Wyznanie znanej aktorki w okresie Wielkiego Postu jest symptomatyczne. Dla katolików jest to czas zamyślenia o rzeczach ostatecznych. Celebrytów eschatologia popycha w panikę: starają za wszelką cenę uciec od tego, od czego uciec się nie da.

Nie chcę oceniać samej Angeliny Jolie, może na jej miejscu postąpiłbym tak samo, na pewno byłbym jeszcze gorszy, lecz samą postawę. Bogacze, którzy jedyną nadzieję pokładają w pieniądzu, myślą, że dzięki majątkowi zapewnią sobie długie, zdrowe i dostatnie życie. Chcą za wszelką cenę kontrolować to co dzieje się z ich zdrowiem i życiem.

Problem w tym, że jest to utopia. Pan Bóg, a nie lekarz, czy pacjent, decyduje ostatecznie, co stanie się z człowiekiem. Aktorka zdecydowała się na prewencyjną operację, mimo, że prawdopodobieństwo zachorowania na raka było takie samo, jak to, czy pozostanie zdrowa. Tak samo każdy z nas, albo zachoruje, albo nie. Pan Bóg zdecyduje.

Miałem to szczęście, że spotkałem wielu ludzi, którzy pokazali mi chrześcijańskie podejście do życia. Gdy chorowali, także na śmiertelne, nieuleczalne choroby, nie popadali w rozpacz, tylko dziękowali Panu Bogu za to doświadczenie. Uważali, że choroba im jest potrzebna, bo tylko w ten sposób są w stanie przylgnąć do Stwórcy. Ci, którzy dowiadywali się o tym, że wkrótce umrą, nie traktowali tego jako wyrok, lecz bilet do nieba.

Celebryci obnoszący się publicznie tym, że przechytrzyli los są antyprzykładem opisywanej powyżej postawy. Dla chrześcijanina w całym życiu najważniejsza jest wiara, a nie zdrowie. Świat próbuje nam wmówić, że jest inaczej.

Tomasz Teluk