Theo Boer na łamach „Mercatornet” przypomniał, że w 2001 roku to właśnie Holandia jako pierwszy kraj świata zalegalizowała eutanazję. Przyjęto wiele obostrzeń i regulacji, które miały być wykorzystywane przy każdym, unikalnym przecież przypadku osoby, które miała być uśmiercona z pomocą lekarzy.

Jeszcze w 2007 roku Theo Boer zapewniał, że może istnieć dobre prawo eutanazyjne, które nie doprowadzi do nadużyć i skrajności. Zgadzała się z nim większość jego kolegów.

„Byliśmy w błędzie – w straszliwym błędzie” – pisze dziś Boer. Etyk wskazuje, że od 2008 roku eutanazji wykonywano w Holandii coraz więcej, w tempie ok. 15 proc. na rok. W 2012 roku wykonano przykładowo 4188 takich „zabiegów”. W 2002 roku było ich 1882… Według szacunków Boera w 2014 lub w 2015 roku zostanie przekroczona granica 6000 eutanazji w ciągu roku. Etyk wskazuje, że uśmiercenie staje się dziś w Holandii standardową metodą postępowania z pacjentami umierającymi na raka.

Boer podaje też przykład jednego z największych absurdów holenderskiego prawa eutanazyjnego. Chodzi tu o tzw. podróżujących lekarzy eutanazyjnych. Zasadniczo holenderskie prawo zakłada, że eutanazja będzie efektem bardzo długiej relacji pacjenta i lekarza. Tymczasem w przypadku tzw. lekarzy podróżujących są tylko dwie drogi postępowania: zarządzić uśmiercenie albo odesłać pacjenta. A to oznacza, że tego typu lekarze spotykają się z osobą, która chce poddać się eutanazji, przeciętnie tylko trzy razy.

Boer zauważa ponadto, że eutanazji poddaje się coraz częściej osoby z kłopotami natury psychicznej, które mogłyby de facto żyć jeszcze przez całe lata lub nawet dziesięciolecia. Często wystarcza stwierdzenie demencji, by pacjenta zabić. Według etyka choć prawo wciąż postrzega eutanazję jako wyjątek, to opinia publiczna zaczyna widzieć w niej „prawo”, za czym idzie „obowiązek” lekarzy do zabijania. Już dziś prawo w Holandii wymaga od lekarza, by jeżeli nie chce przeprowadzać eutanazji, odesłał pacjenta do swojego kolegi, który eutanazję przeprowadzi.

Trzeba do tego dodać, że wszystko to wzięte razem, razem z presją ze strony rodziny może oznaczać, że holenderscy pacjenci są niekiedy zabijani de facto wbrew ich woli. Skłonieni przez nacisk krewnych do rozmów z lekarzem, nie trafiają wcale na osobę, która namówi ich do dalszego życia, ale taką, która albo zaproponuje jej śmierć, albo odeśle do innego „fachowca”.

pac/mercatornet