Uroczystość Objawienia Pańskiego jest jednym z najstarszych świąt ku czci Jezusa Chrystusa. Potocznie nazywane świętem Trzech Króli jest dniem, w którym łączy się symbolika z rzeczywistością, czas z wiecznością, wiara z niewiarą i pogaństwo z kultem Żywego Boga. Teologia nazywa to wydarzenie Epifanią. Słowo to oznacza objawienie się Boga człowiekowi, ukazanie stworzeniu swojego bóstwa  przez Stworzyciela. Bóg „czyni to, objawiając swoją tajemnicę, swój dobrotliwy zamysł, który odwiecznie zawarł w Chrystusie”[i]. Tymczasem w wydarzeniu, którego jesteśmy świadkami, Bóg niczego nie robi. To ludzie objawiają nam Jezusa jako Boga-Człowieka i Króla. To mędrcy ze wschodu przynosząc dary Jezusowi, powiedzą nam, kimże jest to Dziecię.

 

Katechizmowo wiemy, że to podczas tego święta dziękujemy Bogu za mędrców, magów czy też królów, którzy przybywają ze Wschodu ofiarować Jezusowi swoje dary. Wśród tych darów jest złoto, kadzidło i mirra. Znaczenie tych darów nie jest nam również obce. Ze szkoły podstawowej wiemy, że trzej królowie przynosząc Jezusowi dary uznają w Nim tym samym Króla, Boga-Człowieka. Dziwnym wydaje się fakt nieobecności św. Józefa przy tym niezwykłym pokłonie, tymczasem Maryja bierze niejako pośredni udział w pokłonie mędrców[ii]. Czytamy bowiem: „Weszli do domu, zobaczyli Dziecko z Jego matką Maryją. Upadli na twarz i złożyli Mu hołd” (Mt 2, 11)[iii]. Bądźmy trochę wścibscy i zaglądnijmy do szkatuł mędrców ze Wschodu. Zanim ofiarują swoje dary Jezusowi, my zaspokójmy naszą ludzką ciekawość, rodem z zapleśniałych wenezuelskich seriali.

 

Zaglądamy ciekawskim okiem do pierwszej szkatuły. Oślepieni blaskiem złota pamiętamy, że niegdyś było ono najcenniejszym darem, jaki można było złożyć królowi. I co najciekawsze – nie oznaczało ono nigdy jakiegoś uniżenia przed władcą ani służalczości, lecz przede wszystkim miłość do władcy. Do dziś przecież złoto ofiarują sobie zakochani, jako najwyższy wyraz swojej miłości. Nie bez powodu również Karol Wojtyła zatytułował jedną ze swoich medytacji o sakramencie małżeństwa słowami „Przed sklepem jubilera”, gdzie przemyca alegorię złota w swoistym „drugim ja” wypowiadanym przez głównego bohatera dramatu. Złoto w dramacie miało być przeciwieństwem do „chwiejnej kładki wśród nenufarów i trzcin”[iv] a „ciężar tych złotych obrączek”[v] oznacza ciężar właściwy człowieka, którego się kocha. Warto także skojarzyć złoto z Apokalipsą świętego Jana, który opisuje Chwałę Nowego Jeruzalem. Pisze on, że „Rynek Miasta [Nowego Jeruzalem] to czyste złoto jak szkło przezroczyste” (Ap 21, 21). Dar mędrców ma zatem dalekosiężny zamysł, w którym dostrzegamy już złoto Nowego Miasta Jeruzalem, „zstępującego z nieba od Boga” (Ap 21, 10). Uznają w ten sposób magowie w Jezusie Króla nie tego ziemskiego, ale tego, który ma władzę o wiele większą i którego Królestwo nie jest stąd (por. J 18, 36).

