Jeśli w tym roku powstałby ranking na najbardziej absurdalne dokonanie feministek, prawdopodobnie dzieło dwóch argentyńskich aktywistek byłoby murowanym zwycięzcą. Kobiety postanowiły bowiem… napisać „Małego Księcia” od nowa. Oczywiście pod innym tytułem.

Książka nosi bowiem tytuł „Mała Księżniczka”. Wydawnictwo, pod którego szyldem ukazała się „nowa wersja” słynnego dzieła Antoine de Saint-Exupery’ego dumnie ogłasza, że książka napisana jest „językiem, który nie wyklucza”.

Właśnie trafiła ona do księgarń w Argentynie oraz Hiszpanii. Feministki zadbały oczywiście o to, aby w dziele jak najczęściej pojawiały się kobiety. Można powiedzieć wręcz, że postarały się aż nadto – mamy tu 60 proc. bohaterów kobiecych oraz 40 proc. mężczyzn.

Wydawnictwo chwali, że teraz „[…] osoby dyskryminowane będą mogły łatwiej utożsamić się z głównymi bohaterami”.

Co jeszcze bardziej absurdalne – z książki wyeliminowano wszelkie pośrednie czy bezpośrednie nawiązania do „rasy, kraju pochodzenia czy religii, tak by opowieść była bardziej uniwersalna”.

Jakby tego było mało – dla feministek nazbyt drastyczna okazała się grafika, na której wąż boa zjada słonia. Zamiast niej pokazały… wybuchający wulkan.

Powiedzieć, że mamy do czynienia z absurdem, to nic nie powiedzieć. Czyżby feministki chciały w literaturze zaprowadzić cenzurę, która z kalkulatorem w ręce dokładnie policzyłaby ilość kobiet oraz mężczyzn w każdej książce, która ma się pojawić na rynku? Przerażająca wizja. Z pewnością niestety tylko kwestią czasu jest, kiedy „Mała Księżniczka” pojawi się na polskim rynku... 

dam/dorzeczy.pl,Fronda.pl