Przyrost naturalny ciągle maleje. Czy dzieci są przeszkodą w normalnym życiu w UE?

 

Nie, dzieci nie są przeszkodą w normalnym życiu. To życie nienormalne utrudnia posiadanie dzieci. Jeśli obydwoje rodzice są zmuszeni ekonomicznie aby pracować – nie jest sytuacją normalną, ale nienormalną, która wynika z systemu podatkowo-ubezpieczeniowego. Rozumiem, że są rodzice, którzy uwielbiają wstawać o 6.00 rano, zawozić dzieci do żłobka, jechać do pracy, użerać się prze 8 godzin z szefem, spieszyć się aby dzieci odebrać ze żłobka, zrobić zakupy, posprzątać... bo babcia nie może opiekować się dzieckiem, bo zarabia na swoją emeryturę do 67 roku życia. Czy tak jest normalnie? Stawiam hipotezę – że jednak nie, i to na podstawie wielu rozmów ze znajomymi.

 

Kiedy sytuacja byłaby normalna?

 

Gdyby wynagrodzenie jednego z rodziców, byłoby równe wynagrodzeniu obojga i oboje mogliby się zdecydować na pracę. Jeżeli średnie wynagrodzenie wynosi dziś 3600 zł brutto, to pracownik dostaje do ręki ok. 2600 zł. Bo trzeba mu potrącić zaliczkę na PIT i wszystkie składki ubezpieczeniowe. Pracodawca musi do tego jeszcze dorzucić jakieś 800 zł swojej składki na ubezpieczenie emerytalne zatrudnionego, plus składka na fundusz pracy i fundusz gwarantowanych świadczeń pracowniczych. Czyli pracownik dostaje do ręki ok. 2600 zł, a pracodawca płaci jakieś... 4200 zł. Efekt to różnica 1800 zł. Jak kobieta idzie do pracy to statystycznie zarabia 20 proc. mniej, czyli ona statystycznie w efekcie zarabia tylko 100-200 zł więcej, od tego co fiskus razem z ZUS-em zabrały z całego wynagrodzenia rynkowego za pracę jej partnera. W takiej nienormalnej sytuacji ludzie dwa razy zastanawiają się czy mieć dzieci. Dzieci są fajne, ale widać, że tylko do pewnego stopnia.

 

Czy z UE płynie do nas tendencja, aby mieć de facto mniej dzieci?

 

To jest model od czasów Bismarcka. Dzieci zawsze były polisą ubezpieczeniową na starość i do dzisiaj tak jest np. w Chinach. Ale w pewnym momencie państwo powiedziało: spoko, nie musicie się martwić o swoje emerytury, ani o swoje zdrowie na starość. Tym się zajmie państwo. W związku z powyższym straciliśmy bodziec, aby mieć dzieci, niezależnie od popędu seksualnego. Z drugiej strony przyszła medycyna, która pozwoliła przez antykoncepcję, aby zaspokajać popęd seksualny i jednocześnie nie zachodzić w ciążę. Bo kiedyś nawet, jak ktoś nawet nie chciał ich mieć, to sama przyjemność robienia dzieci była większa od ich nieposiadania. Trzeci element na to wszystko to znowu państwo, które mówi: aby mieć na te wasze emerytury pieniądze – trzeba je brać od opodatkowania pracy tych, którzy wchodzą na rynek zarówno produkcyjny jak i reprodukcyjny. W związku z tym największe opodatkowanie ludzi młodych zawsze było absurdem i działało doputy wiek emerytalny wynosił 70 lat, a ludzie żyli średnio 48 lat, tak jak za Bismarcka. W momencie gdy poza pigułką antykoncepcyjną ludzie wymyśli penicylinę i ludzie zaczęli dożywać 70 lat okazało się, że jest kompletna degrengolada, z której nie potrafią wyjść rządzący nie tylko w Polsce, ale i Unii.

 

Czy nie należy wobec tej nadchodzącej katastrofy emerytalnej już zacząć przeciwdziałać?

 

W 1999 r. już wiedziano, że system emerytalny czeka katastrofa, ale wówczas nie powiedziano tego ludziom, ale... zrobiono im OFE. Powiedziano, że dzięki niemu ludzie będą mieli większe emerytury, choć wiadomo już było, że będą one niższe. Zrobiono więc reformę, która niczego nie zreformowała i dziś tkwimy w tym samym chaosie. W 2006 r. powiedziałem, że za 7 lat będą problemy. Ktoś napisał, że powiedziałem, że ZUS zbankrutuje, choć tego tak nie określiłem.

 

Dlaczego już w 2014 roku?

 

Bo wtedy na emerytury zacznie przechodzić powojenny wyż demograficzny mężczyzn i będzie to ponad 100 tys. Oni będą mieli niższą emeryturę niż w przypadku kolegów, którzy przed emeryturą obcięli sobie kawałek kciuka i mają rentę.

 

I co dalej? Nic się nie dzieje?

 

Dalej niczego nie robimy, bo my zajmujemy się wyborami w 2014 r., więc kto się będzie teraz tym martwił co będzie w 2065? A będzie wtedy katastrofa emerytalna. Jeśli wyż demograficzny stanu wojennego nie osiągnie takiego samego wyniku jeśli chodzi o dzietność, czyli jeśli nie będzie dzieci - to będziecie w czarnej d... Całej tej młodzieży należy to mówić dzień po dniu.

 

Wiele mlodych osób nie pracuje dziś na umowę o pracę, ale na umowę o dzieło czy zlecenie...

 

...dzięki temu zostaje im więcej w kieszeni. Powinni więc oszczędzać, bo na państwowe emerytury nie powinni liczyć, ani na ZUS ani na OFE. Jeśli więc pracodawca mu mniej zabiera, to nich on to odkłada, oszczędza.

 

Choć stówkę miesięcznie.

 

Dokładnie, bo jak będzie odkładał stówkę przez 50 lat, będzie to inaczej wyglądało w momencie gdy będzie kończył pracować.

 

Ależ perspektywa...

 

I jeszcze jedno, niech dzisiejsze pokolenie 20-latków zapomni o tym, że na emeryturę pójdą w wieku 67 lat. Za nim oni na nią pójdą, to ten wiek z całą pewnością zostanie podwyższony. Powtarzam z całą pewnością.

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski