Imam z jerozolimskiego meczetu al-Aqsa odwiedził w zeszłym tygodniu Włochy. Wezwał do zniszczenia Izraela przy pomocy arabskiej armii, włączając w to wojska Egiptu i Jordanu. Celem kampanii wojennej ma być „wyzwolenie” takich miast jak Jafa czy Hajfa.

Muzułmanin Raed al-Danna wziął udział w konferencji w Mediolanie. Powiedział, że Izrael niebawem „zniknie”, co pozwoli Palestyńczykom na powrót do Jafy, Hajfy i innych miast. „W Gazie są wielcy i dumni mężczyźni, mocno stojący na ziemi. Zrozumieli obecną ciemność. Zrozumieli, że państwo żydowskie przestanie istnieć, a w Palestynie wzejdzie słońce” – mówił al-Danna. „Powrócimy nad morze w Jafie, do piasków Hajfy, do palm Bet Sze’an i do wzgórz Lod i Ramli” – wzywał muzułmanin.

To wystąpienie, samo w sobie, nie jest niczym dziwnym. Nawoływanie do zniszczenia Izraela czy usunięcia takiego państwa to pospolite hasła wśród części arabskiego świata. Szokujące jest jednak to, że takie słowa padają na terytorium Europy Zachodniej – i nikt nawet nie protestuje.

pac/memri/tundratabloids