"Coś pękło, gdy chwi­lę przed opusz­cze­niem trum­ny do grobu, głos za­bra­ła mama Ro­ber­ta. Wi­dzia­łem, że wszy­scy pła­czą. Ate­iści, ro­ken­dro­low­cy, mą­drzy re­dak­to­rzy i modne damy. Mi wtedy też po raz pierw­szy po­le­cia­ła łza" - pisze Hołownia na swo­jej stro­nie in­ter­ne­to­wej.

„Leszcz miał pogrzeb taki, jaki chyba chciał. Piszę »chyba«, bo wcale nie jestem pewien, czy on miał rzeczywiście problem z Bogiem, czy raczej z naszym Kościołem. A coś mi mówi, że gdybym spotkał go parę miesięcy wcześniej i powiedział mu: »Leszczu, jakbyś umarł, to zrobimy Ci taki katolicki pogrzeb, że Warszawa jeszcze czegoś takiego nie widziała!«, on pewnie zgodziłby się na to z uśmiechem, mówiąc: »Dobra, Hołownia, dawaj, robimy!« (...)" - czytamy we wpisie dziennikarza.

"Nastrój był taki, jakby był z nami Leszcz: przekomarzanki, anegdoty, wyścigi na sympatyczne wbijanie szpilek" - pisze o pogrzebie Leszczyńskiego. Dla Hołownii Leszczyński był "fanem intensywności życia we wszystkich jego przejawach" i "wytrwałym kolekcjonerem atrakcyjnych koncepcji".

Publicysta pisze, że oddał cześć przyjacielowi "w jego obrządku myślenia, super, ale i tak wierzę, że my się jeszcze spotkamy. Że wyjdzie mi kiedyś na spotkanie, cały zaaferowany, opowiadając na jednym oddechu, jakie w tym niebie są fantastyczne dźwięki, jak cudowne kobiety i jak nowatorskie metody tlenienia fryzury".

Na koniec Hołownia zaprasza na Mszę św., o którą poprosił wraz z mamą Roberta Leszczyńskiego. "Kto jest z Warszawy i miałby czas w środę o 18.00, zapraszamy do kościoła św. Jacka na ulicę Freta 10" - czytamy we wpisie.

Sab/Stacja7.pl