Kanclerz Niemiec Angela Merkel wzięła udział w spotkaniu, które promuje rolę kobiet w ekonomii. Women20 Summit, nazywa się cała rzecz, stanowiąc część szczytu grupy G20. Na spotkaniu Merkel była pytana o to, czy... jest feministką. Kanclerz zaprzeczyła, odcinając się od przypinania jej takiej "łatki".

"Mówiąc szczerze, historia feminizmu to coś, z czym mam wiele wspólnego. Przypuszczam jednak, że są także aspekty nas różniące. Nie chciałabym przybierać tytułu, którego bynajmniej nie mam. Alice Schwarzer czy inne feministki toczyły naprawdę trudne bitwy. A nagle przyszłabym ja, sięgając po ich sukces i mówiąc, że jestem feministką, wspaniale, prawda? Nie mam nic przeciwko temu, jeżeli uważacie mnie za feministkę, możecie urządzić głosowanie. Ale osobiście nie chciałabym przypinać sobie tego określenia" - powiedziała Merkel.

Najciekawsza była jednak reakcja Angeli Merkel, której zadano to pytanie... Trzeba to zobaczyć!

 

A mowiąc poważnie, Angela Merkel nie przyzna się, oczywiście, do żadnej ideologii - a taką jest przecież feminizm. Niemiecka kanclerz niezależnie od prawdziwych poglądów stosuje taktykę środka, starając się nie zrazić do siebie żadnych wyborców, oprócz skrajnie radykalnych. Określenie się mianem feministki byłoby w tej perspektywie zdecydowanym błędem.

A zresztą... Czy kanclerz Niemiec naprawdę ma czas na zajmowanie się takimi głupstwami, jak feminizm? Nie - i tym lepiej!

mod