Ojciec Święty mianował doradcę Rady Papieskiej ds. Sprawiedliwości i Pokoju dominikanina o. Timothy Radcliffe’a. Problem w tym, że zakonnik ten jest radykalnym liberałem i opowiada się po stronie LGBT. Mówi rzeczy wprost bluźniercze.

„Musimy towarzyszyć homoseksualistom […]. To oznacza oglądanie ‘Brokeback Mountain’, czytanie gejowskich powieści, wspólne życie z naszymi homoseksualnymi przyjaciółmi, słuchanie razem z nimi, gdy słuchają Pana” – mówił o. Radcliffe w 2006 roku podczas wykładu w Los Angeles.

Gdy w 2005 roku Watykan rozważał zamknięcie drogi do kapłaństwa dla osób homoseksualnych o. Radcliffe przekonywał, że homoseksualizm nie powinien być tu żadną przeszkodą i należy raczej zakazać głoszenia poglądów sprzecznych z otwartością na nich.

Zakonnik w 2013 roku pytał z kolei, na ile homoseksualna seksualność jest… eucharystyczna

„Musimy pytać, czym ona jest, jak dalece jest eucharystyczna. To pewne, że [seksualność homoseksualna] może być hojna, ofiarna, delikatna, wzajemna, pozbawiona przemocy. Dlatego na wiele sposób powiedziałbym, że może wyrażać ofiarę z siebie Chrystusa” – powiedział.

O. Radcliffe często przewodniczył też mszom świętym dla brytyjskiej dysydenckiej grupy Soho Masses Pastoral Council, działającej na rzecz „otwarcia” Kościoła na środowiska LGBT.

Zakonnik postuluje też, by dopuścić rozwodników w nowych związkach do sakramentów.

Wielu komentatorów wskazuje, że Ojciec Święty Franciszek najprawdopodobniej nie wiedział, jakie poglądy głosi o. Radcliffe. Jego kandydatura na stanowisko doradcy Rady Papieskiej została papieżowi najpewniej przedstawiona bez wystarczających wyjaśnień. Komu jednak i dlaczego zależało, żeby zakonnik otwarcie sprzeciwiający się katolickiemu nauczaniu miał wpływ na pracę Stolicy Apostolskiej?

pac/lsn