Grzegorz Strzemecki

Uwaga Rodzice! Po skompromitowanych seks-edukatorach nowym zagrożeniem dla dzieci i młodzieży w szkołach są tzw. edukatorzy antydyskryminacyjni, którzy w tym roku szkolnym mogą być szczególnie aktywni i natrętni.

 

Tak zwana "edukacja antydyskryminacyjna" trafia do szkół przede wszystkim za sprawą licznych fundacji i stowarzyszeń hojnie finansowanych przez rozmaite instytucje UE, ONZ i fundusze prywatne, przekonujących o jej szczytnych celach, którymi rzekomo są troska o niepełnosprawnych, ubogich, cudzoziemców etc. Rzeczywiste, niebezpieczne cele są starannie ukrywane, dzięki czemu wiele szkół i wielu rodziców chętnie godzi się na wprowadzanie takiej "edukacji", zwłaszcza że kuszeni są dodatkowymi środkami finansowymi dla szkół. 

Zaczyna się często od wprowadzenia szkolnych "kodeksów równego traktowania" w ramach projektów realizowanych przez takie organizacje jak "Fundacja na rzecz Różnorodności Społecznej" (FRS) czy Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej (TEA).  W kodeksach tych umieszcza się pozornie niewinne zapisy o niedyskryminowaniu osób o odmiennych orientacjach i upodobaniach seksualnych. Już na etapie ich opracowywania i wdrażania kodeksu zajęcia z dziećmi prowadzą tzw. edukatorzy antydyskryminacyjni, którymi często są aktywni homoseksualiści.

Później okazuje się, że nie chodzi jednak mniej lub bardziej rozsądny egalitaryzm, ponieważ na dalszych etapach tej edukacji  okazuje się, że właśnie wątek LGBTQ zajmuje dominującą pozycję, a problematyka, punkt widzenia, wreszcie ideologia LGBTQ (nazywana teorią queer)  stają się treścią tej edukacji i mają kształtować umysły młodych ludzi. Celem tej ideologii jest zaburzenie pojęć płci i seksualności, a w konsekwencji zaburzenia postrzegania i odczuwania płci i seksualności, co prowadzi nie tylko do zaburzenia (a może raczej destrukcji) tożsamości płciowej, a na tej bazie do destrukcji pojęć i instytucji społecznych tak istotnych jak rodzicielstwo, rodzina i małżeństwo oraz zastąpienie ich queer-seksualnymi atrapami w rodzaju poliamorycznej (wieloosobowej) pseudo-rodziny queer, której członków łączą rożne homo- hetero- i queer-seksualne relacje.

Promotorzy EA uważają wychowanie do normalnej rodziny składającej się z kobiety, mężczyzny oraz ich dzieci za oburzający skandal i przejaw tzw. homofobii. Domagają się zmian w programach i podręcznikach szkolnych tak, by związki homoseksualne lub jeszcze bardziej wynaturzone związki wieloosobowe o mieszanych relacjach homo i heteroseksualnych przedstawiać młodzieży jako równoprawne wzorce wychowawcze.

Charakterystycznym projektem edukacji antydyskryminacyjnej była przygotowana przez uczniów szkoły w Piątkowisku k. Łodzi wystawap.t. "Stop dyskryminacji!". Projekt obejmował serię plakatów ze zdjęciami całujących się mężczyzn i hasłami takimi jak "Radość seksu lesbijskiego" oraz "Chłopak, którego chciałem mieć całe życie".

Innym typowym projektem są "Warsztaty antydyskryminacyjne" opublikowne przez Stowarzyszenie przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii. Publikacja całą swoją strukturą ukazuje istotę tej edukacji:  jądro służące zaburzaniu seksualności jest opakowane w otoczkę walki o tolerancję wobec Żydów, Cyganów (Romów), ubogich itp. Pierwsze 20 stron opisuje działania poświęconej tej tematyce przeprowadzone przez grupę młodzieży. Dopiero dalej znajdujemy zasadniczą część, czyli faktyczny  scenariusz warsztatów.  Dotyczy on jednak nie dyskryminacji ze względu na różne cechy (jak na początku), ale jest ściśle ukierunkowany, co pokazuje sam tytuł:  "Warsztaty antyhomo- i antytransfobiczne."

