Rudolf Hoess Został zatrzymany pod Flensburgiem w nocy z 11 na 12 marca 1946 roku. 25 maja 1946 roku były komendant został wydany Polsce, w której cztery miesiące wcześniej został utworzony Najwyższy Trybunał Narodowy, krajowy odpowiednik Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze. Proces Rudolfa Hoessa toczył się w Warszawie od 11 do 29 marca 1947roku. Został skazany na karę śmierci przez powieszenie.

 

Biorąc pod uwagę ilość ofiar obozu oświęcimskiego, był to jedyny i największy proces o masową eksterminację. Dotychczas nikt bowiem w dziejach ludzkości nie był oskarżony o spowodowanie śmierci setek tysięcy ludzi. W procesie zeznawali świadkowie z niemal całej Europy, byli więźniowie Auschwitz. Wydarzenie to odbiło się głośnym echem w prasie polskiej i zagranicznej. Była to jedna z największych spraw sadowych w Polsce i na świecie- ocenia Adam Cyra, historyk z Muzeum KL Auschwitz.

 

Po zatrzymaniu  Rudolf Hoess więziony był w areszcie w Wadowicach. To stąd zabierał go konwój więzienny na proces do Warszawy, ale nie tylko. To tutaj pisał swoje wspomnienia. W Wadowicach w archiwum prafialnym Bazyliki Ofiarowania NMP zachowały się sensacyjne dokumenty świadczące o tym, że pod koniec swojego życia zbrodniarz z największego nazistowskiego obozu śmierci dokonał konwersji.  Przebywając w więzieniu w Wadowicach, Rudolf Hoessw liście do żony pisze: "Wyrosły we mnie duże wątpliwości, czy również moje odwrócenie się od Boga nie wychodziło z fałszywychprzesłanek. Było to ciężkie zmaganie się. Odnalazłem jednak swoją wiarę w Boga."

 

Rudolf Hoess w swojej "Autobiografii" pisze, że uderzyło go "ludzkie traktowanie przez polskie służby więzienne". Uwierzył w człowieka. Gdy więc szukano spowiednika dla Rudolfa Hoessa, on sam prawdopodobnie podał nazwisko księdza w prośbie złożonej na piśmie, a właściwy prokurator zwrócił się do miejscowego proboszcza, ks. prałata Leonarda Prochownika z parafii Ofiarowania NMP, by nawiązał kontakt z o. Władysławem Lohnem SJ.



Hoess doskonale znał prowincjała jezuitów o. Lohna jeszcze z czasów swoich absolutnych rządów w obozie. Poznali się w 1940 r. W obozie znaleźli się wówczas pierwsi polscy jezuici. Z pociechą duchową i z pomocą materialną do nich udał się właśnie prowincjał o. Władysław Lohn SJ. Nie miał on pozwolenia na wejście na teren obozu, ale druty kolczaste nie były szczelne, więc wszedł. Szybko jednak został schwytany i postawiony "przed majestat Hoessa".



Wyrok był przesądzony: kula w głowę. Stało się jednak inaczej. Ojciec Lohn doskonale znał język niemiecki, zaimponował komendantowi tą znajomością języka a także odwagą; i ten darował mu życie. Na decyzję Hoessa mogło także mieć wpływ niemieckie nazwisko prowincjała. Hoess zapamiętał nazwisko księdza.



Prof. Stanisław Batawia, który miał z Hoessem kontakt jeszcze po jego skazaniu, zapytał go, czy nie chciałby porozmawiać z księdzem. Zaraz po przywiezieniu go do więzienia w Wadowicach, były komendant obozu prosił o spotkanie z księdzem Lohnem.



Dwa razy - 10 i 11 kwietnia 1947 r. - samochód służbowy przysyłany z Wadowic przyjeżdżał do sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach po ojca Lohna, by ten spotkał się ze zbrodniarzem. Jezuita był wówczas kapelanem w Łagiewnikach. 10 kwietnia o. Lohn odbył z Hoessem wielogodzinną rozmowę - pisze ks. Deselaers - po której Hoess złożył katolickie wyznanie wiary i wyspowiadał się, powracając w ten sposób na łono Kościoła.



Następnego dnia o. Lohn przyniósł z kościoła parafialnego w Wadowicach wiatyk i udzielił Hoessowi Komunii Świętej. Obecny przy tym kościelny Karol Leń opowiadał później, że Hoess, przyjmując Komunię, ukląkł na środku celi i płakał. Tego samego dnia napisał listy pożegnalne.



W archiwum parafii wadowickiej zachowały się ważne dokumenty dotyczące konwersji Rudolfa Hoessa. W dzień po napisaniu listów pożegnalnych skazaniec wręczył prokuratorowi "oświadczenie", sporządzone z własnej inicjatywy celem opublikowania. Hoess po raz pierwszy uznał swoją odpowiedzialność za to, co się działo w Auschwitz, nie tylko w wymiarze prawnym, ale także moralnym:


Sumienie zmusza mnie do złożenia jeszcze następującego oświadczenia: W osamotnieniu więziennym doszedłem do gorzkiego zrozumienia, jak ciężkie popełniłem na ludzkości zbrodnie.

Jako komendant obozu zagłady w Oświęcimiu urzeczywistniałem część straszliwych planów Trzeciej Rzeszy - ludobójstwa. W ten sposób wyrządziłem ludzkości i człowieczeństwu najcięższe szkody. Szczególnie Narodowi polskiemu zgotowałem niewysłowione cierpienia.

Za odpowiedzialność moją płacę życiem.

Oby mi Bóg wybaczył kiedyś moje czyny. Naród polski proszę o przebaczenie. Dopiero w polskich więzieniach poznałem, co to jest człowieczeństwo. Mimo wszystko, co się stało, traktowano mnie po ludzku, czego nigdy bym się nie spodziewał i co mnie najgłębiej zawstydzało.

Oby obecne ujawnienia i stwierdzenia tych potwornych zbrodni przeciwko człowieczeństwu i ludzkości doprowadziły do zapobieżenia na całą przyszłość powstawaniu założeń, mogących stać się podłożem tego rodzaju okropności.


Rudolf Franz Ferdinand Hoess,

Wadowice,12 kwietnia 1947 r.


16 kwietnia 1947 roku, w Oświęcimiu na terenie byłego oobozu KL Auschwitz wykonano wyrok śmierci na założycielu i pierwszym komendancie obozu Rudolfie Hoessie. Egzekucja została wykonana tuż po godzinie 10, na szubienicy, która stanęła przy krematorium I, nieopodal budynku niegdysiejszej komendantury obozu. Zwłoki Hoessa zostały najprawdopodobniej spalone.

Historia wadowickiego nawrócenia niemieckiego zbrodniarza, który odpowiada za życie setek tysięcy osób, nie jest raczej powszechnie znana i przypominana. W pamięci historycznej Rudolf Hoess zapisał się bowiem jako bezwzględny oprawca pozbawiony ludzkich uczuć i odruchów.

 

Całość: wadowice24.pl

 

JW/PAP/Rudolf Hoess "Autobiografia"/ ks. Stanisław Mól SJ