Rządy PiS przyniosły Polsce ok. 40 mld. wzrost dochodów podatkowych, których przedtem nie uzyskiwano. Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal, co jednak można byłoby zrobić za te pieniądze? Odpowiedź jest druzgocąca dla III RP.

 

W artykule sprzed kilku dni (TUTAJ) pokazałem jak po rozwiązaniu problemu mafii vat-owskich przez rząd PiS dochody podatkowe wzrosły o około 40 mld zł. Przypominam pokazujący to wykres, na którym fioletowa linia oznacza owe oczekiwane (ekstrapolowane) dochody, których można byłoby się spodziewać po rządach PO-PSL lub podobnych, a czerwona strzałka wskazuje różnicę między nimi, a faktycznie osiągniętymi dochodami w 2017 r. Zdecydowany wzrost dochodów podatkowych za każdym razem, kiedy PiS dochodzi do władzy (zielone prostokąty) mówi wystarczająco dużo o III RP każdemu, kto chce z tego faktu wyciągać racjonalne wnioski. Za pomocą linijki (fizycznej lub wirtualnej) każdy może łatwo dokonać analogicznych porównań okresu pierwszego rządu PiS z latami poprzedzającymi.

 

Brak 40 mld. zł co rok przez dziewięć lat to ubytek około 360 mld zł, co zgadza się z szacunkami ekspertów oceniających lukę vatowską na co najmniej 200 mld zł. Nawet jeśli jest to kwota nieco przeszacowana, to trzeba pamiętać, że publiczne pieniądze kradziono (i pewnie wciąć kradnie się) również na inne sposoby, np. przez "reprywatyzację". Dlatego owe 40 mln raczej nie zawyżają skali złodziejstwa. Dodajmy jedno zastrzeżenie: nie idealizuję, ani nie potrzebuję idealizować PiS, bo to co w tej analizie przedstawiam jest porównaniem z innymi rządami. I to porównanie pokazuje wystarczająco dużo - oczywiście o ile ktoś chce patrzeć i wyciągać wnioski. Każdy może sam ocenić, czy skutki poczynań obecnego rządu przypominają nalot szarańczy, jak sugeruje to szef PO, Grzegorz Schetyna.

 

Czterdzieści miliardów to dla zwykłego człowieka trudno wyobrażalna suma, ale wyobraźmy sobie, że ktoś nam z pensji odejmuje 10,6%. Jasne że przeżyjemy, ale odczujemy to jako znaczące ograniczenie. Dla przeciętnego człowieka i dla budżetu państwa większa część wydatków to pozycje stałe lub quasi-stałe. Margines swobody kształtowania wydatków jest więc dużo, dużo mniejszy niż całość budżetu. To oznacza, że owe 10,6% odczuwamy faktycznie jako znacznie większy uszczerbek, a taką właśnie część wydatków budżetowych w 2017 r. (375,8 mld zł) stanowiło owe 40 miliardów. Żeby zobrazować skalę tej straty zestawiłem ją z kosztami wyobrażalnych obiektów:

a) autostrady A1 (559 km od początkowego węzła koło Gdańska do granicy z Czechami) b) całej planowanej drugiej linii warszawskiego metra M2, prowadzonej zamaszystymi zawijasami przez całą Warszawę (31km i 27 stacji) od Mor do Brudna, o prawie połowę dłuższej od pierwszej, 21-kilometrowej linii M1.

 

 

Autostrada A1; linia przerywana - odcinek jeszcze nie oddany do użytku. źródło: Wikipedia

 

 

 

Druga linia metra w Warszawie - kolor różowo-fioletowy, ciemniejszy odcień - odcinek gotowy, w eksploatacji. Żródło: wikipedia

Koszt obu nieskończonych inwestycji oszacowałem proporcjonalnie na podstawie wyliczonej wcześniej średniej ceny jednostkowej (stacji metra lub kilometra autostrady (dane dostępne TUTAJ i TUTAJ; kto nie wierzy wikipedii, niech sprawdza cytowane w niej źródła). Takie przybliżenie wystarczy dla naszych celów. Pamiętajmy, że jeśli chodzi o metro, jest to rachunek zawyżający, bo odcinek biegnący pod Centrum i pod Wisłą musiał być najdroższy. Uwaga: nie biorę tu w ogóle pod uwagę dofinansowania z UE, które w przypadku oddanych do użytku 7 stacji linii metra M2 wyniosło 60%.

Wyrażenie strat budżetu w potencjalnych inwestycjach przemawia do wyobraźni. Koszt całej autostrady A1 to 18,5 mld zł, a całej linii metra M2 - 23 mld zł, co razem daje 41,5 mld zł, a biorąc pod uwagę zawyżające oszacowanie można przyjąć, że byłoby to nie więcej niż 40 mld zł.

SIC! 40 miliardów "odnalezione" w budżecie w jednym tylko roku sfinansowałyby linię metra przez całą Warszawę i autostradę przez całą Polskę. Bez żadnych dofinansowań!

Odsłania się przed nami druzgocąca prawda o rządach PO-PSL, SLD i prawdopodobnie także pozostałych rządach III RP, choć ich tutaj nie analizujemy. Systemowe złodziejstwo III RP było gigantyczną kulą u nogi polskiego rozwoju (na ile wciąż jest? - to odrębne pytanie). Gdyby nie ono, Polska mogłaby już dawno wybudować kilka autostrad przez całą Polskę i kilka linii metra, nie tylko w Warszawie, ale również w Krakowie i Łodzi (nie musiałyby przecież być tak długie jak M2), i zostałoby jeszcze sporo na inne inwestycje w infrastrukturę, służbę zdrowia czy obronę, np. na system rakiet Patriot.

To wszystko mogłoby powstać już lata temu, ale nie powstało, bo zawsze było za mało pieniędzy, kradzionych np. przez vat-owskie mafie. Jan-Vincent Rostowski mógł z przekonaniem mówić, że pieniędzy nie ma i nie będzie, bo w paradygmacie III RP, stworzonego dla złodziei państwa z którym się utożsamiał, ukradzione pieniądze były z założenia nie do odnalezienia i nie do odzyskania.

Trudno dostrzec to, czego nie zbudowano. Dopiero taka analiza pokazuje fantomy autostrad i linii metra, które mogłyby powstać, a nie powstały. Niezbudowanych autostrad gołym okiem nie widać, a czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Dlatego Agnieszka Holland może szczerze twierdzić, że PO zapewniła Polsce kilka dobrych lat i dlatego jej marzeniem jest tylko żeby było tak jak było. Poza tym jej "etos" nakazuje a priori pluć na PiS, a nie rzetelnie analizować jego poczynania.

Skoro nie widać niezrealizowanych inwestycji, to tym bardziej nie widać ich niespełnionych skutków - gospodarczego i cywilizacyjnego skoku jaki mógłby już wcześniej dokonać się w Polsce po zrealizowaniu szeregu takich pro-rozwojowych przedsięwzięć, jak np. budowa trzech, a nawet pięciu kompletnych autostrad.

Ale przecież są także rzeczy widoczne i namacalne. Warszawa okradziona "reprywatyzacyjnymi" odszkodowaniami przyznawanymi przez urzędników HGW oraz przez "niezawisłych", "nieskazitelnych" i "politycznie niezależnych" sędziów, tysiące wyrzuconych na bruk mieszkańców i analogiczne procedery w innych miastach (pozostające jeszcze do bliższego rozpoznania) to aż nadto widoczna część bilansu owych kilku dobrych lat. Skupiona w Warszawie i innych wielkich miastach "światła i postępowa inteligencja" zignorowała ten aż nadto widoczny bilans, masowo głosując za kontynuacją III RP. Jak miałaby więc dostrzec i wziąć pod uwagę niewidoczne gołym okiem fantomy niezbudowanych autostrad i linii metra, tym bardziej, że gdyby je dostrzegła musiałaby przyznać sama przed sobą, że ponosi odpowiedzialność za te zaniechania i opóźnienia.

Tak. Gigantyczne wieloletnie opóźnienia w budowie sieci autostrad w Polsce i sieci linii metra w Warszawie (a także innych tego typu przedsięwzięć) to bezpośredni skutek wyborów politycznych "światłej i postępowej", inteligencji, tak hołubiącej wyobrażenie o sobie, jako prorozwojowej części społeczeństwa. To wyobrażenie jest całkowitą bzdurą.

W rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie. Porównanie skutków działania rządów, które owa "światła inteligencja" od zarania III RP popierała i popiera, z rządami które stale zwalcza, jakże często z furiacką zajadłością, pokazuje brutalną prawdę: owa "światła i postępowa" inteligencja, a ściślej jej wybory polityczne są największym hamulcem rozwoju Polski, gigantyczną kulą u nogi, od trzydziestu lat spowalniającą wzrost gospodarczy.

Bo złodziejstwo nie jest czynnikiem postępu, wbrew naukom tuskoidów o pierwszym milionie, który trzeba ukraść. Takich właśnie tuskoidów "światła i postępowa" inteligencja ukochała i postawiła na piedestałach III RP jako swoje najwyższe autorytety (patrz np. TUTAJ).

Czy pokazanie wymownej różnicy skutków działań różnych rządów III RP zmieni coś w postawach i politycznych wyborach "światłych inteligentów"? Skrajnie niezrównoważone, czasem wręcz furiackie zachowania wielu "autorytetów" tej grupy każą widzieć to sceptycznie. Fakt, że skutki rządów PiS jaskrawo pokazują brutalną prawdę o III RP może dla wielu stać się dodatkowym bodźcem by jeszcze bardziej PiS i jego wyborców nienawidzić. Będziemy mieli po raz kolejny okazję przekonać się, jaki jest ten ich "etos".

P.S.

W odpowiedzi na uwagi do poprzedniego artykułu zamieszczam wykresy pokazujące aktualny deficyt budżetowy i zadłużenie skarbu państwa na tle lat poprzednich. Zielone prostokąty, jak na poprzednim wykresie, oznaczają czas rządów PiS. To kolejny przyczynek do oceny, czy możemy mówić o nalocie "PiS-owskiej szarańczy".

 

(źródło: roczne sprawozdania z wykonania budżetu państwa dostępne TUTAJ)

 

 

źródło: Rządowe roczne raporty o zadłużeniu skarbu państwa dostępne TUTAJ