Jak tłumaczy ks. prof. Andrzej Szostek w wywiadzie opublikowanym na łamach idziemy.pl, homoseksualiści podobnie jak my wszyscy są powołani do świętości. Choć droga do niej może być dla nich bardzo trudna. 

Wyjaśnia, że sama skłonność homoseksualna nie jest grzechem, natomiast grzeszne mogą być niewłaściwe uleganie im. Prezentuje zasady katolickiej etyki seksualnej. Wywiad przeprowadziliśmy w związku z zamieszaniem, jakie w tej sferze wywołuje kampania: "Przekażmy sobie znak pokoju".

KAI: Nauczanie Kościoła na temat życia seksualnego dopuszczające je wyłącznie w sakramentalnym związku, często odbierane jest jako system „zakazów i nakazów”, naruszających intymność człowieka. Spróbujmy więc wyjaśnić trudne wymagania stawiane przez Kościół – jako „receptę na szczęście”. Czy Ksiądz Profesor spróbowałby to wyjaśnić?

Ks. prof. Andrzej Szostek: W czasie tygodnia poprzedzającego ŚDM w Lublinie miałem wykład na temat „Miłości i odpowiedzialności”. Przedstawiłem młodym trzy warunki szczęśliwej miłości, sformułowane przez kard. Karola Wojtyłę jeszcze przed 16 października 1978 roku, a rozwinięte przez św. Jana Pawła II. Po pierwsze, nie można sprowadzać drugiej osoby do roli środka zaspokajającego własne potrzeby, ale odnosić się do niego z miłością. A miłość, to wola działania na rzecz jego dobra i szczęścia – aż po dar z siebie samego. Po drugie, za tę miłość trzeba wziąć odpowiedzialność, to znaczy budować ją cierpliwie i wytrwale poznając siebie nawzajem i podejmując trud wzajemnego wychowania. Po trzecie, jako chrześcijanie, mamy prawo i obowiązek oparcia tej miłości na Bogu, stąd znaczenie sakramentu małżeństwa.

Kolejna sprawa to wstrzemięźliwość, która – i jest to bardzo istotna myśl Wojtyły – pokazuje, że mogę i powinienem być panem samego siebie, panować nad tymi siłami, które we mnie "grają". Bo dopiero kiedy jestem "panem siebie", to mogę siebie dać jako dar dla innej osoby. Gdy jestem niewolnikiem własnych namiętności, to taki dar nie jest możliwy, a na dodatek w tę niewolę wciągam drugą osobę.

Ku mojemu zaskoczeniu, kiedy mówiłem o tych niełatwych warunkach dobrej i szczęściodajnej miłości, spotkałem się z burzliwymi oklaskami ze strony młodych przybyłych tu z wielu krajów. To chyba znaczy, że przesłanie Jana Pawła II trafiało jakoś w ich wrażliwość. Myślę, że młodzi potrzebują dziś, jak zawsze zresztą, pozytywnego wykładu i świadectwa o miłości. Choć z pewnością są i tacy, dla których język św. Jana Pawła II to język obcy.

Największe trudności współczesnemu człowiekowi sprawia kwestia czystości, wstrzemięźliwości. Zacznę więc od przypomnienia Katechizmu, który w par. 2350, mówi: „Narzeczeni są powołani do życia w czystości przez zachowanie wstrzemięźliwości. Poddani w ten sposób próbie, odkryją wzajemny szacunek, będą uczyć się wierności i nadziei na otrzymanie siebie nawzajem od Boga. Przejawy czułości właściwe miłości małżeńskiej powinni zachować na czas małżeństwa. Powinni pomagać sobie wzajemnie we wzrastaniu w czystości”.

CZYTAJ CAŁOŚĆ NA IDZIEMY.PL