Życie sakramentalne ma w życiu chrześcijanina znaczenie absolutnie podstawowe. Przez chrzest katolik zostaje włączony do wspólnoty Kościoła, oczyszczony z grzechu i wszczepiony w Chrystusa, rozpoczynając życie w Duchu Świętym (por. KKK 1213); bierzmowanie stanowi dodatkowe umocnienie chrzcielnej łaski, a Eucharystia to pokarm chrześcijan, uobecnienie zbawczej Męki i Zmartwychwstania naszego Pana, prawdziwe „źródło i szczyt całego życia chrześcijańskiego” (por. Lumen gentium, 11). Poprzez sakrament małżeństwa chrześcijanie pogłębiają swą komunię życia z Bogiem, nieustannie odnawianą i oczyszczaną w sakramencie pokuty. Sakrament kapłaństwa wreszcie został ustanowiony, by nigdy nie zabrakło tych, którzy będą udzielać życia Kościołowi poprzez sprawowanie świętych sakramentów. W trakcie naszych rozważań nad medalikiem musimy koniecznie pamiętać o jednym: chrześcijanin przede wszystkim otrzymuje łaskę za pośrednictwem sakramentów. Nawet najbardziej pobożna intencja noszenia medalika nie znaczy nic, gdy brak uczestnictwa w sakramentach Kościoła. Warto o tym nie zapominać: mówiąc o praktyce noszenia medalika, nie skupiamy uwagi na zasadniczym przejawie życia chrześcijańskiego. Nie: noszenie medalików, różańców czy szkaplerzy ma zawsze charakter poboczny czy dodatkowy w stosunku do życia sakramentalnego.

 

Kościół przechowuje tę naukę od stuleci, czemu dał wyraz w czasie ostatniego soboru, w konstytucji Sacrosanctum concilium, zaznaczając, że od sakramentów trzeba odróżnić sakramentalia: „Są to znaki święte, które z pewnym podobieństwem do sakramentów oznaczają skutki, przede wszystkim duchowe, a osiągają je przez modlitwę Kościoła. Przygotowują one ludzi do przyjęcia głównego skutku sakramentów i uświęcają różne okoliczności życia” (SC, 60). Zatem:

  1. sakramentalia nie mogą zastępować sakramentów, ale mają przygotować do ich przyjęcia;
  2. sakramentalia same w sobie nie przynoszą skutków duchowych – te przynosi modlitwa Kościoła.

Do sakramentaliów zaliczamy wszelkie formy błogosławieństwa (np. błogosławieństwo posiłku, benedykcja opacka, konsekracja celibatariuszy), w tym akt pobłogosławienia dewocjonaliów przez kapłana lub diakona. Po lekturze przytoczonych fragmentów jasne staje się, że nie wolno żadnych tego typu rzeczy traktować na sposób magiczny. Kościół takiemu podejściu wprost się sprzeciwia (KKK 2117), zwracając uwagę na pierwszorzędną rolę sakramentów w rodzeniu chrześcijan do życia łaski. Poza tym takie praktyki jak noszenie medalika mają być kierowane ku „głębszemu poznaniu misterium Chrystusa” (KKK 1676). Medalik wiszący na szyi sam z siebie niczego nie zmieni w naszym życiu, bo nie jest amuletem. Każdy, kto zakłada lub nosi dewocjonalia, sądząc, że stanowią one magiczną osłonę przed złem, grzeszy pogaństwem i w gruncie rzeczy popada w zło gorsze niż to, przed którym chce się osłonić. Taka osoba odmawia Bogu należnej Mu czci, łamiąc pierwsze przykazanie: Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną (Wj 20,3).

 

„Idź precz, szatanie…”

Dla wielu osób jednak medalik św. Benedykta urasta do rangi niezawodnej obrony przed działaniem diabła. Chrześcijanin, który sądzi, że w walce z szatanem większe znaczenie ma kawałek metalu niż życie w łasce uświęcającej, pozostaje w głębokim konflikcie z nauczaniem Kościoła. Owszem, na rewersie medalu znajdziemy słowa, które brzmią jak formuła egzorcyzmu: „Idź precz, szatanie, nie kuś mnie do próżności; złe jest to, co podsuwasz, sam pij swoją truciznę” (Vade Retro Satana, Numquam Suade Mihi Vana, Sunt Malae Quae Libas, Ipse Venena Bibas). Czy te słowa jednak można uznać za egzorcyzm? Jeśli tak, to jedynie w szerokim, pozaliturgicznym znaczeniu. W sensie ścisłym egzorcyzm to czynność liturgiczna (jako takie stanowią część sakramentu chrztu) lub element odprawianego według ścisłych reguł, tylko przez biskupa lub kapłana, obrzędu, mającego na celu uwolnienie osoby opętanej od działania diabelskiego.

Słowa umieszczone na medaliku należy zatem traktować jako wyraz naszej decyzji, by nie grzeszyć i nie poddawać się wpływowi pokus. Za medalikiem św. Benedykta stoi prosta duchowość chrześcijańska – ta sama, która każe nam z mocą odpowiedzieć „tak”, gdy w trakcie odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych kapłan pyta: „Czy wyrzekasz się szatana, który jest głównym sprawcą grzechu?”.

Jeżeli więc ktoś uległ opętaniu diabelskiemu, z pewnością nie powinien zaczynać od kupna medalika – trzeba po prostu bezzwłocznie udać się do egzorcysty. Jeżeli zaś jesteśmy wolni od tego typu uwikłań, nie należy obsesyjnie gromadzić arsenału przeciw ciemnym siłom, skoro najpewniejszą obroną jest życie zgodne z nakazami Ewangelii, umacniane łaską sakramentów. Kto nie ufa środkom zaleconym w tym względzie przez Kościół, grzeszy pychą, w oczywisty sposób idąc za podszeptem szatana.

 

Wąż, Kruk i Opat

Na awersie medalika dostrzegamy postać św. Benedykta, wyciągającego prawą ręką krzyż w geście błogosławieństwa, a w lewej trzymającego księgę – prawdopodobnie swoją Regułę. Św. Benedykt z Nursji, według opowiadania św. Grzegorza Wielkiego, zmarł w klasztornym oratorium po odśpiewaniu psalmu, podtrzymywany przez swych braci. Przez stulecia jego śmierć była określana mianem „dobrej”, w tym znaczeniu, że zmarł, oddając chwałę Bogu, w jedności z Nim i ze swymi mnichami. Z tego też względu na otoku awersu umieszczono słowa: Eius in obitu nostro praesentia munniamur, czyli „Niech jego obecność chroni nas w chwili śmierci”. Bardzo wiele osób modli się o łaskę dobrej śmierci za wstawiennictwem Patriarchy Mnichów. Pod tym względem noszenie medalika pomaga przygotować się do tej chwili: patrząc na wiszący na naszej szyi medal, przypominamy sobie, że nasze życie zmierza ku końcowi. Św. Benedykt zostawił swym mnichom nakaz: „Śmierć nadchodzącą mieć codziennie przed oczyma” (RB 4, 47) – nie po to, by żyć w paraliżującym lęku przed zgonem, lecz po to, by właściwie przygotować się na spotkanie z Oblubieńcem (zob. Mt 25,1–13).

Sposób wyobrażenia św. Benedykta wzbudził nieco kontrowersji. Awers medalika miałby według pewnych osób ukrywać pod kamuflażem elementy symboliki masońskiej. Oczywiście, oskarżenia te są absurdalne. Podobieństwo tła awersu do ołtarza masońskiego jest bardzo naciągane. W rzeczywistości Benedykta przedstawiono na tle sedilli, tj. siedziska, które ma wyrażać godność opacką Patriarchy Mnichów, tradycyjnie mu przypisywaną. Oparcie sedilli jest ujęte między dwa ozdobne słupki, które wraz z promiennym nimbem (zwykłą oznaką świętości w ikonografii chrześcijańskiej) nad głową św. Benedykta niektórym nasunęły skojarzenie ze wspomnianym ołtarzem wolnomularskim – przedstawia się go niekiedy jako stojący pod słońcem, między dwiema kolumnami. W istocie jednak kolumny po obu stronach ołtarza masońskiego powinny być zwieńczone w ściśle określony sposób (jedna globusem, druga trzema owocami granatu); poza tą, istnieje jeszcze wiele innych rozbieżności między medalikiem a estetyką masońską. Wątłe podobieństwa mają charakter zupełnie przypadkowy. Gdybyśmy chcieli uznać każdy wizerunek świętego (z nimbem) na tronie (o oparciu ujętym w kolumienki) za wolnomularski, musielibyśmy odrzucić bardzo wiele całkiem niewinnych, chrześcijańskich dzieł sztuki (np. XIV-wieczny fresk Triumf św. Tomasza z Akwinu, wymalowany w katedrze florenckiej).

Po obu stronach Benedykta, na poręczach sedilli, znajdują się symbole jego zwycięstwa nad ludzką niegodziwością: pęknięty kielich, z którego wypełza wąż, oraz chleb, przy którym siedzi kruk. Mnisi z Vicovaro próbowali otruć św. Benedykta, dodając trucizny do wina, lecz kielich rozpadł się, gdy Patriarcha Mnichów wykonał nad nim znak krzyża. Podobnie też zatruty chleb posłany św. Benedyktowi przez zawistnego kapłana ujawnił przed Zakonodawcą swą zgubną właściwość, w związku z czym Benedykt nakazał krukowi odnieść chleb daleko od ludzi. Tak autor Reguły jawi się nie tylko jako żyjący w przyjaźni z Bogiem na wzór Adama, który panował nad wszystkimi zwierzętami, lecz również jako ten, który wypełnił przepowiednię Chrystusa: węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić (zob. Mk 16,18).

Twierdzenia, jakoby kruk bardziej przypominał feniksa (kolejny masoński symbol?) niż kruka właśnie, należy odrzucić jako indywidualne fantazje osób szukających dziury w całym. A wysuwane równolegle zarzuty, że XIX-wieczny model medalika ma na rewersie słowo „PAX” zamiast „IHS” (co w jakiś sposób także miałoby być skutkiem działań masonów) są wyjątkowo nietrafne, jako że medaliki sprzedawane w Tyńcu na rewersie mają właśnie chrystogram „IHS”. Ponieważ inne oskarżenia są po prostu niepoważne, poprzestańmy na deklaracji: medalik św. Benedykta jest wolny od wszelkich powiązań z masonerią.

 

Model kasyneński i odpusty

Rozprowadzany przez tynieckie opactwo medal jest wybijany w oparciu o wzór kasyneński, tj. według modelu, który wybito z okazji 1500-lecia jubileuszu narodzin św. Benedykta, szczególnie uroczyście obchodzonego w opactwie na górze Monte Cassino. Medal został zaprojektowany w niemieckim opactwie w Beuron według reguł beurońskiej szkoły artystycznej, która żywo rozwijała się na przełomie wieków XIX i XX, ciesząc się poparciem władz kościelnych (wiele kościołów, nie tylko na terenie Niemiec, zostało w tym okresie zbudowanych lub odnowionych w zgodzie z założeniami szkoły beurońskiej, m.in. kościół belgijskiego opactwa św. Andrzeja w Zevenkerken, z którego benedyktyni powrócili do Tyńca). Jeszcze w XVIII w. papież Benedykt XIV przyznał określone odpusty użytkownikom medalu św. Benedykta; nowy wzór medalika również znalazł uznanie w oczach papieży, i na prośbę opata prymasa Zakonu Świętego Benedykta przyznano kolejne odpusty tym, którzy noszą medalik jubileuszowy. W 1907 r. papież Pius X (Acta Sanctae Sedis, XL, 246–247) potwierdził m.in., iż wierni noszący medalik jubileuszowy, po spełnieniu zwykłych warunków, mogą otrzymać łaskę odpustu w dzień Wszystkich Świętych (którego obchód, według tradycji, wprowadzili do Kościoła powszechnego benedyktyni z Cluny).