W ramach tych zajęć wszyscy, co do jednego, uczniowie mają się możliwie najdokładniej wcielać w role homo- i trans-seksualistow - stwierdza autorka, Marta Konarzewska przedstawiająca się jako nauczycielka, lesbijka i teoretyczka queer. To ostatnie wiele wyjaśnia, bo owa teoria queer właśnie w takim wcielaniu się  w niestereotypowe role seksualne widzi sposób na zaburzenie postrzegania i odczuwania płci  i seksualności.

Destrukcja naturalnej męskiej albo kobiecej seksualności i zastąpienie jej gamą zmieniających się homo- bi- trans- i innych queer-seksualności to zasadniczy cel zabiegów polityki queer, jak piszą ideolodzy gender-queer.  W tym wypadku te zaburzające psychikę  aplikowana dzieciom i młodzieży. Wiele wskazuje na to, że jest to działanie skuteczne:  w szeregu krajów Zachodu rośnie liczba przypadków zaburzeń tożsamości płciowej i wzrostu zachowań homoseksualnych u dzieci i młodzieży.

Promotorzy owej "edukacji antydyskryminacyjnej" już w zeszłym roku szkolnym zapowiadali wzmożoną aktywność w szkołach. W listach do szefowej MEN domagali się intensyfikacji działań na tym polu, w czym wspierał ich tzw. Rzecznik Praw Obywatelskich (piszę "tzw.", bo powinien nazywać się rzecznikiem przywilejów LGBTQ). Podstawą ich działań był opracowany przez TEA raport, w którym naciągane statystyki ukazują znaczną skalę dyskryminacji, przekonując o konieczności jej zwalczania.

W związku z przygotowywaną na ten rok szkolny ofensywą promotorów edukacji antydyskryminacyjnej, kilka organizacji prorodzinnych wystosowało list ostrzegający przed nią  do dyrektorów szkół, nauczycieli i rad rodziców. Ponieważ wyjaśnia on zwięźle istotę zagrożeń wynikających z edukacji antydyskryminacyjnej, zachęcamy do zapoznania się z jego treścią (dostępny jest  TUTAJ) i  rozpowszechnienia go wśród rodziców, nauczycieli oraz dyrektorów szkół. Dokumenty potwierdzające rzetelność podanych informacji   można znaleźć TUTAJ . Więcej informacji jest dostępne TUTAJ. Warto pamiętać, że wiedza ta może być bardzo przydatna w przekonywaniu innych, mniej zorientowanych i oszukiwanych przez mainstreamowe media rodziców o tym, że edukacja ta stanowi zagrożenie dla ich dzieci.

 

Ponieważ list został rozesłany w papierowej formie do 20 tys. polskich szkół, proponujemy rodzicom zapytać dyrekcję szkoły ich dzieci, czy list do niej dotarł i czy planuje w związku z tym jakieś kroki. Przede wszystkim jednak zachęcamy rodziców do czujności i aktywności, by nie dopuścić "edukatorów antydyskryminacyjnych" do szkół. Najłatwiej kontrolować to poprzez szkolną radę rodziców, ale - przypominamy - także pojedynczy rodzic ma prawo chronić swoje dziecko przed demoralizacją i innymi destrukcyjnymi działaniami, bo szkody poczynione przez taką edukację mogą być nieodwracalne. To ważne, bo w Polsce możemy jeszcze się temu przeciwstawić, podczas gdy w wielu krajach taka niszcząca psychikę dziecka "edukacja" jest obowiązkowa, a sprzeciw wobec niej jest już karalny.

 

P.S.

Do problematyki tzw. edukacji antydyskryminacyjnej, jako ważnego i niebezpiecznego oręża genderyzmu będziemy jeszcze wracać.