Stosunkami międzyludzkimi w europejskiej przestrzeni kulturowej rządzi kilka prostych zasad. Jedna z nich mówi – jeśli się pomyliłeś, przyznaj się do błędu, jeśli zaś kogoś niesłusznie oskarżyłeś – przeproś. Jednak w kwestii imigracji zasada ta najwyraźniej nie działa - pisze Piotr Ślusarczyk na łamach portalu www.euroislam.pl

<<<JEDYNA TAKA KSIĄŻKA W POLSCE! PRZEWODNIK PO WORK-LIFE BALANCE! POLECAMY! >>>


Jeszcze parę tygodni temu Angela Merkel zapewniała wszystkich w Europie, że poradzi sobie z problemem uchodźców. Słynne „Wir schaffen das” (poradzimy sobie) powtarzały za niemiecką kanclerz niemal wszystkie opiniotwórcze media. Dziś wyraźnie zmieniają ton. Sukces migracyjny okazał się bowiem sromotną porażką, która nie tylko zmienia już teraz kulturowy krajobraz Europy, ale także stanowi poważne zagrożenie dla Strefy Schengen.

Entuzjaści moralnie infantylnego i utopijnego projektu „otwartych drzwi” zrobili dużo, żeby wszystkich krytyków niekontrolowanej, islamskiej imigracji zepchnąć do prawicowego narożnika. Wszelką krytykę duszno w zarodku.

Hans Peter Friedrich (poseł z ramienia CSU) ujawnił, że w październiku 2015 roku postulował zwiększenie poziomu ochrony dla chrześcijan uciekających z krajów islamskich oraz umieszczenie chrześcijan i muzułmanów w różnych obozach. „Jeśli ktoś jako chrześcijanin ucieka przed islamskimi terrorystami, w Niemczech nie powinien być narażony na nowe szykany i akty dyskryminacji” – argumentował polityk. Postulaty Friedricha zostały  odrzucone, gdyż podważały oficjalnie lansowaną wizję polityki azylowej. Dodajmy, że w Niemczech ośrodki dla uchodźców od paru miesięcy regularnie stają się miejscem konfliktów między muzułmanami a chrześcijanami.

(...)

Jedno się jednak nie zmieniło – ci, którzy krytykowali politykę migracyjną promowaną przez Niemcy i niektóre kraje „starej” Unii, nadal pozostają chłopcami do bicia. U naszych zachodnich sąsiadów nadal wielu polityków otwarcie oskarża kraje Europy Środkowej o fiasko polityki migracyjnej. To rzekomy brak „solidarności” miał, ich zdaniem, doprowadzić do obecnego kryzysu. Dlatego też co jakiś czas kolejny zachodni polityk straszy zabraniem unijnych funduszy tym, którzy przyjmować imigrantów nie chcą. Niedawno austriacki minister obrony Hans-Peter Doskozil w wywiadzie dla „Spiegla” wezwał do zablokowania unijnych dotacji Czechom, Słowakom i Węgrom.

Rzecz jasna nie wierzę w to, że ten scenariusz jest realny. Jednak na przerzucaniu odpowiedzialności za „imigracyjną katastrofę” na „bezduszne” kraje Grupy Wyszehradzkiej można na Zachodzie wciąż zbić polityczny kapitał. Zresztą już od dłuższego czasu narracja wokół imigrantów jest schizofreniczna. Z jednej strony Austria wprowadza dzienny limit przyjmowanych uchodźców, a Niemcy zaostrzają prawo azylowe, z drugiej zaś przedstawiciele tych państw oskarżają o brak solidarności te kraje, które nie chcą powielać ich błędów.

Piotr Ślusarczyk