Dokładnie w Niedzielę Wielkanocną "Gazeta Wyborcza" postanowiła przedrukować w swoim serwisie internetowym tekst Joanny Bator poświęcony biografii św. siostry Faustyny Kowalskiej autorstwa Ewy K. Czaczkowskiej. "Histeryczka, dziwadło- mówiły o niej zakonnice"- czytamy w tytule linku do tekstu na facebookowym fanpejdżu "GW". W serwisie internetowym "Wyborczej" tytuł zaczyna się od słów "Nieświęty żywot siostry Faustyny". 

Z obu wersji tytułu wyłania się sugestia, że święta Faustyna raczej świętą nie była. Kolejni czytelnicy w komentarzach "diagnozują" stan psychiczny siostry Faustyny przypisując jej czy to schizofrenię, czy to chorobę afetywną-dwubiegunową (ChAD), czy to upośledzenie umysłowe. Sama autorka artykułu ze świętą siostrą Faustyną obchodzi się znacznie łagodniej, zachwycając się jej "bogatą wyobraźnią" i talentem literackim. Sugeruje, że Helena Kowalska to nie tyle mistyczka, która widziała Pana Jezusa, rozmawiała z Nim i otrzymała od Zbawiciela misję rozpowszechnienia jednego z najpopularniejszych dziś Jego wizerunków, co... wrażliwa, artystyczna dusza, niezrozumiana w swoim środowisku, pozbawiona możliwości rozwijania swojej nieprzeciętnej wyobraźni i talentu. Kogoś w stylu "Janka Muzykanta", tytułowego bohatera noweli Henryka Sienkiewicza, lub też malarza prymitywisty, Nikifora Krynickiego, którego zresztą dwukrotnie przywołuje w tekście Joanna Bator. Autorka zachęca, aby "Dzienniczek" Faustyny czytać równiież jako powieść autobiograficzną, "takiego pisanego Nikifora".

"Histeryczka, zwiedziona przez złego ducha, oszustka - tak nazywały Faustynę inne siostry. Ci, którzy najpierw jej nie wierzyli, w końcu uznali ją za wielką mistyczkę i świętą. Dla innych pozostała wiejską dziewczyną, której się coś zwidziało, niezaspokojoną seksualnie, może chorą psychicznie konfabulantką"- czytamy w artykule "Nieświęty żywot siostry Faustyny...". Autorka opisuje biografię autorstwa Ewy K. Czaczkowskiej, z której można "niemal co do minuty" dowiedzieć się, kiedy dokładnie Helenie Kowalskiej ukazał się Jezus. 

"Wierzę w głębię i autentyczność wewnętrznych doświadczeń Faustyny, ale wszelkich bogów uważam za niezbyt udany ludzki wymysł. Dlatego szukam między wierszami innej Faustyny, ziemskiej artystki zapatrzonej w niebo"-podkreśla Joanna Bator. Autorka przekonuje, że siostra Faustyna była po prostu artystką, pisarką obdarzoną tak bogatą wyobraźnię, że mogła obdarować nią "kilka klasztorów zamieszkanych często przez wredne i zawistne siostry". 

Później Bator nakreśla biografię Heleny Kowalskiej, późniejszej siostry Faustyny, mistyczki, świętej Kościoła Katolickiego, która prawdziwie i bezgranicznie kochała Pana Jezusa. W rodzinie "bieda aż piszczy", ojciec jest surowy i stosuje przemoc fizyczną, oprócz tego ma inne "drażniące obyczaje"- budzi się o świcie i na cały głos wyśpiewuje pieśni religijne. Helena już od dzieciństwa wykazuje pobożność, pielęgnuje domowy ołtarzyk, chętnie uczęszcza na msze święte. Kończy trzy klasy szkoły powszechnej, pasąc krowy na łące czyta "jakieś religijne książki". To te właśnie lektury miały, zdaniem autorki, wywrzeć wielki wpływ na wyobraźnię wrażliwej i wyobcowanej dziewczynki.

