby ocieplić swój wizerunek zagranicą. Jeden z chińskich think tanków zasugerował wówczas prezydentowi Hu Jinatao, aby władze położyły nacisk na chińską kulturę. W ciągu swojej historii Państwo Środka było najeżdżane przez inne narody, jednak kultura chińska nie straciła na swojej wielkości. Skoro jest ona tak silna - dedukowali naukowcy think tanku - trzeba ją wykorzystać do promocji komunistycznej ideologii. Można więc na przykład otworzyć Instytut Konfucjusza, który nie tyle będzie propagował idee tego myśliciela, co będzie służył partii. I tak dziś Komunistyczna Partia Chin Ludowych umacnia swoje wpływy w świecie przedstawiając się jako spadkobierczyni konfucjanizmu, który wcześniej zniszczyła. Joshua Kurlantzick, autor książki „Urokliwa ofensywa – jak chińska polityka miękkiej siły zmienia świat, określa tę strategię jako jedną z bardziej udanych taktyk zastosowanych przez chińskich komunistów. Zachód wydaje się być oczarowany tą chińską polityką soft power, mimo że ChRL były i są nadal krajem laogai (obozów pracy - chińskich gułagów). Krajem, w którym nie ma wolności słowa i są prześladowani chrześcijanie.

Otwarcie każdego z Instytutu Konfucjusza przebiega mniej więcej tak samo: mówi się długo i dużo o chińskiej kulturze, chińskich dynastiach, kaligrafii, malarstwie, cytuje się Konfucjusza. Ani słowa o komunizmie i Mao.

Dziennikarze, jak urzędnicy

Chińczycy działają jednak wielowymiarowo. W ostatnich latach Pekin wysłał w świat ponad 2 tysiące nauczycieli języka chińskiego i zreformował swoją służbę dyplomatyczną (ponad połowa chińskiego korpusu dyplomatycznego to ludzie poniżej 35. roku życia, kształceni zagranicą, znający świetnie języki i mający już wyrobione kontakty, choćby w środowiskach akademickich w danym kraju). Ważnym narzędziem są media więc i te musiano dostosować. Nie jest to już toporna propaganda Radia Pekin. Dokonano modernizacji chińskiej agencji prasowej Xinhua, na którą powołują się dzisiaj czołowe wydania gazet czy wiadomości telewizyjnych na świecie, tak jak powołują się na Reutersa. Problem polega na tym, że Xinhua to nadal podlega Radzie Państwowej, najwyższemu organowi władzy wykonawczej ChRL, a dziennikarze pracujący dla Xinhua regularnie biorą udział w szkoleniach ideologicznych i podlegają takiej samej indoktrynacji jak inni zwykli urzędnicy państwowi. Renmin Ribao (Dziennik Ludowy), gazeta Komunistycznej Partii Chin Ludowych, ma dziś wydania w kilku językach m. in. angielskiej, francuskiej i hiszpańskiej. Centralna Telewizja Chińska (CCTV), stacja państwowa, zatrudniła zagranicznych dziennikarzy, a widzowie w Azji mogą dziś w satelicie oglądać najnowsze wydania wiadomości przygotowane przez reporterów tej stacji.

Cel? Uniwersytety

Instytuty Konfucjusza są jednak bardzo ważnym narzędziem polityki miękkiej siły. Chińskie Biuro Międzynarodowej Promocji Języka Chińskiego (Hanban), które nimi zarządza są pod ścisłą kontrolą władz. Często porównuje się Instytut Konfucjusza do Instytutu Francuskiego, British Council czy niemieckiego Instytutu Goethego, których działalność sponsorują rządy krajów, które te instytucje reprezentują. Państwa te płacą za wynajem biur Instytutów w budynkach komercyjnych. Nie dochodzi więc do „przenikania się” owych instytucji z lokalnymi organizacjami. Nie ma żadnego rodzaju zależności pomiędzy instytutami a na przykład uczelniami w danym kraju. Instytut Konfucjusza działa inaczej. Zakłada swoje siedziby na czołowych uniwersytetach zagranicznych, przez co staje się częścią instytucji naukowej danego kraju. Jak uważa była australijska dyplomatka a obecnie wykładowca na wydziale Studiów nad Chinami na Uniwersytecie Sydney, prof. Jocelyn Chey, właśnie taki układ pozwala władzom chińskim mieć bezpośredni wpływ na program danej uczelni i kierunek rozwoju studiów nad Chinami. „Nie muszę wyjaśniać dlaczego wśród oferowanych wykładów nie będzie nic na temat wolności religijnej w Chinach, niepodległości Tajwanu czy Tybetu”, powiedziała mi w rozmowie telefonicznej profesor Chey. Do 2010 roku ma powstać kilkaset Instytutów Konfucjusza na całym świecie. W 2006 roku utworzono pierwszy Instytut w Polsce, w Krakowie, na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 2008 roku otwarto trzy następne Instytuty: w Opolu na Politechnice Opolskiej, w Poznaniu na Uniwersytecie Adama Mickiewicza i we Wrocławiu na Uniwersytecie Wrocławskim.

