Nawet 50 tys. ludzkich istnień mógł pochłonąć rządowy program refundacji sztucznego zapłodnienia w Polsce. Ministerstwo zdrowia nie podaje niewygodnych danych: ile embrionów zostało uśmierconych wskutek przeniesienia lub rozmrażania, bądź jaki procent komplikacji zdrowotnych występował wskutek zabiegów.

Mija rok od wprowadzenia rządowego programu dofinansowania in vitro w naszym kraju. Politycy i liberalne media odtrąbiły sukces. Jednak prawda o tym biznesie jest znacznie bardziej ponura niż się to wydaje opinii publicznej. Powinniśmy domagać się wszystkich danych o rządowym programie in vitro jako obywatele na podstawie prawa do informacji publicznej!

Hurtowa aborcja

Według udostępnionych danych wskutek państwowego wsparcia urodziło się 108 dzieci z probówki, a 2,3 tys. matek zaszło w ciążę. Z podanych liczb nie wynika jednoznacznie, czy 108 urodzeń to wynik 2,3 tys. ciąż, czy urodziło się ponad 100 dzieci, a 2,3 tys. kobiet ma szansę je urodzić. Obie wersje są jednakowo prawdopodobne, bo statystycznie, aby urodziło się jedno dziecko z probówki, musi zostać uśmierconych ok. 20 innych. Jeśli okazałoby się, że mamy 2,3 tys. udanych sztucznych zapłodnień, prawdopodobnie odbyło się to kosztem 50 tys. innych ludzkich embrionów, które obumarły wskutek stosowanej metody.

Skąd takie szacunki? Można się opierać na oficjalnym raporcie dla Ministerstwa Zdrowia Republiki Włoskiej, który opublikował w Polsce w 2010 r. Instytut Globalizacji. Dane naukowe przytaczane w tym zestawieniu są przerażające. Wynika z niego, że zaledwie co 20. zarodek ma szanse przeżycia w wyniku sztucznego zapłodnienia. W 2005 r. dokonano 58 869 przeniesień embrionów, co dało zaledwie 3385 urodzeń. Jeden poród wymagał więc zniszczenia 17 innych istnień. Z kolei w 2007 r. na 71 tys. zarodków dzieci przeniesionych z probówki do narządów rodnych kobiet, przeżyło zaledwie 6 tys.

Szokujące są także inne dane na temat „skutków ubocznych” tej metody. W 2005 r. 5349 embrionów ludzkich obumarło na skutek rozmrażania. 60 proc. kobiet poddająca się zabiegowi miała powyżej 50 lat! Z kolei 67 kobiet po udanym zabiegu rozmyśliło się i poddało się aborcji na życzenie.

Właśnie takich niewygodnych statystyk nie podaje polskie Ministerstwo Zdrowia, a właśnie tego typu danych powinny domagać się rodzime organizacje obrony życia. Może wówczas okazać się, że liczba przypadków eugenicznych w naszym kraju jest zatrważająca.

[koniec_strony]

Biznes to biznes

Polski rynek in vitro, który z entuzjazmem powitał dofinansowanie sztucznego zapłodnienia przez państwo, szacowany jest nawet na 20 mld złotych. Z kolei rynek globalny jest obecnie wyceniany na 9,3 mld dolarów z silną tendencją wzrostową. Jak podaje Reuters, w 2020 r. ma być wart co najmniej 21 mld dolarów. Jedną z najbardziej intratnych nisz jest turystyka medyczna. Polska może się stać jednym z kierunków docelowych dla par z zagranicy. Średni koszt procedury w Nowym Jorku to ok. 10-15 tys. dolarów. W Polsce jest to tyle samo tysięcy, tyle że w złotych. Różnica w cenie może być więc wielokrotna.

Środowisko medyczne w Polsce wyznające klauzulę sumienia jest zbulwersowane rządowym programemem. – Zabiegi in vitro, niemające umocowania w prawie polskim, dofinansowane są z publicznych pieniędzy (defraudacja publicznych środków, już 154 miliony, na nielegalny proceder, szkodliwy na bezprecedensową skalę). A do jakich konsekwencji prowadzą? Wzrost ryzyka wrodzonych wad rozwojowych u dzieci poczętych metodą in vitro to temat zakazany dla biznesu in vitro – uważa dr hab. Andrzej Lewandowicz, cytowany przez „Nasz Dziennik”.

Bulwersujące jest, że kliniki in vitro sprzedają swoje usługi jako atrakcyjnie opakowane towary. Sprawę wcześniej opisywał miesięcznik „Forbes” zauważając, że pakiety zabiegowe sprzedaje się u nas niczym atrakcyjne wczasy, w ofertach „all inclusive” podkreślając komfort, dyskrecję i miłą atmosferę podczas zabiegów.

Podatnik funduje eugenikę

Rząd wyasygnował już kolejne 170 mln złotych na następny dwuletni cykl programu. Warto zauważyć, że za in vitro płacą także podatnicy, dla których owa metoda jest sprzeczna z ich sumieniem. Dofinansowanych zostanie 31 klinik, a te którym się nie udało kłocą się teraz o rządowe pieniądze. Pary objęte programem płacą ok. 3 tys. za zabieg, resztę dopłaca podatnik.

Skandalem jest, że w Polsce nie prowadzi się oficjalnych statystyk dotyczących tego procederu, gdy jest on finansowany z publicznych pieniędzy! Zwłaszcza, że metoda jest dwuznaczna moralnie.

Selekcja zarodków ma charakter eugeniczny, gdyż do zapłodnienia wybiera się te, które nie mają wad takich jak zespół Turnera czy zespół Edwardsa. Tematem tabu są powikłania w przypadku metody np. zespół hiperstymulacji jajników, powstawanie torbieli jajników, powikłania ciąży, poronienia, ryzyko wystąpienia mózgowego porażenia dziecięcego, wady wrodzone dzieci, takie jak zespół Beckwitha-Wiedemanna, a także konsekwencje psychologiczne dla par stosujących metodę – ryzyko wystąpienia zaburzeń lękowych, depresji, zaburzeń stresowych i ogólnie negatywny wpływ na związek, co wykazuje wiele badań naukowych.

Jak zauważa bioetyk ks. prof. Artur Jerzy Katolo, autor głośnej książki „Contra in vitro”, współczesną kobietę wpierw ubezpładnia się wskutek sztucznej antykoncepcji, a potem podsuwa się jej „leczenie” w postaci zabiegów in vitro. Trudno o bardziej jaskrawy przykład funkcjonowania cywilizacji śmierci.

Tomasz Teluk