"Z najnowszej biografii wyłania się obraz dziewczynki fiksum-dyrdum, która odczuwa gwałtowne pragnienie innego życia. Opowieści o losach świętych, o pielgrzymach robiły na małej Helenie ogromne wrażenie, tak jak na każdym nieprzeciętnym dziecku robi wrażenie nagłe odkrycie, że jest coś jeszcze, coś więcej niż codzienność. Ponoć rwała się do nauki i chciała uczyć innych, ale nie miała na to żadnych szans. Lubiła opowiadać. Święci, pielgrzymi, Jezus, Matka Boska. Imaginarium małej Heleny kształtowały historie i artefakty z religii katolickiej, były częścią jej świata"-pisze autorka artykułu "Nieświęty żywot siostry Faustyny..." W ten sposób, zdaniem Joanny Bator, zakiełkowało we wrażliwej, marzycielskiej dziewczynce z ubogiej, chłopskiej rodziny, dziewczynce od małego przeznaczonej do prac fizycznych i służby w obcych domach, pragnienie wstąpienia do zakonu i zostania "wielką świętą". W wieku 16 lat Helena Kowalska trafia na służżbę do rodziny z Aleksandrowa pod Łodzią, gdzie "przeżywa wstrząs nerwowy" i pierwszy raz mówi wprost o swoim powołaniu zakonnym. Rodzice nie wyrażają zgody ze względów finansowych, jednak pragnienie wstąpienia do klasztoru umacnia się. W roku 1924 na potańcówce w Łodzi (w tym bowiem mieście przyszła siostra zakonna znajduje kolejną posadę), Helena Kowalska bawi się z siostrami na potańcówce i po raz pierwszy widzi Jezusa, który przemawia do niej "niczym zazdrosny młodzieniec". Po pewnym czasie, wbrew woli rodziców, wstępuje do klasztoru

"Daleko odeszła od swojej chłopskiej chałupy, a może zawsze to wzbuddzało w niej wstręt- wiecznie ciężarna matka, cała ta fizjologia, ciągły płacz niemowląt"- zastanawia się autorka. 

Joanna Bator, na podstawie biografii Ewy Czaczkowskiej, opisuje "drugie oblicze" św. Faustyny: "zmysłową kobietę, dla której brak seksu był problemem", autorki "mistycznej erotyki", która "przybiera niekiedy tony bardzo ziemskie i organiczne".

W ocenie autorki, życie klasztorne wśród "kobiet o dziwnych imionach", było dla siostry Faystyny rozczarowaniem i zaczęła nawet myśleć o wystąpieniu z klasztoru, dzielącego się na siostry "pierwszego i drugiego chóru". Uboga i niewykształcona Faustyna trafia do tego drugiego, pracuje fizycznie, a jej doświadczenia mistyczne odbierane są jako "ekstrawagancja". Staje się czarną owcą, jest szykanowana. 

"Faustyna w miarę upływu czasu konkretyzuje swoje trzy wizje: pragnie, by powstał obraz Jezusa Miłosiernego taki, jaki widzi w swoim umyśle, by ustanowiono święto miłosierdzia i założono zgromadzenie szerzące miłosierdzie. Na jej pomysły nikt jednak nie czekał. Żadnych "nowostek", jak mówi cytowana przez Czaczkowską jedna z przełożonych Faustyny. Naiwni ateiści lubią zarzucać świętym ich mało spektakularne cuda i w najlepszym razie mętne przepowiednie. Nie inaczej było w przypadku Faustyny. Jakieś nadzwyczajne plony pomidorów i truskawek rodzących się pod jej ręką, dar bilokacji potwierdzony pod przysięgą przez siostrę Amatę. Wizja wojny, a ta zawsze gdzieś się zdarzy, płonące miasto, a te zawsze gdzieś płoną, śmierć "wyproszona" już po śmierci własnej dla siostry, która też była chora na nieuleczalną wówczas gruźlicę. Rzeczywiście mało przekonujące"- czytamy w artykule. 

