"Wybór prezydenta w powszechnym głosowaniu to zły pomysł, szczególnie w tak podzielonym kraju jak Francja. Układ parlamentarny, który pozwala na budowę koalicji, byłby o wiele lepiej dostosowany do współczesnych czasów. To mają Niemcy" - mówi w rozmowie z Jędrzejem Bieleckim z "Rzeczpospolitej" ceniony francuski pisarz, Guy Sorman.

Zdaniem Sormana Francuzi głosują, kierując się emocjami. Dopiero potem okaże się, że nowy prezydent być może nie będzie mógł realizować swojego programu, bo Francuzi tak naprawdę wcale go nie popierają. Nie dość na tym - wiele kompetencji przekazano już Unii Europejskiej. Problemem może być też fakt, że nowy prezydent nie będzie ani przedstawicielem socjalistów, ani gaullistów. "Jest więc prawdopodobne, że nowy prezydent po czerwcowych wyborach parlamentarnych nie będzie miał większości w Zgromadzeniu Narodowym. Mitterrand i Chirac znaleźli się w takiej sytuacji. Nie mieli żadnej władzy" - mówi Sorman.

Pisarz sądzi, że wielu Francuzów jest też sfrustrowanych minioną potęgą ich kraju. "o pierwsze, Francja była potęgą, ale przestała nią być. To wywołuje frustrację, którą potęguje szkoła, gdzie historia Francji jest przedstawiana jaką ciąg błyskotliwych dokonań, proces oświecania świata" - mówi. Swoją rolę odgrywa też jego zdaniem... katolicyzm. Wprawdze Francuzi, jak mówi Sorman, "nie chodzą na msze, w nic już nie wierzą", ale na społeczeństwo patrzą hierarchicznie. "Spór teologiczny jest ważniejszy od analizy rzeczywistości. Ofensywa Le Pen i Melanchona to współczesna wersja tej dysputy. Warto pamiętać, że Kościół katolicki miał zawsze u nas charakter narodowy, podobnie jak w Polsce" - mówi pisarz.

Zdaniem Sormana ogromny wpływ na postawy Francuzów ma też fakt, że 25 procent zatrudnionych w tym kraju to urzędnicy - obawiają się wszystkiego, co może naruszyć ich wyjątkowy status.

Pisarz przekonuje, że we Francji trzeba dwóch pilnych zmian - statusu urzędników oraz kodeksu pracy sektora prywatnego. To te kwestie wpływają na ciężar dlugu, wymiar podatków, wysokie bezrobocie oraz niski wzrost gospodarczy. Jednak wszyscy kandydaci na prezydenta są tu ostrożni, nikt nie proponuje głębokich zmian.

mod/rzeczpospolita