Pan moim dziedzictwem i przeznaczeniem (Ps 16,5).

Życie chrześcijanina ma swój kierunek i cel. Ma to ogromne znaczenie, ponieważ one nadają życiu sens. Natomiast zamknięcie w sobie, skierowanie na siebie prowadzi do bezsensu. Właściwie dramat naszego życia rozgrywa się pomiędzy dwoma tendencjami: z jednej strony jest to spontaniczna chęć życia dla siebie, szukania radości i zadowolenia, jakie możemy w życiu uzyskać; z drugiej strony – przez świadomość własnej kruchości i przemijalności – szukanie celu i sensu w czymś, co nas przerasta i pozwala odnaleźć trwałe szczęście. Te dwa kierunki biorą się z samej tajemnicy ludzkiego istnienia, co bardzo trafnie wyraża Drugi Sobór Watykański:

Człowiek, będąc jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego, nie może odnaleźć się w pełni inaczej jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego (KDK 24).

Człowiek jest stworzony „dla siebie samego”, czyli po to, aby sam był szczęśliwy, ale jednocześnie swoją pełnię może osiągnąć jedynie „poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”, czyli oddając się całkowicie komuś. Jest to paradoks w przypadku myślenia w kategoriach ilościowych, które zakłada, że im więcej dajemy, tym mniej mamy. Natomiast inaczej jest w logice osobowego istnienia, gdzie im więcej dajemy, tym więcej posiadamy!

Dramat człowieka „cielesnego”, jak go nazywa św. Paweł, polega na tym, że nie umie on zrozumieć tej odmiennej logiki Ducha i myśli ciągle w kategoriach materialnych. Boi się, że traci, dając coś z siebie. Postępując w myśl tej logiki, spontanicznie obecnej w naszym życiu, szukamy własnego dobra, koncentrujemy się na zdobywaniu dla siebie coraz większej ilości dóbr rozmaitego rodzaju – niekoniecznie materialnych. Mogą do nich należeć także dobra natury duchowej, jak osiągnięcie pewnych zdolności, np. artystycznych czy wiedzy. Wszystkie one mogą być same w sobie dobre, ale kiedy nasze życie zasadniczo wokół nich się koncentruje, wpadamy w pułapkę egocentryzmu, który nas zamyka w sobie. Natomiast pełna realizacja siebie jest możliwa jedynie „przez bezinteresowny dar z siebie”, czyli przez „życie dla”.

Jednocześnie owo odniesienie, ku któremu jesteśmy zwróceni w „życiu dla”, nie może być dowolne. Nie wystarczy życie dla czegoś, choćby to miała być nawet najwspanialsza idea. W odniesieniu do czegoś, do idei, nie możemy się stawać bezinteresownym darem. Darem możemy być jedynie dla kogoś, kto jest, podobnie jak my, podmiotem, jest kimś. Dar staje się wezwaniem do dialogu. Nie ma w sobie niczego z rzucania się w pustkę, co byłoby bezsensem. Dar jest jednocześnie zaproszeniem do spotkania i wzajemnej więzi. W nich pulsuje życie. Istnienie człowieka jest współ-ist­nie­niem, współ-byciem z drugim.

Kim jest ów drugi, ten z którym moje istnienie staje się pełne? Otóż jesteśmy stworzeni „na obraz i podobieństwo Boga”, co powoduje, że pełnię swojego istnienia odnajdujemy dopiero w odniesieniu do Niego, stając przed nim jako Jego obraz, jakby przed lustrem, bo w Nim dopiero odnajdujemy najgłębszą prawdęo tym, kim powinniśmy być i co jest naszym przeznaczeniem. Dlatego psalmista w Panu widzi swoje dziedzictwo i przeznaczenie. Polskie tłumaczenie psalmu słowem Pan oddaje hebrajskie JHWH, czyli imię Boga, jakie podał Mojżeszowi przy krzewie gorejącym. JHWH – Jestem, który jestem – wyraża z jednej strony tajemnicę Boga, który jest źródłem wszelkiego istnienia, jest tym, który JEST prawdziwie i w pełni. Wszystko inne jest o tyle, o ile jest w Nim zakorzenione. Z drugiej jednak strony biblijne „jestem” odnosi się do więzi osobowej. W tym samym miejscu, niejako w wyjaśnieniu owego Jestem, który Jestem, pojawia się określenie: JESTEM, Bóg ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba (Wj 3,15). Pan Jezus, komentując tę wypowiedź, dopowiada: Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych(Mk 12,27). Boże Jestem jest żywą więzią osobową i my prawdziwie odnajdujemy się przed Nim jedynie w takiej więzi.

Jednocześnie przekład owego JHWH na Pan, jaki dokonał się już w Septuagincie i został użyty w polskim przekładzie liturgicznym, pozwala nam odnieść psalm całkowicie do Chrystusa, którego uczniowie po zmartwychwstaniu określają imieniem Pan. Tak właśnie odnosi się do Niego św. Paweł: wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, mojego Pana (Flp 3,8). On jest naszym wszystkim, w Nim, który jest pełnym obrazemOjca, odnajdujemy pełną prawdę o Bogu i Jego więzi z nami, a jednocześnie w Jego człowieczeństwie odnajdujemy prawdziwie siebie. On jest naszym celem. Paweł na innym miejscu pisze:

 

Usiłujecie bowiem doświadczyć Chrystusa, który przeze mnie przemawia, a nie jest słaby wobec was, lecz ukazuje w was moc swoją. Chociaż bowiem został ukrzyżowany wskutek słabości, to jednak żyje dzięki mocy Bożej. I my także niemocni jesteśmy w Nim, ale żyć będziemy z Nim przez moc Bożą względem was. Siebie samych badajcie, czy trwacie w wierze; siebie samych doświadczajcie! Czyż nie wiecie o samych sobie, że Jezus Chrystus jest w was? (2 Kor 13,3–5).

 

Odkrycie w swoim sercu prawdy o Chrystusie powoduje, że szukamy tylko Jego. Nasze życie się dynamizuje, jak to było w przypadku św. Pawła, który mówi: pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę, w Chrystusie Jezusie (Flp 3,14). Ewangelia natomiast wyraża to nieco innym obrazem: [bądźcie] podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze (Łk 12,36). Nic nie jest ważniejsze od tego momentu, kiedy Pan przychodzi i dlatego całkowicie na tę chwilę jesteśmy nastawieni.

Ale tutaj znowu odnajdujemy następny paradoks, który tym razem wiąże się z tajemnicą samego Boga: nie możemy stanąć przed Nim solo, jak przed kimś na zewnątrz i to w oderwaniu od innych i od bezpośredniego kontekstu naszego życia z jego całym bagażem. Bóg jako Stwórca przenika wszystko i we wszystkim jest obecny. Przede wszystkim jednak w drugim człowieku, który także jest „stworzony na Jego obraz”. Dlatego naszego spotkania się z Nim uczymy się w codziennym spotykaniu się z innymi ludźmi. Sam Pan Jezus uczy nas: wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt 25,40). Święty Jan natomiast pisze: kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi (1 J 4,20). Szukanie Boga przekłada się w ten sposób konkretnie na życie codzienne i zwykłe sytuacje. Polega ono na otwieraniu się na głębszą prawdę naszych wszystkich spotkań, w których jest obecny Pan i czeka na odpowiedź naszego serca, kiedy Go przyjmiemy: Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną (Ap 3,20). Obyśmy byli gotowi otworzyć Mu drzwi naszego serca, obyśmy mieli w sobie czujność dobrego sługi z Ewangelii.

Włodzimierz Zatorski OSB / ps-po.pl