Bliższy cudu, zdaniem autorki, jest fakt że "prosta zakonnica powoli wywarła olbrzymi wpływ na religijność i Kościół", a to dzięki wstawiennictwu ks. Michała Sopoćki. Według instrukcji Faustyny powstają wizerunki Jezusa Miłosiernego. Siostra nie jest zadowolona z obrazu autorstwa Eugeniusza Kazimirowskiego. Kolejne obrazy "Jezu, ufam Tobie" tworzą Ludomir Sieńdziński i Adolf Hyła". 

"Gdyby nie "Dzienniczek", dziedzictwo Faustyny nie przedstawiałoby się specjalnie interesująco dla osoby niereligijnej. Za jej sprawą powstał jeden z najbardziej kiczowatych wizerunków w Kościele katolickim - Jezus, spod którego szaty niepokojąco wytryskują dwa strumienie, biały i czerwony. Szkoda, że siostra Faustyna sama nie umiała malować. Albo że nie spotkała Nikifora. On może potrafiłby nadać jej wyobrażeniom odpowiednią formę"- podkreśla Joanna Bator.

"Umarła w wieku chrystusowym. Cierpiała. Miała gruźlicę, która zaatakowała jej narządy wewnętrzne. Faustyna dobrze odnajduje się w miłosnym masochizmie. Umartwiała się zresztą wcześniej. Gdy szła z księdzem z komunią do chorych sióstr, zakładała pas zrobiony z ostrej metalowej siatki. Podobny miała na kostki lub nadgarstki. Jezus ukazuje jej się zakrwawiony, poraniony, a "oblubienica musi być podobna do oblubieńca swego". Usensownione cierpienie staje się dla Faustyny rozkoszą. "Bóg ją ćwiczy", tak to brzmi w jej języku."-pisze autorka, przywołując pracę psychoanalityczki i językoznawczyni, Julii Kristevej. Kristeva, powołując się na św. Teresę z Avii, radzi, aby cierpienie zamienić w ekstazę, a ból- w pieśń chwały.

"Faustyna ujmowała swoje cierpienie w podobnych, choć prostszych słowach. Jest już wtedy w takiej zażyłości z towarzyszącym jej cieniem, że czasami stanowią jedność. Zrobiła to, czego chciał od niej Jezus. Z wdzięczności on "załatwia jej" nawet separatkę w szpitalu w Prądniku Białym, o czym powiadamia ją wewnętrznie. I to tam pierwszy raz w życiu chora Faustyna ma spokój i tak upragnioną intymność. Pierwszy własny pokój. Umierająca Faustyna utożsamia się z cierpiącym Jezusem. Jezus staje się poniewieraną, pracującą ponad siły kobietą"-czytamy w artykule na łamach "GW". Autorka podsumowuje, że przez zaledwie 33 lata życia Faustynie udało się "zrealizować niemal każdy szalony plan". 

To miłe, że autorka, mimo własnej niewiary, którą podkreśla w początkowym fragmencie tekstu, dostrzega wartość artystyczną pism mistyczki i świętej Kościoła Katolickiego. Szkoda tylko, że za wszelką cenę stara się udowodnić, że mamy tu do czynienia z wrażliwą, artystyczną duszą, niezrozumianą w swoim środowisku i... I nic poza tym. I że pod płaszczkiem "nowego spojrzenia" na siostrę Faustynę kryje się sugestia, że jej doświadczenia to tylko bogata wyobraźnia, ucieczka od trudnego życia, a w ogóle to obraz Jezusa Miłosiernego" jest "religijnym kiczem", na którym krew i woda "niepokojąco" wytryskują z serca Zbawiciela i lepiej, żeby obraz namalował Nikifor lub inny uznany malarz. Być może fakt, że tekst z maja 2012 r. postanowiono przedrukować właśnie w Wielkanoc, ma też inne przesłanie: Jezus- najważniejszy przecież w tych świętach, to "bajka", a święci to po prostu ludzie wrażliwi, obdarzeni bogatą wyobraźnią, a niekiedy po prostu chorzy- jeśli spojrzymy w komentarze, właśnie ta ostatnia wersja znajduje najwięcej zwolenników wśród czytelników "Wyborczej", mimo iż sama autorka artykułu sugeruje inaczej.

JJ/Wyborcza.pl, Fronda.pl