Te i inne przywileje (nadane przez Piusa IX z okazji jubileuszu i Benedykta XIV w odniesieniu do poprzedniego modelu medalika) straciły moc obowiązującą z chwilą wydania przez papieża Pawła VI konstytucji apostolskiej Indulgentiarum doctrina. W tej samej konstytucji papież określa zwyczajne warunki uzyskania odpustu cząstkowego lub zupełnego przez wiernego, który posługuje się pobłogosławionym medalikiem (n. 17). Jednak i w tym względzie należy stronić od przypisywania dewocjonaliom funkcji magicznej: nikt nie uzyskuje odpuszczenia kar doczesnych przez samo założenie łańcuszka z medalikiem. Jedynie ta osoba, dla której medalik jest wyrazem jej wewnętrznej dyspozycji (tj. faktycznej wolności od grzechu, życia w łasce uświęcającej itd.), może prosić Boga o tę łaskę.

 

Po co więc medalik?

Medalik św. Benedykta można błogosławić z użyciem jednego z dwóch formularzy, zatwierdzonych przez Stolicę Apostolską (ale można i z użyciem innych słów). Jeden z nich stanowi modlitwę o to, aby „dla każdego, kto będzie pobożnie go nosił, był przypomnieniem godności chrześcijańskiej i puklerzem wiary przeciwko wszelkim napaściom szatańskim”. Trzeba więc pamiętać o dwóch rzeczach: po pierwsze, błogosławieństwo medalika to akt modlitwy Kościoła (reprezentowanego przez kapłana lub diakona) za tego, kto ów medalik ma nosić. Ta modlitwa towarzyszy tej osobie, i to między innymi oznaczają słowa konstytucji Sacrosanctum concilium o skutkach duchowych osiąganych przez modlitwę Kościoła. Po drugie zaś, medalik nie chroni przed diabłem dlatego, że wyryto na nim słowa „Idź precz, szatanie”; jako puklerz wiary przypomina nam, że uwierzyliśmy Zbawicielowi. A On sam powiedział: Miejcie odwagę. Jam zwyciężył świat (zob. J 16,13).

Tym, którzy podają w wątpliwość praktykę noszenia tego medalika można by przytoczyć wiele świadectw osób, które noszą go od lat i dla których jest on ważnym znakiem działania Boga w życiu człowieka. Poznacie ich po ich owocach, powiedział Pan (Mt 7,16a), a dobrych owoców tu nie brakuje. Nurt pobożności, której wyrazem jest medalik św. Benedykta, staje się coraz bardziej popularny przede wszystkim dzięki ludziom, którzy chętnie dzielą się z innymi dobrym doświadczeniem życia tą właśnie duchowością.

Do tego grona dołącza się autor artykułu, który być może nigdy nie zostałby benedyktynem, gdyby jako trzynastolatek nie kupił na tynieckiej furcie srebrnego medalika św. Benedykta, bogatego w symbolikę i – jak się potem okazało – w pociągającą treść. Stopniowe odkrywanie przesłania medalika pozwoliło mi zbliżyć się do Chrystusa i odnaleźć swą drogę ku Niemu w powołaniu mniszym. Za to powołanie, i za medalik, nigdy dość wyrazów wdzięczności: Deo gratias!

Grzegorz Hawryłeczko OSB