1654 rok był tym rokiem, który na wieki zaciążył na historii Polski, Ukrainy i Rosji. W ponurym, dramatycznym akcie poddaństwa Ukraina poddała się władzy Moskwy, chcąc całkowicie odciąć się od Korony Polskiej. Bohdan Chmielnicki, tyleż zdolny, co krwawy watażka i hetman kozacki, podpisał w Perejasławiu ugodę z carem Aleksym I. Aleksego reprezentował Wasyl Buturlin.

Do podpisania haniebnej ugody doszło 18 stycznia 1654 roku. Chmielnicki, nie chcąc służyć Koronie Polskiej i sięgając wyżej, niż mu należało, okrwawił ziemię ukrainną, a wreszcie za zaszczyty i wpływy sprzedał ją Moskwie. Ta tragiczna decyzja, mimo kilku późniejszych polskich prób jej zmiany, okazała się trwała. Dziś Ukraińcy odczuwają jej skutki. Aneksja Krymu, wojna w Donbasie, nieustanne rosyjskie groźby - to wszystko owoc przekonania Moskwy, że Ukraina należy do niej. 

Kozacy w roku 1654 mogli jeszcze wszystko. Zamiast wiązać się z carem despotą, z barbarzyńską kulturą moskiewską tak silnie napiętnowaną przez szaleństwa Iwana Groźnego i mongolską niewolę, mogli oddać się pod opiekę Króla Polskiego. Jako część Rzeczypospolitej pozostać w wąskim gronie narodów oświecanych przez kulturę Rzymu. Wybrali barbarię...

Kilka dni temu na Krymie te wydarzenia odżyły nowym życiem. Pod pomnikiem Bohdana Chmielnickiego zgromadziły się tłumy, dziękując mu w rocznicę ugody perejasławskiej za oddanie Ukrainy Moskwie. Nie zabrakło tam watażków z Donbasu i Ługańska, przywódców tych samozwańczych republik istniejących tylko z nadania Kremla.

Jak zapowiadali, Rosja sięgnie po swoje i zjednoczny słowiańskie narody pod swoim rządem. Metodę tego zjednaczania znamy zbyt dobrze: To brutalna, bezwzględna okupacja i wynaradawianie. Jaka Moskwa była już w XVI stuleciu za Groźnego, taka jest i dziś. Zmieniają się szaty, a barbarzyńska natura pozostaje nieskalana.

Fronda.pl