 

Druga ze szkatuł ma wonne kadzidło. Palone dziś w kościołach przypomina nam o Bogu, który przyjmuje przyjemną woń naszej modlitwy. Okadzając dary ofiarne „okazujemy znakiem, że modlitwa i ofiara Kościoła wznosi się jak dym kadzielny przed oblicze Boga”[vi]. Widać tutaj nawiązanie mędrców do Starego Prawa, które zakłada składanie Bogu darów ofiarnych „spalanych na miłą woń” (Pwt 28, 2nn). Szereg przepisów dotyczących ofiar kadzielnych można znaleźć w Pięcioksięgu Mojżeszowym. Wszystkie one jednak mają jeden cel – miła woń dla Pana. Kadzidło zawsze palono dla Boga, a miła woń ofiar spalanych na ołtarzu jest dla Boga przyjemna i łagodzi Jego gniew. Dym kadzielny zawsze zresztą kojarzyć się będzie Izraelitom z Bogiem – Duchem Świętym, którego jeszcze nie znają. To przecież w obłoku dzieją się największe teofanie Starego Testamentu[vii]. W obłoku upatrują Żydzi obecności Boga żywego i zbawiającego[viii]. Mędrcy ze Wschodu, choć nie znali Starego Prawa ani przepisów traktujących o okadzaniu, zapewne w swoich religiach również mieli zwyczaj kadzenia bóstwa bądź darów składanych bóstwom.

 

Nasz nos wkładamy również do trzeciej szkatuły. Widzimy mirrę, która ma także wielkie znaczenie symboliczne wśród darów, jakie otrzymał Jezus. Dziś otrzymujemy ją z balsamowca mirry i służy do leczenia górnych dróg oddechowych, jako bardzo dobra pomoc przy leczeniu astmy i różnych infekcjach oddechowych. Kiedyś używano jej do balsamowania ciała po śmieci jako doskonały środek silnie opóźniający proces rozkładu ludzkich komórek. Współczesne badania wykazały również dość dobre właściwości uśmierzające ból powstały w ranach otwartych. Można by dojść przypadkiem do wniosku, że dar ten jest zaprzeczeniem dwóch poprzednich. Dlaczego Bóg – Król miałby cierpieć?  Cierpienie jest przecież ostatnim słowem pasującym do Boga Króla. Wbrew pozorom mirra przyniesiona przez jednego z mędrców nie zaprzeczy Bóstwu Jezusa, lecz je tylko potwierdzi. Cierpienie to zostało już dawno zapowiedziane przez Proroków Starego Testamentu a mirra jest początkiem wypełniającego się proroctwa Izajasza o Cierpiącym Słudze Jahwe (por. Iz 52, 13n, oraz Iz 53). Zjednoczenie osobowe Boskiej natury z ludzką w Jezusie nastąpiło już z chwilą poczęcia tej drugiej[ix] i nie wymaga ona potwierdzania przez mędrców. Ci jednak przynosząc w darze mirrę utwierdzają jedynie nas w słuszności naszej wiary w Boga-Człowieka.

 

Poznawszy znaczenie trzech darów, możemy zatem wysnuć proste wnioski, które powinny nam ułatwić przeżywanie Uroczystości Objawienia Pańskiego. Bóg bowiem objawia się człowiekowi w sposób najprostszy z możliwych – jako dziecko. Swoim dziecięctwem pokazuje nam, jak bardzo jest nam bliski, ale i jak wiele od nas zależy, by przyjąć wiarę w Niego. Bóg jako bezbronne dziecko pokazuje nam, jak bardzo jest od nas zależny. Jezus mógłby przecież w wieku 33 lat powiedzieć, że jest Bogiem-Człowiekiem i Królem. Tymczasem z samego przesłuchania u Piłata widzimy, jak trudno Go do tego wyznania przymusić. Pytamy się często, dlaczego się Jezus nie przyznał przed Piłatem do swojego bóstwa? Przecież ten, jako otwarty na Słowo Boże, byłby Go chętnie uwolnił. Jezus tymczasem nie lubi się powtarzać. To, że jest  Bogiem-Człowiekiem i Królem już dawno powiedział przez mędrców ze Wschodu, którzy przynosząc mu dary oznajmili tę wiadomość całemu światu. Przynajmniej tym, którzy mieli dobrą wolę tego się dowiedzieć. Bóg objawił nam się w osobie Jezusa Chrystusa w wydarzeniu betlejemskiej stajenki przy pomocy pogańskich mędrców. Pytamy się często, dlaczego nie przyszedł do swoich kapłanów w świątyni Jerozolimskiej? Z pomocą przyjdzie nam Karl Rahner, współczesny teolog katolicki, jezuita, który stanie po stronie Stwórcy w słowach: „Bóg wobec tego, co czyni człowiek, może odpowiedzieć na tysiąc różnych sposobów, (…) w sposób przerastający wyobraźnię”[x].

 

Do Uroczystości Objawienia Pańskiego nawiązuje obraz Williama Holmana Hunta „The Shadow of Death”[xi], który powstał około roku 1870. Obraz ten przedstawia młodego Jezusa, tańczącego w warsztacie ciesielskim swojego ziemskiego opiekuna Józefa. W tle widać okno warsztatu, którego szczytem jest mała okiennica w kształcie gwiazdy betlejemskiej. Za roztańczonym Jezusem na kolanach klęczy Maryja, porządkuje w składziku Józefa. Na ścianie obok okna powieszone są w pięknym układzie narzędzia ciesielskie Józefa. W samym obrazie nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że ukazuje on moment przejściowy w drodze Jezusa na Krzyż. Oto u stóp Jezusa leży szkarłatna opaska na głowę, zapowiadająca koronę cierniową, Sam Jezus tańcząc unosi dłonie w ten sposób, że ich cień pada na ścianę z narzędziami Józefa. Takie same narzędzia będą niedługo narzędziami kaźni Zbawiciela. No i Matka Boża, która robi porządek w warsztacie Oblubieńca, trafia na skrzynkę, w której niegdyś Józef ukrył dary Trzech Króli. Widać je spod wieka skrzyni. Przerażenie Maryi jest o tyle większe, że w tym momencie dostrzega na ścianie warsztatu sylwetkę ukrzyżowanego Syna ułożoną z jego padającego cienia.

 

Poznawszy prawdziwe przesłanie darów Trzech Króli powinniśmy zapytać się, na ile my, chrześcijanie a nawet katolicy, widzimy w Jezusie Boga, Króla, który za nas oddał życie. A na ile spłycamy jego nauczanie, tłumacząc, że jest tylko dziecinadą? Dziecię Jezus objawia się całemu pogańskiemu światu jako Bóg-Człowiek i Jednocześnie Król Wszechświata, a my chrześcijanie, katolicy mamy tyle bożków wokoło, czcimy ludzkie ciało a Króla Wszechświata chcemy zdegradować do roli Króla Polski. Marny dajemy blask przy betlejemskiej gwieździe. Jezus objawia się nam jako Bóg i czyni to w obecności pogańskich magów. Pytamy się z żalem Stwórcy, dlaczego nie objawił się nam, ludziom wierzącym, modlącym się na różańcu, co niedzielę będącym w Kościele. Stwórca nam odpowie, że objawia się nam codziennie na ołtarzu, a my przyjmujemy go jedynie językiem, bo po wyjściu z kościoła zapominamy, o co nas prosił przez usta kapłanów. A magowie? Ponad tysiąc kilometrów walczyli ze sobą, jak nie zdradzić Jezusa i jak o nim rozprawiać w swoich królestwach. Jezus objawił się nam jako cierpiący za nas Bóg-Człowiek, a my godni pożałowania katolicy nie potrafimy stanąć w obronie zdejmowanych krzyży w szkołach, urzędach, miejscach pracy, nie potrafimy stanąć w obronie życia tego nienarodzonego i tego u schyłku. Jezus ukazał nam się jako Król, a my godni pożałowania katolicy wybieramy zbrodniarzy, złodziei i dewiantów, aby nami rządzili. W świecie pięknie błyszczących pogan jesteśmy jak białe karły katolickiego wszechświata.

 

Ks. Maciej Sroczyński



[i]
        KKK 50

[ii]      Por. Podręcznik Teologii Dogmatycznej, red. W. Beinert, Kraków 1999, 95

[iii]     Biblia Poznańska, Wolniewicz – Peter, Poznań 2006

[iv]    K. Wojtyła, Poezje Dramaty Szkice – Jan Paweł II, Tryptyk Rzymski, Kraków 2003, 395

[v]     Tamże, 405

[vi]    OWMR 51

[vii]   Por. KKK 697

[viii]  Por. tamże

[ix]    Por. Dogmatyka Katolicka – Synteza, W. Granat, Lublin 1967, 237

[x]     Macierzyństwo Boże, K. Rahner w: Maryja w tajemnicy Chrystusa, red. S. C. Napiórkowski, Niepokalanów 1997, 303

[xi]    Tłum: Cień Śmierci. Obraz znajduje się w zbiorach Manchester Art Gallery