Polski naukowcom to nie przeszkadza

Choć w wielu krajach np. w Australii, USA, Kanadzie czy Szwecji pojawiły się głosy protestów ze względu na bezpośrednie łączenie Instytutów Konfucjusza z lokalnymi uczelniami, polskim środowiskom naukowym wydaje się to zupełnie nie przeszkadzać. Gdy w 2007 roku Uniwersytet w Sydney popisał umowę o współpracy z Instytutem Konfucjusza, prof. Jocelyn Chey, głośno wyraziła swoje obawy, iż najstarsza uczelnia w Australii naraża na szwank swoje dobre imię, a także swoją niezależność współpracując z organizacją będącą jednym z narzędzi propagandy Komunistycznej Partii Chin Ludowych.

Według prof. Chey, Chiny traktują współpracę kulturalną i handlową jako kolejne źródło wpływu na opinię publiczną na świecie a „Instytuty Konfucjusza są częścią międzynarodowej kampanii KPChL gdyż za pomocą współpracy kulturalnej dużo łatwiej wpływa się na publikę i osiąga się cele natury politycznej.”

Szkoły językowe z przekazem podprogowym

W Stanach Zjednoczonych, gdzie w tej chwili działa ponad 40 Instytutów Konfucjusza, coraz częściej pojawiają się głosy, że pod przykrywką nauki języka chińskiego eksportują ideologię komunistyczną. Yao Zhe nauczycielka chińskiego pracująca dla jednej z amerykańskich uczelni w wywiadzie dla „Epoch Timesprzyznała, że „przygotowane w Pekinie podręczniki do nauki języka chińskiego propagują nie tyle kulturę chińską co partię komunistyczną. Z tych materiałów korzysta większość studentów ucząca się chińskiego w USA. „To trochę przypomina pole bitwy bez dymu i wystrzałów – ludzie poddawani są praniu mózgów nawet o tym nie wiedząc”, dodaje nauczycielka.

W jednym z podręczników można było znaleźć między innymi następujące zdanie przetłumaczone na angielski: „Zobaczyć Makesi to jak zobaczyć Boga” . Oczywiście chodzi tu, jak wyjaśnia jeden z nauczycieli o boga komunizmu Marksa, którego chińskie imię to (w transkrypcji) Makesi.

Na zajęcia z języka chińskiego uczęszcza także młodzież ze szkoły średniej. Rodzice są zazwyczaj zupełnie nieświadomi tego, jak wyglądają lekcje ich pociech. Praca domowa to na przykład wypracowanie na temat jednego z komunistycznych przywódców Chin albo na temat korzyści jakie przynosi komunizm. Studenci muszą korzystać z chińskich źródeł (na przykład stron internetowych agencji Xinhua czy gazety Renmin Ribao) dostępnych w języku angielskim. „Jeden z moich amerykańskich uczniów wyznał, że pragnie studiować w Chinach. Zapytałem: dlaczego? Usłyszałem: bo u was jest komunizm; nie rozumiem dlaczego my nie mamy komunizmu w USA ” - wyznał dziennikarzom „Epoch Times” jeden z byłych nauczycieli chińskiego. To wyznanie było momentem przełomowym dla nauczyciela, wcześniej wierzącego, że Instytut Konfucjusza ma za główny cel promocję kultury chińskiej na świecie. „Zrozumiałem, że oni (młodzi ludzie) nie poznają prawdy, nie poznają prawdy o partii”.

Bliskie związki Instytutu Konfucjusza i lokalnych uczelni są też niepokojące ze względu na zatrudnianą tam kadrę z Chin. Od 1980 roku państwo wysyła coraz więcej studentów i naukowców do Stanów Zjednoczonych; oczywiście większość z nich przed wyjazdem musi odbyć "spotkanie" z przedstawicielem chińskiej służby wywiadowczej; z reguły wyjeżdżający nie są zmuszani do szpiegowania, ale mają bacznie się rozglądać i "przywozić wszystko co uznają za użyteczne dla ojczyzny". Chińskie traktują tę działalność jako kontrakt i tych, którym udało się uzyskać tajne informacje hojnie wynagradzają; za swój "czyn patriotyczny". W USA pod lupę FBI trafiło Stowarzyszenie Studentów i Naukowców Chińskich (CSSA), mające swoje siedziby w dużych centrach akademickich USA. Choć filie CSSA nie są oficjalnie powiązane z Komunistyczną Partią Chin Ludowych, to ich władze wybiera partia, a działalność znajduje się pod ścisłą kontrolą ambasad i konsulatów ChRL.

Są też przypadki, gdy Amerykanie chińskiego pochodzenia szpiegują dla Pekinu. W Waszyngtonie coraz częściej słychać głosy, żeby bardziej przyjrzeć się temu, do jakich ważnych informacji mają dostęp osoby chińskiego pochodzenia ( przede wszystkim te utrzymujące kontakt z rodziną w Chinach); zaleca się także, aby władze uniwersytetów, które prowadzą badania zlecone przez rząd dokonały rewizji procedur dotyczących bezpieczeństwa ze szczególnym uwzględnieniem kontaktów z Chińczykami. Zastępca dyrektora Amerykańskiej Rady d/s Polityki Zagranicznej Al Santoli zauważył, że "sukcesy jakie wywiad chiński odnosi to bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa USA, ale także dla światowego pokoju". Jeden z czołowych analityków spraw chińskich w FBI Paul Moore przyznał: "To nie duże, egzotyczne akcje szpiegowskie (ze strony Chin – przyp. HS) nas wykańczają, ale zwykłe, codzienne kontakty".

 

Hanna Shen

 

Ważne lektury:

/