Czym jest dla ciebie stan wojenny?


Stan wojenny pamiętam jako dziecko, jako coś bardzo traumatycznego. Mieszkaliśmy wtedy w Warszawie, przy ul. Foksal i walki uliczne, które rozgrywały się na Trakcie Królewskim działy się pod moimi oknami. Napatrzyłem się na zadymy. Pamiętam jak zomowcy gonili moją mamę, która wracała z zakupami i przekleństwa jakie na nich rzucała gdy wpadła do domu. Gdy wycofywali się, to rzucili nam petardę gazową na podwórko, a że mieszkaliśmy w starej kamienicy która miała podwórko - studnię, efekt był okropny. Mój ojciec nalał do wiadra wodę i chlusnął z balkonu na dymiącą petardę. Potem zabrał ją na pamiątkę. Mam ją nadal. Ma napisaną przez mamę datę - 31 VIII 1982. Pamiętam grupę młodych ludzi, którzy podwórkami uciekali zomowcom i przeskoczyli przez bramę. Za nimi biegł starszy pan, który nie był już tak sprawny i nie dał rady przeskoczyć. Zomowcy stanęli przed nim. On powoli podniósł obie ręce do góry, bo poczuł się jak za okupacji. Matka z ojcem krzyczeli z okna: zostawcie go sk…..syny! Ta scena była straszna jak z łapanki. Pamiętam jak lali nam brudną wodę z armatki wodnej, zapach gazu łzawiącego. Nie walczyłem jednak z nimi bezpośrednio, byłem za młody, w momencie wprowadzenia Stanu Wojennego miałem raptem 5 lat.


Jak to się stało, że założyłeś zomowski mundur?


W wieku kilkunastu lat zacząłem się mocniej interesować historią, szczególnie Powstaniem Warszawskim, a z czasem kolekcjonować historyczne mundury. Miałem również mundur ZOMO w swojej kolekcji. Gdy kilka lat temu Fundacja Odpowiedzialność Obywatelska, chciała uczcić pamięć o 13 grudnia, włączyłem się w to, bo ten temat mnie poruszał. Nie było jeszcze inscenizacji, były za to patrole, koksowniki i wolontariusze w pożyczonych mundurach, oraz akcja pod domem generała Jaruzelskiego.


Nie miałeś z tym problemu, wcielając się w skórę takiej formacji?


Nie, bo to dla mnie tylko kostium. Znasz moje poglądy. Mam dystans do munduru który zakładam, nie identyfikuję się z nim, to nie jest moja druga skóra.. Jak trzeba to zagram zomowca, hitlerowca, sowieckiego sołdata, esbeka albo inne negatywne postacie. Z czasem zacząłem to robić w sposób aktorski (podobno mam talent...). Oczywiście są takie mundury, które są bliskie mojemu sercu i które zakładam z należytym szacunkiem. Do takich ubiorów mogę zaliczyć mundur Powstańca Warszawskiego, partyzanta AK, czy oficera Wojska Polskiego z lat 30-tych.


Występujecie też w filmach. Który był dla ciebie najważniejszy?


Pierwszym i największym moim doświadczeniem filmowym, jako rekonstruktora ZOMO, był film "Popiełuszko". Po pierwsze dlatego, że był to film stricte historyczny. Sceny, które zrekonstruowaliśmy na planie, jak chociażby zamieszki na pl. Zamkowym z 3 maja 1982 r., które znam z archiwalnych zdjęć i filmów i mogliśmy odtworzyć wszystko bardzo dokładnie. Po drugie dlatego, że postać ks. Jerzego jest mi szczególnie bliska. Byłem z ojcem na jego pogrzebie, pamiętam z telewizji proces esbeków odpowiedzialnych za jego śmierć. To też był jeden z tych momentów które kształtowały mój światopogląd. Poza tym pracę przy tym filmie wspominam bardzo mile. Reżyser filmu, Rafał Wieczyński, dał mi bardzo duży kredyt zaufania, w kwestiach dotyczących milicji miałem praktycznie wolną rękę i do mnie należało ostatnie słowo. Dzięki temu w filmie "Popiełuszko" milicja i ZOMO wygląda i zachowuje się dokładnie tak jak w epoce. Wieczyński tak bardzo dużą wagę przywiązywał do szczegółów historycznych, że nawet ustawienie samochodów milicyjnych stojących pod kościołem św. Anny jest identyczne jak na zdjęciach Chrisa Niedenthala z 3 maja 1982 ...

