Symbole powinny łączyć. Ponad partyjnym szyldem, politycznymi sympatiami, nawet ideową orientacją. Cel to wzmacnianie propaństwowej tożsamości. Współczesny i bieżący spór o określony kształt modernizacji kraju nie powinien „pożerać” panteonu bohaterów narodowych, których nazwiska zostają zredukowane do roli ideologicznych pałek.

Incydent na pogrzebie „Inki” i „Zagończyka” jest brutalnym zderzeniem z rzeczywistością. Bo przecież walczyli oni o wolność, z której dziś korzysta zarówno KOD, jak i ONR, czy się to komuś podoba czy nie. Nie rozstrzygam intencji Mateusza Kijowskiego i jego współpracowników. W tym kontekście to drugorzędne, bo wypraszanie z pogrzebu okrzykami „wypierdalać” i przyśpiewką „Raz sierpem, raz młotem” nie jest prawicowe, lecz zwyczajnie dziecinne, głupie i godne potępienia. Jak w katolickim kraju można urządzać polityczną hucpę z pogrzebu? Liczy się efekt – symbole wspólnotowe stają się zakładnikami bieżącej walki politycznej.

Żołnierze Wyklęci są symbolem niezłomności, honoru, poświęcenia. Jednak wszystko wskazuje na to, że przy tak spolaryzowanym społeczeństwie, społeczeństwie dwóch nieustannie zwalczających się obozów, nie przekroczą oni nigdy granicy rytualnej politycznej wojny.

Oznacza to tylko jedno. Należy zwrócić się w stronę postaci, które w dłuższej perspektywie będą mogły służyć odbudowie narodowej jedności. Tak, aby nie mogły zostać zaanektowane przez jakikolwiek obóz polityczny i aby wyznaczyły spójny obraz państwa, do którego powinnyśmy dążyć. Państwa sprawnego, z silnymi instytucjami i ambitnymi projektami modernizacyjnymi. Państwa, w którym obywatele rozumieją po co ono jest i co dla nich robi. I dlaczego warto państwo tworzyć, a nie ustawiać się w permanentnej opozycji, w zależności od rządzącego obozu. Bo politycy odchodzą, a państwo zostaje.

Myśląc o takich patronach, którzy swoją biografią świadczyliby o swojej propaństwowej orientacji, sięgnijmy chociażby po postać Eugeniusza Kwiatkowskiego z jego wielkim planem budowy portu morskiego w Gdyni i Centralnego Okręgu Przemysłowego. Albo Hipolita Cegielskiego, który stworzył podwaliny poznańskiego „przemysłu z ludzką twarzą”, jednocześnie z powodzeniem konkurując z przedsiębiorstwami niemieckimi. Albo Augusta Cieszkowskiego, który nie ograniczał się do akademickiej fascynacji mesjanizmem, ale łącząc go z pozytywistyczną praktyką, założył pierwszą w Polsce rolniczą szkołę wyższą. Ludzie z wizją modernizacji kraju, którzy powinni patronować kolejno: politykom, przedsiębiorcom, akademikom.

Polacy mają wciąż problem ze swoim państwem, udając się na wewnętrzną emigrację w rytm wyborczego kalendarza. W tych okolicznościach potrzebujemy historycznych wzorów pozbawionych partyjnych legitymacji wyrabianych im na siłę przez współczesnych, ponadpartyjnych i ponad środowiskowych. Bo bez zaufania do państwa i współobywateli nigdy nie staniemy się sprawnym i naprawdę liczącym się państwem. A w czasach kiedy historia znów ruszyła z kopyta, nie możemy pozwolić sobie na jego marnotrawienie.

Bartosz Brzyski/jagiellonski24.pl