Wśród prelegentek były m.in.: Deborah Rose-Milavec, jedna z najbardziej znanych agitatorek amerykańskich, domagająca się umożliwienia przez Kościół wyświęcania kobiet, i Tina Beattie, brytyjska feministka, promująca aborcję, związki homoseksualne i „małżeństwa jednopłciowe”. Zasłynęła tym, że porównywała Mszę św. do aktu homoseksualnego.
Organizatorka imprezy, Chantal Götz ze szwajcarskiej fundacji Fidela Götza, zasugerowała, że uczestnicy konferencji „stworzyli de facto think tank dla papieża”. W wywiadzie dla „New York Times” stwierdziła, iż zaproszenie feministek do Watykanu miało „wymiar symboliczny”. To, jej zdaniem, „znaczny postęp ze strony hierarchii kościelnej”.
Götz jeszcze przed konferencją odpierała zarzuty katolików, oburzonych organizacją feministycznej konferencji. Twierdziła, że seminarium nie miało na celu „zmiany polityki Kościoła lub doktryny”. W Radiu Watykańskim przekonywała, że „konferencja ma zwrócić uwagę na różne doświadczenia kobiet katolickich i położyć większy nacisk na to, co robią dla ubogich i zepchniętych na margines”.
Jednak podczas konferencji prelegentki skoncentrowały się na dyskusji dotyczącej barier, uniemożliwiających uczestnictwo kobiet w strukturach kościelnych. Feministki postulowały, by „Kościół zaczął praktykować to, co głosi o pełnej równości kobiet i mężczyzn” na każdym poziomie, by „miały dostęp do stanowisk kierowniczych w Kościele” itp.
Oburzeni wierni ostro skrytykowali organizatorów sympozjum – m.in. Papieską Radę ds. Kultury – za schlebianie feministkom, popieranie „wulgarnego języka feminizmu akademickiego” inspirowanego marksistowską myślą i, przede wszystkim, umożliwienie osobom wprost zaprzeczającym nauczaniu Kościoła głoszenie heretyckich poglądów w samym Watykanie.
Feministki i przeciwnicy Kościoła orzekli jednoznacznie, że organizacja feministycznej konferencji to „wielki sukces feministek”.
MT/pch24.pl