Michał Kępiński

 

Pamiętam, jak w szarpaninie kiedy robiliśmy inscenizację poprzedzającą beatyfikację ks. Jerzego i pokazana była walka o kwietny krzyż, ty mnie pałowałeś krzycząc: Wróblewski, mamy waszą teczkę!


Tak, bo chodzi o to aby zagrać to wszystko naturalnie. Jako rekonstruktor uważam, że my w zasadzie nie mamy prawa nosić historycznych mundurów, bo nigdy nie byliśmy w prawdziwych tego typu formacjach. To jest tylko kostium, ubiór, przebranie, który jest potrzebny aby coś pokazać, zagrać, a żeby zagrać postać negatywną, trzeba pokazać zło, agresję i butę. Uważam za bezsensowne inscenizacje, jakich było wiele w tym roku w wielu miastach, w których biorą udział przypadkowi ludzie. Przebierańcy ubrani w niby - mundury, często przemieszane z ubraniami cywilnymi, z długimi włosami, zarostem, machający pałkami wśród śmiechów i żartów. Dla nich może jest to świetna zabawa, ale przekaz historyczny takiej imprezy jest zerowy. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że tego typu działania wręcz szkodzą edukacji historycznej. Inscenizacje, w których bierze udział moja grupa, są zawsze przygotowywane w taki sposób, aby pokazać dramatyzm i jak najlepiej oddać nastrój tamtych dni.


Bierzesz udział z kolegami z grupy w uroczystościach, upamiętniających masakrę w 1970 r., stan wojenny czy lata 80. Jakie są reakcje uczestników, widzów, których widzisz spod swojego hełmu?


Co innego robić umowną, symboliczną inscenizację na Pl. Zamkowym 13 grudnia, a co innego przed Kopalnią Wujek czy na słynnym wiadukcie do stoczni w Gdyni, gdzie zginęli ludzie. Odbiór emocjonalny jest tam dużo mocniejszy. To, co się działo rok temu podczas rekonstrukcji w Gdyni było niesamowite. Stąpaliśmy po bruku, w który wsiąkła polska krew. Ciężko było grać do końca tego "złego" i powstrzymać wzruszenie, gdy sercem jesteś po drugiej stronie. Tam było wiele prawdziwych łez, np. kobiety z grupy rekonstrukcyjnej z Mławy, które szły na nas tym wiaduktem w finałowej scenie, płakały naprawdę. Tam wtedy wszystkim puszczały emocje, z głośników płynęła "Ballada o Janku Wiśniewskim" i musiałem zacisnąć zęby, żeby nie rozpłakać się razem z nimi. Wcielanie się w zomowca nie jest więc wcale łatwe. Trenujemy wcześniej, oprócz musztry i szyków, ćwiczonych według oryginalnych instrukcji i regulaminów ZOMO, przygotowujemy się, jak markować uderzenia, tak żeby nikomu nie stała się krzywda. Trudność polega na tym, że czasem w inscenizacji uczestników po drugiej stronie ponoszą emocje i chcą się naprawdę bić. Staramy się aby w pierwszym szeregu przed nami też byli rekonstruktorzy. Oni mają doświadczenie jak walczyć aby było wszystko bezpiecznie.


Jak było w tym roku pod Kopalnią Wujek. Byłeś tam w mundurze oddziału specjalnego, który 30 lat temu śmiertelnie strzelał do górników.


Gdy szliśmy kolumną na próbę i zobaczyłem charakterystyczne budynki kopalni, to przeszły mnie dreszcze. Gdy pokazali mi rampę, z której strzelano do górników, poczułem powiew historii, serce mi się ścisnęło. To w czym braliśmy udział, to nie była jednak rekonstrukcja ani inscenizacja, ale bardziej widowisko multimedialne. Strzały były efektem pirotechnicznym, my nie strzelaliśmy. Dobrze się stało, bo to nie byłoby na miejscu, jeszcze za wcześnie na tak dosłowne rekonstruowanie tamtych wydarzeń. Spotkani na miejscu górnicy traktowali nas z dystansem, ale przyjaźnie. Nie spotkaliśmy się z żadną agresją czy niechęcią, a wcale bym się nie zdziwił jakby komuś puściły nerwy na widok naszych mundurów i nie miałbym o to pretensji. Najtrudniejszy moment nastąpił po zakończeniu spektaklu. Staliśmy szpalerem, nieruchomo. Ludzie, w większości kobiety, które w ciszy mijały nas, miały łzy w oczach. To były rodziny zabitych górników...

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski