Jedni fanatycy i obsesjoniści - ci po prawej stronie - zarzucali temu filmowi "antypolonizm". I że to film, "gdzie jest Holocaust, ale nie ma Niemców, a Żydów zabijają polscy chłopi" - jak podkreślał europoseł PiS Janusz Wojciechowski. Lub, jak łagodniej i spokojniej pisał dziennikarz Michał Szułdrzyński: "Obraz promujący za granicą fatalny obraz Polski".

Drudzy fanatycy i obsesjoniści - ci po lewej stronie - zarzucali filmowi "antysemityzm". I że to film odwołujący się do stereotypu "żydokomuny" - w postaci Wandy, funkcjonariuszki stalinowskiego aparatu represji. "Film utrwalający antysemickie klisze" - jak pisała socjolog Helena Datner z Żydowskiego Instytutu Historycznego. Lub, jak łagodniej i spokojniej  twierdziła publicystka Agnieszka Graff: "Nie uważam, żeby to był film świadomie antysemicki". Czyli - jedynie ... nieświadomie antysemicki.

Obie grupy (trzeba odnotować, że ta druga jest liczebnie mniejsza) łączy jedna wspólna cecha: obsesja na punkcie rzekomych negatywnych stereotypów na temat grup narodowościowych, z jakimi się utożsamiają. Obsesja ta zdradza, że same postrzegają świat przez pryzmat takich właśnie stereotypów. W domniemanym wrogu obawiają się najbardziej tego, co tkwi w nich samych. Stąd zaiste  ich fanatyczna zawziętość w tropieniu wrogich elementów w tym filmie i wynajdywanie ich tam, gdzie ich nie ma.

Dla ludzi, którzy nie są ogarnięci tym amokiem, jest oczywiste i niewymagające nawet przekonywania, że film ten nie jest ani antypolski, ani antyżydowski, a te obsesje obu wymienionych grup mówią wiele (złego) wyłącznie o nich, natomiast nic istotnego o filmie.

Dla której jednak - z tych grup - Oscar dla "Idy" jest większym policzkiem?

Pozornie mogłoby się wydawać, że dla tych po prawej stronie. Przecież to "opanowane przez Żydów Hollywood" wyróżniło film "szkodliwy dla polskiej polityki historycznej".

Myślę, że jednak bardziej dotkliwej obrazy doświadczyli krytycy filmu po lewej stronie. Oto "oświecony, zaangażowany" i lewicowy świat Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej nie podzielił ich opinii i nie rozpoznał antysemityzmu w filmie Pawlikowskiego. Ci amerykańscy wrażliwcy i postępowcy okazali się ślepi na "antysemityzm" "Idy" i ją nagrodzili. To dopiero skandal!

Dlatego lewa strona siedzi teraz cicho i z podkulonym ogonem. Skrzywdzona - zawiedziona. No bo jak tu teraz protestować!? Przeciwko komu?

Natomiast strona prawa - też skrzywdzona, ale wcale nie zawiedziona (Oscar dla "Idy" tylko potwierdza ich stałe obsesje) - może awanturować się nadal na temat "Idy", a teraz też i na temat Oscara dla niej. Nawet więcej jest powodów do protestu dziś, niż przed oscarową nocą. Piekło obsesjonistów działa więc nadal!

I czyż nie miał racji Seweryn Blumsztajn mówiąc wczoraj w  Poranku Radia TOK FM, że "Pawlikowski jest też, a może przede wszystkim, reżyserem angielskim. I być może ta jego angielskość, jego zewnętrzność, pozwoliły mu zrobić film poza polskim piekłem." ?

Paweł Jędrzejewski/Forum Żydów Polskich